MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jej Romeo jest mopsem

Rozmawiała Justyna Krupa (JUK)
Amerykanka Courtney Vandersloot ma 25 lat, jest rozgrywającą
Amerykanka Courtney Vandersloot ma 25 lat, jest rozgrywającą fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa z Courtney Vandersloot, koszykarką Wisły Can-Pack Kraków, tegoroczną wicemistrzynią WNBA

– Podobno nie od razu zdecydowała się Pani na koszykarską karierę?

– Przez lata uprawiałam zarówno piłkę nożną, jak i koszykówkę. Długo soccer był dla mnie sportem numer jeden, grałam w niego cały rok. W kosza – tylko zimą. Jako piłkarka występowałam w ataku, tak jak moja idolka Mia Hamm, amerykańska zawodniczka soccera. W pewnym momencie postawiłam jednak na koszykówkę. Nawet nie dlatego, że w tym sporcie byłam lepsza, bo lepiej szło mi w piłkę nożną. Kosz dawał mi po prostu więcej frajdy. Nadal jednak oglądam mecze piłkarskie, np. amerykańską Major League Soccer czy niedawno – mundial.

– Na Twitterze zachwyca się Pani, że piłkarze mają najlepsze fryzury. Wobec tego chyba dobrze, że trafiła Pani do Wisły. Będzie Pani miała piłkarzy po sąsiedzku.

– Bardzo chciałabym zobaczyć jakiś mecz piłkarskiej Wisły, już pytałam o to koleżanki. Tylko akurat ostatnio mieli przerwę na mecze reprezentacji.

– Czy sekretem Pani formy jest to, że od lat współpracuje Pani z indywidualnym trenerem Chrisem Hyppą? W Polsce wciąż mało jest koszykarek, które korzystają z tego rodzaju treningu. Widziałam zdjęcia z zajęć z Hyppą, na których robi Pani pompki na piasku. I to nawet w dniu swoich urodzin.

– To, jak często mogę z nim współpracować, uzależnione jest od kalendarza moich występów w Europie i WNBA. Ale, gdy tylko mam przerwę w rozgrywkach, pracuję z Chrisem, np. nad panowaniem nad piłką, a także formą fizyczną. W końcu jestem mniejsza od większości koszykarek, zwłaszcza w WNBA, i muszę to czymś nadrabiać.

– W czerwcu doznała Pani kontuzji kolana. Powrót do formy był jednak błyskawiczny – to dzięki pomocy tego trenera?

– Mimo tego urazu, nadal miałam szansę, by zdążyć przed końcem sezonu wrócić do WNBA. Bardzo ciężko więc pracowałam. Rzeczywiście, Chris też dużo mi pomagał w powrocie na parkiet. Udało się i ostatecznie zagrałam w finałowych meczach z Phoenix Mercury.

– Pani współpraca z inną wiślaczką Allie Quigley była często ozdobą meczów Chicago Sky. Rozumiecie się bez słów?

– To spełnienie marzeń każdej rozgrywającej, by mieć u boku takiego rzucającego obrońcę, jak Allie. To był jeden z najważniejszych powodów, by podpisać kontrakt z Wisłą – chciałyśmy grać razem, bo łączy nas na parkiecie ta szczególna chemia. Dodatkowo, znałam trenera Stefana Svitka z krótkiego okresu gry w barwach MBK Rużomberok. Lubiłam grać dla tego szkoleniowca, dobrze nam się razem pracuje.

– Za Oceanem piszą o Pani: „to nowa Sue Bird”. Miło być porównaną do trzykrotnej złotej medalistki olimpijskiej?

– Sue to jedna z najlepszych rozgrywających świata. Spędziłam mnóstwo czasu, podpatrując jej grę i ucząc się od niej. Jest bardzo efektywna w tym, co robi na parkiecie. Nie każdy rozumie, jak wiele ona daje drużynie. Jest zwycięzcą, i to na wielu frontach. Jasne, chciałabym być w pewnym stopniu jak ona, ale to jeszcze nie ten etap i nie ten poziom. Choć obie reprezentujemy chyba podobny typ rozgrywającej.

– W poprzednich sezonach w Europie co pół roku musiała Pani zmieniać zespół. Ciągłe przeprowadzki – z Zagrzebia do Rużomberoka, potem z Gyoru do Schio – istne życie na walizkach.

– To rzeczywiście najtrudniejsza część tej roboty. Jasne, lubię grać w Europie, bo mogę dzięki temu poznać zupełnie inną część świata. Ale to, że muszę opuszczać za każdym razem rodzinę oraz mojego psiaka i zostawiać ich w USA, czyni to strasznie trudnym. Mój piesek nazywa się Romeo i jest wyjątkowo uroczym mopsikiem. To ważna postać w moim życiu. Sprawiłam mu nawet koszulkę Chicago Sky. No i ma nawet swoją własną podstronę na mojej oficjalnej witrynie internetowej.

– Co więc będzie Pani porabiać sama w Krakowie?

– Mam wrażenie, że to jedno z najfajniejszych miast, w jakich do tej pory byłam. Tu naprawdę jest co robić. A w domu mogę np. oglądać filmy. Uwielbiam te z Benem Affleckiem. Zaczęło się od „Miasta złodziei”, byłam też podekscytowana, gdy do kin weszła „Zaginiona dziewczyna”. Zdecydowanie mój ulubiony gatunek filmów to te z Affleckiem w roli głównej (śmiech).

Dzisiaj o godz. 16 Wisła Can-Pack podejmie beniaminka ekstraklasy, MKK Siedlce. W krakowskiej ekipie z drobnymi problemami zmagała się ostatnio Hiszpanka Cristina Ouvina. Po jednym z treningów obłożono jej kolano lodem, bo narzekała na przeciążeniowy ból tego stawu. – To raczej nic poważnego – uspokajała. – Nie jest to na pewno efekt żadnego uderzenia czy skręcenia. Może tak mnie boli „na pogodę”, w Krakowie czasem tak mam – śmiała się Ouvina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski