Jedna rozmowa kończy dwie kariery polityczne

Poseł czterech kadencji, szef pomorskich struktur PO, prezydencki minister, szef gabinetu premiera i w końcu minister transportu. Wszystkie te stanowiska Sławomir Nowak piastował jeszcze przed 40. rokiem życia. Błyskotliwą karierę zakończyło jednak zamiłowanie do luksusu.

Jeszcze kilka miesięcy temu Nowak mógł być przymierzany do najwyższych stanowisk. Wszystko zmieniło się po ubiegłorocznej publikacji tygodnika „Wprost”. Przeczytaliśmy o niejasnych kontaktach Nowaka z biznesmenami, zdobywającymi kolejne zlecenia od państwowych spółek, o imprezach w „lokalach dla bogaczy” i sześciu drogich zegarkach, z których minister nie potrafił się rozsądnie wytłumaczyć (mówił, że wymienia się nimi z kolegami).

Jeden z zegarków kosztował Nowaka stanowisko. Wartego ponad 10 tys. zł cacka polityk nie wpisał do oświadczenia majątkowego i sprawą zajęła się prokuratura. Minister transportu podał się do dymisji i jak donosiły niektóre media, „zaszył się” w Gdańsku, czekając na możliwość powrotu.

Po wczorajszej publikacji „Wprost” Nowak nie ma już czego szukać w polityce. Po ujawnieniu przez tygodnik, że prosił o pomoc byłego wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza w sprawie kontroli podatkowej w firmie żony, sam zrezygnował z członkostwa w PO.

O nowej drodze zawodowej powinien też poważnie pomyśleć kolega Nowaka, który według ujawnionego nagrania miał „zablokować” kontrolę skarbową żony byłego ministra transportu. Parafianowicz, były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska, pełni obecnie funkcję wiceprezesa zarządu ds. korporacyjnych wielkiego koncernu Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo.

– Nie wyobrażam sobie, żeby Parafianowicz mógł kontynuować pracę w __tak poważnej spółce – oświadczył wczoraj na konferencji prasowej premier Donald Tusk. Całą rozmowę premier nazywa „dyskwalifikującą obu polityków”.