Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedyny taki prezent od serca

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Państwo Ciężakowie z córką Małgorzatą
Państwo Ciężakowie z córką Małgorzatą Fot. Katarzyna Hołuj
Węglówka. Trzy kobiety, trzy lata starań i trzyosobowa rodzina zyskała coś najcenniejszego, nie tylko na święta: dom, jakiego nigdy nie mieli.

Koniec ubiegłego roku przyniósł bardzo dobre wieści o stanie zdrowia małego Ksawerego, który dzięki dobrej woli bardzo wielu ludzi, mógł wyjechać na leczenie do USA. Tamtejsi lekarze uratowali jego zaatakowane przez nowotwór złośliwy oczka.

Ten rok też kończy się happy endem. Tym razem historia dotyczy rodziny, która od ponad 20 lat mieszkała na... 13 metrach kwadratowych. W baraku z płyt, jakiego dziś nie używa się już nawet jako prowizorki.

Szczęście nie do opisania

Dzięki pomocy wielu osób, ta rodzina - starsze małżeństwo z 39-letnią niepełnosprawną intelektualnie córką Małgorzatą - właśnie zyskała swój nowy dom. Dla nich to pierwszy, prawdziwy dom. Z kuchnią, pokojem i łazienką. Pierwszy, w którym jest centralne ogrzewanie, kanalizacja i bieżąca woda. - To jest szczęście... nie do opisania - mówi pani Danuta Ciężak. Dziś ma 70 lat i dopiero od niedawna nie musi codziennie nosić ciężkich wiader z wodą, żeby było co się napić, czym umyć i w czym zrobić pranie. - Ale co by było, gdyby nie ludzie dobrej woli? Bez nich nic by nie było, dlatego dziękujemy każdemu za każdą przekazaną złotówkę.

W pokoju z aneksem kuchennym stoi stół. Duży mebel, jakiego nigdy nie mieli. Dziś po raz pierwszy będą mogli zasiąść do Wigilii przy prawdziwym stole, a nie jego namiastce. Kiedy o tym opowiadają, okazuje się, że rodzina zachowała i kultywuje wciąż zwyczaj jedzenia wieczerzy wigilijnej z jednej, wspólnej miski.

Trudno to sobie wyobrazić, ale we wspomnianym baraku, na 13 metrach kwadartowych wychowali siedmioro dzieci. Było niemiłosiernie ciasno, brakowało wygód... - Wiele bym dała, żeby móc cofnąć czas i móc wychować dzieci w takich warunkach jak te tutaj - mówi pani Danuta.

Barak przekazała im gmina, kiedy zdecydowali się opuścić rodziny dom jej męża-Aleksandra, w którym mieszkali z jego rodzeństwem. Wyprowadzili się, bo w domu był alkohol, nie było za to spokoju.Pan Aleksander obłożył prowizoryczny budynek styropianem, bo jak mówi, wewnątrz zamarazła woda. Położył też folię na dach, żeby deszcz nie dostawał się do środka.Ubikacja znajdowała się na zewnątrz. Myć się wychodzili do równie prowizorycznej jak cały barak sieni, a jak robiło się zimno, w jedynym pomieszczeniu, który służyło za kuchnię i pokój wieszało się zasłonkę i za nią można się było umyć.

Kaczka i inne wspomnienia

- Najgorsze było pranie. A dzieci? Były nauczone do takich warunków. Na szczęście nie chorowały - wspomina pani Danuta. - W ogóle wspomnień stamtąd mamy więcej tych dobrych, niż tych złych. Córki zawsze mi powtarzają, że mimo tak trudnych warunków było wesoło. Najstarsza, jak się wyprowadziła, to długo jeszcze przyjeżdżała do nas na każdą niedzielę.

Potwierdzają to dorosłe dziś dzieci. Córka, która przyjechała pomóc rodzicom w urządzeniu się w nowym domu, przywożąc przy okazji co nieco do niego, wspomina szczęśliwe, mimo trudnych warunków, dzieciństwo. Zabawy z rodzeństwem i to jak byli ze sobą zżyci i trzymali „sztamę”, nawet kiedy jedno czy drugie coś nabroiło. Do dziś żywa jest w rodzinie anegdota o palcu, który jednej z dziewczyn... zjadła kaczka. Dziewczynki bawiły się w sklep mięsny, kiedy jedna „obsługując” drugą i sprzedając jej „towar” siekierą przez przypadek odrąbała jej kawałek palca. W zamieszaniu jakie wyniknęło, fragment palca jedna z nich podniosła i za radą ciotki... wyrzuciła, a że rzuciła go na ziemię, to skorzystała z tego spacerująca po podwórku kaczka i fragment palca zjadła. Podobno , kiedy chirurg, na którego trafili w szpitalu, na pytanie „gdzie ucięty palec?” usłyszał dziecięcą odpowiedź „zjadła mi kaczka”, wybuchł śmiechem. Wcześniej natomiast wcale do śmiechu mu nie było.

Trzy lata temu, kiedy małżeństwo mieszkało już jedynie z Gosią, bo starsi wyfrunęli z gniazda, Magdalena Dudzik, pracownica socjalna z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wiśniowej wpadła na szalony pomysł budowy dla nich domu. Szalony, bo nie mieli grosza ani nawet działki, na której mógłby stanąć. Naprzeciwko baraku, owszem, stał stary dom, z którego kiedyś uciekli, opuszczony, bo krewni już zmarli, ale sprawy spadkowe były nieuregulowane i nie mieli prawa własności. Dom był poza tym zbyt zniszczony, żeby ktokolwiek w nim zamieszkał.

Jednak pani Magdzie, która założyła społeczny komitet „Zamieńmy barak na dom” nie zabrakło determinacji, by uregulować sprawy w sądzie (co zajęło dwa lata), a latem 2014 r.zacząć gromadzić środki i materiały na budowę.

Jak anioły pieniądze zbierały

Razem z członkiniami komitetu organizowały imprezy dobroczynne, zbiórki w internecie, zbierały też pieniądze na innych imprezach (np. na dożynkach powiatowych) i przy kościołach. Nierzadko napotykały na przeszkody. Ktoś nawet chciał je oszukać, i obiecując pomoc wyłudzić od nich pieniądze. Skończyło się złożeniem zawiadomienia na policję. Nie zraziły się jednak. - Od początku wspierały mnie Aneta Marcisz (koleżanka z pracy-przyp.red.) i Kasia Żądło z Austrii. Gdyby nie one i to, że sama uwierzyłam w to, że muszę doprowadzić to do końca, nie wiem jakby się to potoczyło. Jestem pewna, że to dzięki woli Bożej wszystko się udało - mówi. Podkreśla też mocne wsparcie ze strony Środowiskowego Domu Samopomocy w Zegartowicach, do którego na co dzień uczęszcza niepełnosprawna intelektualnie Gosia.

Jeździły do przedsiębiorców prosząc o wsparcie budowy. Pomagali. Jeden dał piasek, inny blachę na dach, lokalna firma podarowała okna. Caritas kupił pustaki. Pomogły też gminy Wiśniowa i Dobczyce. Wiosną budowa ruszyła. Kiedy dobiegała końca kończyły się także pieniądze. Jak więc wykończyć dom? Za co umeblować? I znów znalazły się anioły. Zupełenie obcy ludzie przekazali im nowe meble do kuchni. warunek był tylko jeden - odebrać je tego samego dnia. Inni poświęcili sczas, żeby pomóc w malowaniu. Bezinteresownie z pomocą ruszyli pracownicy biurowi, a nawet jeden dyrektor. Nie chcą, aby wymieniać ich nazwiska. Pomogła rodzina i siostry zakonne, bo jedna z córek państwa Ciężaków jest albertynką. Dzieci zorganizowały „zrzutkę” i kupiły m.in. pralkę automatyczną. - Mówią, że to w podziękowaniu za to co, że się tyle naprałam ręcznie - śmieje się pani Danuta.

Magdalena Dudzik

Pracownica GOPS, pomysłodawczyni i główna organizatorka akcji „Zamieńmy barak na dom” została w tym roku nagrodzona przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które przyznało jej nagrodę specjalną. To wyróżnienie za wybitne, nowatorskie rozwiązania w zakresie pomocy społecznej.Jej zaangażowanie w pomaganie osobom i rodzinom, z którymi los obszedł się mało łaskawie, rzeczywiście jest wyjątkowe. Nawet w wypadku tej akcji nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Pragnie sfinalizować budowę, ocieplając dom i utwardzając dojście do niego. Dlatego prosi o materiały (styropian 15 cm, klej, siatkę, tynk oraz płytki bądź kostkę brukową) albo wpłaty na konto Parafialnego Zespołu Caritas Betania w Myślenicach (nr konta: 96 8619 0006 0020 0800 0563 0004) z dopiskiem „Zamieńmy barak na dom”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski