Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedna z tysięcznych

Redakcja
Historia pewnie jedna z tysięcznych i tysięcznych… Znalazłem ją w poczcie internetowej. Nawet nie bardzo wypatrzyłem, skąd i od kogo. A jednak zatrzymała moją uwagę. Bo właśnie " o tym”. Bo zrelacjonowana wprost. Rzekłbym, takie to jakby "zwyczajne”. Lecz i następna myśl – że właśnie takie, czy nie dlatego o tyleż bardziej wyraziste i poruszające? Mocniejsze niżby się ktoś silił na wyszukane słowa. Na patos.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Ta zapewne jedna z tysięcznych takich historii wczepiła się w moje myślenie. Postanowiłem skopiować ten tekst i Państwu przybliżyć ów dzień. Czyjąś (więc akurat Państwa Bączkowskich) konkretną historię rodzinną. Z imionami, z psem, z topografią miejsc. Z całą resztą tego dnia. Z tym małym tekstem, tekścikiem, możemy sami sobie "dośpiewać resztę”. Zobaczyć... ten jeden dzień z tamtego czasu.

"Dzisiaj, 29-go września, rocznica opuszczenia w 1939 r. rodzinnego domu przez całą rodzinę Bączkowskich. Najstarszy syn, kapitan artylerii Leszek, walczył na wojnie. W Bakowcach został tylko mały Dada, w swoim grobie. Wyjechali na pół godziny przed nadejściem oddziałów Armii Czerwonej, o których zbliżaniu dowiedzieli się w ostatniej chwili. Babcia Zosia powiedziała dzieciom, że mogą wziąć z domu, co chcą. Wzięły swoje ulubione, a rzadko dostawane konfitury z zielonych pomidorów. Moja mama Ewa pojechała z ojcem Aleksandrem bryczką, żeby wyglądało to na przejażdżkę – miejscowi komuniści mogliby się zorientować, że »pan« odjeżdża. Pozostałe rodzeństwo: Krystyna, Zosia, Lala, Marek i Betka przeszło przez płot (sadu, ogrodu, parku?), żeby nie widziano, że cała rodzina wychodzi.

Lala utknęła, nie mogła zeskoczyć, w końcu ją ściągnięto. Babcia Zosia wyszła głównymi drzwiami, spotkała się z dziećmi przy wozie, którym zaufany stróż Ołeksa zawiózł ich do Lwowa – 60 kilometrów. Za wozem biegł jakiś czas Apis. Ukochany pies, płaczących za nim dzieci. Towarzysz zabaw, którego nie można było zabrać do mającego ich gościć domu. We Lwowie przyjęła ich ciocia Dziodzia Obertyńska. Tam została aresztowana babcia Zosia, torturowana w czasie wielomiesięcznych przesłuchań. W zimie Ołeksa z kimś drugim z Bakowiec przywiózł Bączkow­skim saniami do głodującego Lwowa wiktuały świąteczne – z własnej inicjatywy. Dwór za namową Niemców, którzy wyparli w 1941 r. Rosjan, spalili Ukraińcy”.

Zastanawiam się "bluźnierczo” (artystowską postawę prezentując), co decyduje o tego rodzaju wzruszeniu? To pewnie indywidualna tajemnica artystów (znających kulisy sztuki), którzy umieją tak skonstruować efekt, żeby dotknęło. Ale myślę też – może wystarczy wiarygodność, skromność? Wprost i zwyczajnie przekazana naga prawda?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski