Mieczysław Zurowicz i jego kokony REPR. ARCHIWUM AUTORA
Jan Rogóż: MÓJ KRAKÓW
Znany od tysięcy lat, owiany legendami o tajemnicy jego wytwarzania i niezwykłymi historiami o ich wykradaniu, o wędrówce kultury jedwabniczej z Indii i Chin do Europy. Jedwabnictwo to jedna z najstarszych gałęzi gospodarki rolnej. Przez dziesiątki stuleci niezwykle dochodowa. Bogaciła Bizancjum, arabskich kupców, weneckich dożów. A gdy wreszcie jedwab rozmaitymi drogami wyszedł z kokona tajemnicy i jego produkcja okazała się stosunkowo prosta, także Europejczycy postanowili robić nam nim interes.
Największe zainteresowanie hodowlą jedwabników przypadło na połowę XIX stulecia, głównie we Francji, Włoszech, Szwajcarii. W Polsce też interesowano się jedwabnictwem i to już od XVI stulecia. W dziele "O przyrodzeniu ziół rozmaitych" z r. 1595 Marcin z Urzędowa pomieścił pierwsze informacje o morwie i hodowli jedwabników. W r. 1836 Jan Nepomucen Kurowski, w podręczniku "O potrzebie i możności zaprowadzenia w naszym kraju jedwabnictwa", pisze: "Wiele osób, a mianowicie dam, skwapliwie się niem zajęło. Lubo w ogólności więcej dla zabawki, a może i dla doświadczenia, aniżeli w duchu spekulacyjnym, to przecież w niektórych gospodarstwach doszło do tego stopnia, iż utworzony jedwab wystarczył na potrzeby domowe".
Służył do wyrobu obić pokojowych i pasów. Słynne na całą Polskę pasy, długości nawet ponad 4 metrów i szerokie na 20-40 cm, noszone do kontusza, robiono w Słucku na Białorusi w tzw. persjarni u Radziwiłłów. Każdy taki pas miał na końcu wyhaftowane słowa: "Factus est Sluciae".
Jedną z pierwszych w Rzeczypospolitej manufaktur założyła też w 1771 r. w Przeworsku księżna Lubomirska i z powodzeniem sprzedawała przeworskie jedwabie. W I połowie XIX wieku jej kontynuatorem był wiedeński aptekarz F. Kuhn, który przy poparciu ks. Lubomirskiego założył plantację filipińskiej morwy i hodowle jedwabników uzyskując znakomitą przędzę. Sprzedawał ją z niezłym zyskiem; dodatkowy miał z warsztaciku produkującego eleganckie jedwabne rękawiczki. Za przykładem Kuhna poszli mieszczanie i chłopi. We wsiach wycinano bezużyteczne topole, by w ich miejsce sadzić morwy. Jedwabniki hodowano na strychach i w stodołach.
Z czasem morwowa gorączka opanowała całą Małopolskę. Produkował ją m.in. w swych dobrach w Osieku baron Karol Józef Larisch, właściciel sławnego krakowskiego pałacu na rogu Brackiej i Franciszkańskiej; swą przędzę prezentował z powodzeniem na wystawach rolniczo-przemysłowych. Jedwabnictwu sprzyjały też władze. Rozporządzeniem ministra oświaty z 1868 r. wprowadzono do szkół początkowych obowiązek nauczania jedwabnictwa.
W samym Krakowie aktywnym propagatorem hodowli jedwabników był Antoni Kozubowski (1805-1880), uczestnik powstania listopadowego. Osiadł w Krakowie po 1831 r. ukończył studia medyczne i z czasem został profesorem anatomii i fizjologii. Po roku 1848, gdy austriacki okupant inkorporował Wolne Miasto Kraków w granice ck monarchii, ograniczając autonomię uniwersytetu, Kozubowski odmówił prowadzenia wykładów w języku niemieckim, więc w 1854 r. pozbawiono go kierownictwa katedry. Mógł wprawdzie nadal wykładać anatomię porównawczą, ale jako przedmiot nadobowiązkowy. Powrócił na dawne stanowisko w r. 1861; w 1868 przeszedł na emeryturę i bez reszty oddał się swej drugiej obok anatomii pasji - gospodarstwu wiejskiemu, pszczelarstwu, sadownictwu i hodowli jedwabników.
W oranżerii zwanej "Rajem", w dzielnicy Piasek przy Karmelickiej, w domu Ambrożego Grabowskiego założył "wychowalnię jedwabników", prowadził też doświadczenia nad hodowlą pszczół według wskazań sławnego śląskiego księdza Jana Dzierżona, zwanego "ojcem współczesnego pszczelarstwa". Dzierżon zyskał światową sławę jako konstruktor ula z ruchomą zabudową i odkrywca partogenezy. W 1946 roku uczczono jego pamięć i zasługi nadając miastu Rychbach na Dolnym Śląsku nazwę Dzierżoniów. Kozubowski jest raczej zapomniany. Nie ma też już morw, którymi z jego inicjatywy obsadzano Planty po wyciętych topolach i brzegi dawnego koryta Wisły płynącego dzisiejszą ul. Dietla. Niedługo też działało założone przez niego Towarzystwo Pszczelno-Jedwabnicze. Ale po latach znalazł naśladowców.
W "IKC"-u z lipca 1928 r. znalazłem artykulik o p. Mieczysławie Zurowiczu, który przy ul. Duchackiej 7 na Prądniku Czerwonym w mieszkaniu "namiętnie hoduje jedwabniki. Na półkach wplątawszy się w gałązki tureckiego bzu wisi kilkanaście tysięcy kokonów". Zdaniem Zurowicza hodowla jest prosta, tania, a przede wszystkim bardzo intratna. Cykl produkcyjny trwa 5-6 tygodni. W jednej izbie liśćmi z 16 drzew morwowych można wyżywić gąsienice, a z ich kokonów uzyskać 80 kg oprzędu. W 1928 r. za kilogram płacono 9 zł. Hobby Zurowicza przynosiło mu więc niezły sezonowy dodatkowy dochód.
Podobno rodzi się dziś pomysł na odtworzenie w Polsce plantacji morwy i hodowli jedwabników. Można uzyskać dopłaty z Unii Europejskiej i próby takich hodowli spotykają się z coraz większym zainteresowaniem wśród polskich rolników i sadowników. Drogowskazem na przyszłość może być hasło sprzed lat wielkiego entuzjasty jedwabników - choć nigdzie nie doczytałem, by sam się ich hodowlą parał - Henryka Sienkiewicza: "Kto sadzi jedno drzewo morwowe, ten rzuca garść złota do krajowego skarbu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?