Po półfinałowych meczach barażowych o awans do V ligi krakowskiej
W pierwszym meczu Skalnik Trzemeśnia rozgromił Skalankę 7-1 i trudno uwierzyć, że gracze ze Skały byli przez 75 minut zespołem lepszym. Szanse Skalanki na zwycięstwo były małe już przed meczem, kiedy okazało się, że zjawiło się dziesięciu zawodników, a między słupkami musiał stanąć zawodnik z pola Wojciech Zięba, gdyż pierwszy bramkarz - Dariusz Pączek - przebywa za granicą, a drugi - Paweł Domagała - leczy kontuzję. Mimo to Skalanka prezentowała się lepiej i gdyby nie fatalna skuteczność, to pewnie by ten mecz wygrała. Pod koniec I połowy wśród działaczy ze Skały zapanowała radość, bowiem wypatrzyli oni na trybunach Grzegorza Michalika, zawodnika zgłoszonego do rozgrywek w tym klubie oraz przezornie wpisanego do protokołu przez kierownika drużyny. Mimo namów i próśb zawodnik nie przebrał się i nie wspomógł kolegów, którzy do końca musieli grać w osłabionym składzie.
- Graliśmy dzisiaj w składzie złożonym z niemal samych juniorów - mówił po meczu trener Skalanki Paweł Grzebinoga. - Chwała chłopakom, że wyszli na boisko i mimo ogromnego upału walczyli do końca. Zabrakło nam sił i szczęścia pod bramką rywala, bo gdyby choć z połowy wypracowanych przez nas stuprocentowych okazji padły gole, to my awansowalibyśmy do finału.
W obozie Skalnika panowała ogromna radość. Dla piłkarzy tej drużyny sam awans do turnieju barażowego był największym sukcesem w historii klubu, stąd jeden z zawodników rezerwowych nagrywał na wideo całe spotkanie, aby było co wspominać. Materiał nagrany przez piłkarza powinien posłużyć nie tylko graczom Skalnika, ale większości drużyn, a dotyczy tematu, jak wykorzystywać wypracowane okazje. Paradoksalnie Skalnik stworzył mniej okazji od Skalanki, ale te, które miał, piłkarze tej drużyny wykorzystali bez litości.
- Jest duży przeskok między klasą A a klasą okręgową - _mówił po meczu szkoleniowiec Skalnika Jarosław Szewczyk. - Gdyby Skalanka grała dziś w pełnym składzie, pewnie byśmy nie wygrali, bo grając w przewadze przez długi czas mieliśmy kłopoty. Mój zespół gra w niezmienionym składzie od kilku lat, piłkarze mają do siebie zaufanie i nie boją się niekonwencjonalnych zagrań, stąd czasem nasze akcje są miłe dla oka. Dla nas runda wiosenna jest pasmem sukcesów, w naszej grupie klasy A byliśmy najlepszą drużyną, bo przegraliśmy tylko raz z Pcimianką; teraz awansowaliśmy do baraży i mamy szanse na piątą ligę.
Drugi mecz pomiędzy Grębałowianką a Strażakiem Kokotów stał na wyższym poziomie i dostarczył więcej emocji. Grębałowianka wygrała zasłużenie i jest faworytem meczu finałowego.
- _Myślę, że nasza wygrana nie podlegała dyskusji, stworzyliśmy kilka sytuacji bramkowych, część z nich wykorzystaliśmy i to się liczy - mówił po meczu trener Grębałowianki Edward Bielewicz. - Z gry jestem zadowolony w 80 procentach, nieco słabiej bowiem zagrała druga linia. Na początku meczu cały zespół grał słabiej, bo zawodnicy byli stremowani stawką meczu, później było już dużo lepiej.
Piłkarze Strażaka po meczu byli pogodzeni z porażką i z faktem, że po raz drugi nie udało się im powrócić do klasy okręgowej. Może za trzecim razem...
- Dopóki mieliśmy siły, to stawialiśmy opór graczom Grębałowianki - _mówił po meczu grający trener Strażaka Bogdan Kłaput. - Dziś jednak graliśmy gołą jedenastką, bo z różnych powodów nie mogło zagrać czterech podstawowych graczy. Najbardziej osłabiona była formacja ataku, gdzie grał w zasadzie tylko Łukasz Kubacik. Gratuluję awansu do finału Grębałowiance, dziś była zespołem lepszym._
(PAN)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?