Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeden dobry, drugi zły

DELL
Niby nic się nie stało, ale coś było nie w porządku. Szybko zorientował się, co: choć nie patrzył na deskę rozdzielczą, to jednak musiał kątem oka zarejestrować niepotrzebny ruch wskazówki - i to go zaalarmowało. Wszystko było jasne: rosła temperatura.

Przy drodze

   Nie było na co czekać. Wyrzucił bieg na luz, włączył kierunkowskaz. Nie musiał wpadać w popłoch: wieś była tuż, tuż. Wystarczyło dojechać rozpędem do pierwszych zabudowań.
   Zatrzymał się, otworzył maskę. Tak, stary grzech: wyjechał w upalny dzień w trasę nie sprawdziwszy, czy przypadkiem woda z chłodnicy nie zdematerializowała się... Zbiornik wyrównawczy świecił pustką, nietrudno było się domyślić, że i w układzie musiało jej brakować. Ale to przecież żaden problem: wystarczy dolać i wszystko powinno wrócić do normy.
   Problem jednak był. Na bramie wisiała wyraźna tabliczka, przestrzegająca przed psami. Jej treść brzmiała wprawdzie nieco swawolnie, ale... Od dziecka cierpiał na kynofobię, nie chciał podejmować ryzyka pokąsania. Wrócił do auta, nacisnął klakson. Istny dźwięk trąb jerychońskich spełnił zadanie: z domu wyszedł mężczyzna. - Śmiało, śmiało - zachęcił. - Gość w dom...
   Kierowca zawahał się: naprawdę czuł lęk przed psami. - Nie pogryzą? - zawołał.
   Ale gospodarz żwawo szedł ku bramie. Otworzył na oścież. - Jakaś awaria? - zapytał - i szybko się domyślił, co: spod maski snuła się nitka pary wodnej. - Aha, aha... Pan pozwoli, zaraz nalejemy: ciepłą, z bojlera, żeby chłodnicy nie rozsadziło.
   Przybysz jednak wahał się. - Jakby pan był taki dobry... - poprosił. - A ja może zostanę. Wie pan: boję się psów...
   Mężczyzna stracił nagle uśmiech. Poszarzał. - Nie ma piesków - mruknął. - Były, ale nie ma. Proszę wejść.
   Zabrzmiało niepokojąco. Ale zaintrygowany kierowca nie musiał długo się zastanawiać. Widocznie ta sprawa leżała gospodarzowi na sercu, bo krzątając się w poszukiwaniu wiadra, potem przy kranie, opowiedział, rwanymi zdaniami: - Zawsze miałem pieski. Kocham je. Nie muszą być rasowe. Przybłędy nawet lepsze. Wierniejsze. Miałem dwa. Fruzię i Dona. Mieszańce. Don takie cielę. Łagodny. Fruzia ostra. Wilczyca. Zawsze za ogrodzeniem. Wiadomo: pies to pies. Zobaczy kurę, zagryzie. Królika tak samo. Kota pogoni. A to wszystko samopas chodzi. Po co nieszczęście? Ale komu przeszkadzały? Ani ugryzły, ani postraszyły. Zawsze za płotem. Wczoraj wychodzę z karmą. Nie czekały. Wołam. Nie ma piesków. Znalazłem przy siatce. Sztywne były. Piana w pyszczkach. Lekarz mówi, że otrute. Panie: psa otruć to gorzej niż człowieka! Człowiek ma rozum, człowiek może być zły. Ale pies? Psa zabić?
   Chyba za dużo powiedział. Wolną od wiadra ręką zaczął pośpiesznie wycierać łzy.
   Pożegnali się bez słów. Uściskiem dłoni. Temperatura spadła, samochód nadawał się do jazdy. (DELL)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski