Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedyny taki prezes, który gra w europejskiej ekstraklasie

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Waldemar Kita: Wielu mówiło „nie uda mu się”
Waldemar Kita: Wielu mówiło „nie uda mu się”
Kiedyś chciał kupić krakowską Wisłę, dzisiaj jest bossem klubu piłkarskiego Nantes. Ale przede wszystkim rozwija kolejne biznesy. - Interesuje mnie tylko jedno: ciągła innowacja - mówi Waldemar Kita. Następnym jego krokiem jest medycyna estetyczna... dla mężczyzn

Waldemar Kita lubi luksus, ale nie stara się go pokazywać za wszelką cenę. Nieco schowana stylowa kamienica nie rzuca się aż tak bardzo w oczy. Może dlatego, że znajduje się w „szesnastce”, najbardziej szykownej i prestiżowej dzielnicy Paryża, zaledwie kilka minut pieszo od Łuku Triumfalnego, po drugiej stronie Pól Elizejskich. W tej okolicy takich biur jest niemało, ale mają je tylko wielcy gracze. A Kita gra w ekstraklasie już od wielu lat.

Gabinet prezesa wpisuje się w ten wizerunek. Widoku na wieżę Eiffla wprawdzie nie ma, ale szyku zadają mu stylowe lustra oraz zdjęcia i pamiątki, które wylewają się z każdej strony. Jeśli nie z dawnymi gwiazdami futbolu, to z politykami. W centralnym miejscu stoi choćby fotografia z Lechem Wałęsą.

Najbardziej w oczy rzuca się jednak tytuł „Menedżera Roku 2014” przyznany przez „France Football”. Ważne wyróżnienie? - Nie znam prezesa, którego by to nie poruszyło. Ale dla mnie zawsze najważniejsze było coś innego. Ciągła progresja, ciągła innowacja - ucina krótko Waldemar Kita.

Innowacja - w jego słowniku to słowo klucz. - Nie wystarczy mieć pieniądze, trzeba też mieć pomysły. Albo mówiąc jeszcze inaczej - wizję. Zawsze chciałem być pierwszy. O krok przed innymi. Choć znam pełno ludzi, którzy mówili: „nie uda mu się”.

Dzisiaj, gdy wprowadził na szczyt spółkę Corneal, a potem sprzedał ją za grube miliony, gdy przejął nowy biznes kosmetyczny Vivacy i szybko go rozwija, gdy wreszcie podniósł z kolan FC Nantes, jeden z najbardziej zasłużonych we Francji klubów sportowych - już tak nie myślą.

Kita tego nie mówi, ale w powietrzu unosi się niedopowiedzenie, które obydwaj rozumiemy. Nagroda od „France Football” pokazuje, jak długą drogę przez te kilkadziesiąt lat przeszedł. Nie tylko w przenośni.

170 mln euro. Interes życia!

Miał 15 lat, kiedy z niewielką walizką wyjechał z mamą szukać szczęścia na Zachodzie. Był koniec lat 60. Ojciec, pułkownik w polskiej armii, już wtedy nie żył, ale to on zaszczepił w młodym chłopaku zamiłowanie do perfekcji i do futbolu. Ta druga pasja będzie musiała trochę poczekać, bo Waldemar Kita od początku tej wędrówki miał świadomość, że jeśli chce coś osiągnąć, powinien zdobyć solidne wykształcenie. Dyplom optyka był tylko pierwszym krokiem, aby zacząć pracę w laboratorium produkującym jedne z pierwszych szkieł kontaktowych.

Najważniejsze miało jednak dopiero nadejść. W 1987 roku Kita założył spółkę Corneal, produkującą sprzęt okulistyczny i ortopedyczny. - Wsiadał w swoje renault R5 i jeździł po całej Francji. A 20 lat później kierował już przedsiębiorstwem zatrudniającym 300 osób - wspomina dziennikarz Pascal Praud, który przez krótki czas pracował razem z Kitą. Polski biznesmen jeszcze dzisiaj pamięta głosy „życzliwych”, które nie dawały firmie długiej egzystencji w gąszczu wielkich amerykańskich korporacji, jak Johnson&Johnson albo Allergan.

- Tymczasem po kilku latach byliśmy jedną z trzech największych spółek na świecie w swojej branży- przypomina.

Interes ze szkłami kontaktowymi oraz implantami kręcił się znakomicie. Do tego stopnia, że gdy Kita wyczuł dobry moment, aby spółkę sprzedać - właśnie Allerganowi - zarobił na tym ponad 170 mln euro. Dzięki temu zaczął pojawiać się w rankingu „Wprost” najbogatszych Polaków; najwyżej na 27. miejscu.

Dzisiaj jego nazwisko figuruje przy ośmiu spółkach, z których najbardziej znana jest Vivacy, produkująca m.in. kremy antyzmarszczkowe. Ale branże są wszelakie. Na ławie w jego gabinecie stoi butelka wody, której źródło nie tak dawno kupił - w Treignac w departamencie Correze, skąd pochodzi prezydent Francois Hollande, ale również znany piłkarz Arsenalu polskiego pochodzenia Laurent Koscielny. Tylko ta niewielka spółka Kity, zatrudniająca kilkanaście osób, miała w 2014 roku obroty w wysokości ponad 300 tys. euro.

Łzy w studiu telewizyjnym

Jednak Kita to przede wszystkim Nantes, duży klub piłkarski, którego gra przez lata była określana „a la nantaise”, niemal jak znak fabryczny. Co ciekawe, Koscielny siedział parę lat temu na skórzanym fotelu w jego gabinecie, wszystkie dokumenty były już ponoć przygotowane, ale zmienił zdanie i niedługo potem wylądował w Arsenalu. Kita nabrał wtedy do niego dystansu, więc gdy niedawno francuski zawodnik wyraził chęć... zainwestowania w wodę z Treignac, temat już nie został podjęty. Dzisiaj się tylko z tego śmieje. - Bo niby jak Koscielny chciałby zainwestować? - pyta z przekąsem.

Scena z Koscielnym dobrze oddaje nastawienie Kity w interesach - twardo i bez żadnej taryfy ulgowej. - Być może jestem trochę innym prezydentem niż inni, ale dlatego, że mam osobowość i charakter - mówi boss Nantes bez fałszywej skromności. Z uśmiechem na ustach, a jakże.

Przygoda z tym klubem nie była łatwa. Pierwsze podejście nastąpiło już pod koniec lat 90. Kita był wtedy krótko po „czterdziestce”, pełen zapału, ale został sprowadzony na ziemię przez miejscowe środowisko. - Przeszkodziła polityka. Na horyzoncie pojawił się Serge Dassault, potentat w branży lotniczej, a jednocześnie właściciel „Le Figaro”, jednego z najbardziej wpływowych dzienników we Francji. Nantes trafiło mu się niejako przy okazji. Skutek po kilku latach był fatalny, spadek do II ligi. Gdybym wtedy przejął klub, dzisiaj w Nantes działyby się fantastyczne rzeczy - przekonuje z właściwym sobie wdziękiem.

Ale to drugie podejście, już skuteczne w 2007 roku, było obarczone być może jeszcze większym ryzykiem. Kita nie tylko zainwestował 10 mln euro w przejęcie FC Nantes, nie tylko musiał dorzucić ze trzy razy więcej, żeby wypłynąć na powierzchnię, ale bardzo długo pracował, aby przekonać do siebie lokalne środowisko. Dlatego gdy po kilku latach kolejne osoby związane z klubem zaczęły wreszcie ciepło o nim mówić, aż popłakał się w studiu BFMTV, największej francuskiej stacji informacyjnej. Jakby chciał pokazać - twardy gość, bezwzględny w interesach, ale ma też całkiem ludzkie odruchy.

Od Panamy do Chin

Nazwisko Waldemara Kity pojawiło się ostatnio w ujawnionych „kwitach z Panamy”, choć on sam zaprzecza, jakoby miał spółki w rajach podatkowych. Jak twierdzi, z takimi samymi nazwiskami jak jego nieraz spotykał się w Azji.

O tym jednak, że ma ponadprzeciętną żyłkę do interesu, nie trzeba nikogo przekonywać, dowodzi tego choćby najnowszy pomysł. Polski biznesmen zainwestował w spółkę, która zajmuje się poprawianiem tego, co… natura dała mężczyznom. - Wiem, że niektórzy sportowcy już korzystali, ale w środowisku, w którym kultura macho jest tak silnie rozwinięta, wcale mnie to nie dziwi - mówi Kita. I przekonuje, że dzisiaj największe zapotrzebowanie na tego rodzaju „medycynę estetyczną” jest w Chinach. - Za dziesięć lat również w naszej kulturze nie będzie to nic dziwnego. Słowo wizjonera, którzy rzadko się myli?

Waldemar Kita chciał kiedyś kupić krakowską Wisłę, ale podejście właściciela klubu Bogusława Cupiała bardzo mu się nie spodobało.

A szczególnie to, że szef Tele-Foniki nie miał czasu na osobiste spotkanie, tylko wysłał adwokata.

Kita do dzisiaj wspomina to z przekąsem.

Choć znacznie chętniej rozmawia o Grzegorzu Krychowiaku - dzisiaj jednym z filarów kadry Adama Nawałki - który tak naprawdę u niego zaczął regularnie grać na francuskich boiskach, w II-ligowym wówczas Nantes. - Zachowywał się bardzo profesjonalnie i przede wszystkim wykorzystał swoją szansę. Szkoda, że nie został dłużej, ale doskonale go rozumiem, chciał grać w ekstraklasie - mówi Kita, zwracając uwagę na jeszcze jeden istotny element. - Grzegorz szybko znalazł wspólny język z moim synem Franckiem. To mu pewnie też pomogło.

Franck jest dzisiaj dyrektorem generalnym Nantes, de facto drugą osobą w klubie, ale prezes unika jakichkolwiek deklaracji, czy kiedyś syn zajmie jego miejsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski