Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Dudek: Jeszcze bym nie skreślał Cristiano Ronaldo

Jerzy Filipiuk
Jerzy Dudek
Jerzy Dudek Michal Gaciarz / Polska Press
– Real nie przekonuje swą postawą. Nie gra z taką intensywnością, jakiej by sobie życzyli wszyscy jego kibice. W lidze potrafi wygrywać mecze nawet, gdy nie prezentuje się dobrze. Jego wyniki są jednak skutkiem indywidualnych zagrań, umiejętności poszczególnych piłkarzy, a nie efektem działań zespołu - mówi Jerzy Dudek, oceniając ostatnie wpadki Królewskich.

– W La Liga po dziesięciu kolejkach Real od czwartej w tabeli Sevilli dzielą tylko trzy punkty. To zapowiada wyjątkowo ciekawy sezon?
– Nie jestem zdziwiony tłokiem w czołówce tabeli. W ostatnich latach w Hiszpanii były zespoły, które długo walczyły o miejsce w czołówce: Athletic Bilbao, Sevilla, Valencia, Villarreal. Potem jednak z niej odpadały. Liczyły się tylko Real Madryt, Barcelona i ostatnio też Atletico. Myślę, że kwestia mistrzostwa znowu rozstrzygnie się między nimi.

– Zawodzi Cristiano Ronaldo. W Lidze Mistrzów ma 95 bramek. Wielu jego fanów liczyło, że w dwumeczu z Legią dobije do 100 goli, tymczasem nie zdobył żadnego.

– To prawdopodobnie najsłabszy okres gry Cristiano w Realu. Myślę, że jest spowodowany głównie kontuzją. Przecież po mistrzostwach Europy leczył poważny uraz. Do tego dochodzą negocjacje kontraktowe. To wszystko ma wpływ na psychikę gracza. I odbiło się nawet na tak wybitnym piłkarzu jak Cristiano. Po kontuzji nie umie jeszcze złapać właściwego rytmu meczowego. Czas będzie jednak pracował na jego korzyść.

– A może to początek końca wielkiej ery Portugalczyka w Realu? Może przestaje być jego gwiazdą numer jeden? Gareth Bale już go prześcignął pod względem pensji. A wielu kibiców Realu krytykuje Ronaldo za egoizm na boisku.

– Cristiano zawsze był wielkim indywidualistą. Do niedawna był też niekwestionowanym liderem drużyny. Do momentu, gdy będzie strzelał gole, a Real wygrywał, wszyscy będą mówić, że robi różnicę dla zespołu. Gdy straci skuteczność, a jego drużyna nie będzie uzyskiwać dobrych wyników, będzie krytykowany, że gra za bardzo indywidualnie. Ja bym go nie skreślał i nie mówił, że jest już tylko jednym z wielu w Realu.

13 grudnia „France Football” ogłosi nazwisko zdobywcy „Złotej Piłki” - w plebiscycie już bez udziału FIFA. Kto nim będzie? Triumfujący wiosną w Lidze Mistrzów i w lecie na Euro Ronaldo, równo grający przez niemal cały rok Antoine Griezmann, świetnie spisujący się teraz Lionel Messi czy ktoś inny?

– Cristiano grał wcześniej znakomicie, teraz z kolei słabiej. Messi teraz strzela dużo goli, ale zapomina się o jego występach w pierwszych miesiącach roku, gdy grał niestabilnie. W plebiscycie ocenia się piłkarzy niby za grę w całym roku, ale – moim zdaniem – jakby bardziej za jego końcówkę. A kto wygra? Zobaczymy. Wyścig o „Złotą Piłkę” jest wyrównany, chyba najbardziej w ostatnich latach.

– Robert Lewandowski szans na triumf nie ma, bo kapitalne występy przeplatał gorszymi meczami.

– Jego sytuacja jest podobna do Ronaldo. Gdy jako zawodnik Borussii i Bayernu przez pewien czas nie strzelał goli w reprezentacji, kibice mówili, że w klubach się angażuje na boisku, a w kadrze już nie. Gdy i w niej zaczął zdobywać bramki, fani szybko zmienili zdanie.

– Wielu kibiców zmieniło też opinie na temat reprezentacji. Ćwierćfinalista Euro zaczął bowiem eliminacje do mundialu od tylko remisu z Kazachstanem, a potem z trudem pokonał Danię i Armenię.

– Nie byłem tym zaskoczony. Nie jesteśmy już zespołem anonimowym. W poprzednich eliminacjach rozegraliśmy kilka dobrych meczów, szczególnie z Niemcami, co dodało nam dużo pewności siebie. Teraz wszyscy się nas mocno mobilizują. Być może nasza reprezentacja lekko spoczęła na laurach, ale myślę, że trener Adam Nawałka sobie z tym poradzi. Na razie obyło się bez większych konsekwencji, bo oprócz wpadki w Kazachstanie wywalczyliśmy komplet punktów. Na tym etapie rozgrywek jest to bardzo istotne, bo wkrótce (11 listopada – przyp.) czeka nas wyjazd do Rumunii, a na wiosnę do Czarnogóry i rewanż z Rumunami. Mimo że w naszej grze fajerwerków nie było, trzeba się cieszyć z punktów, które mamy.

– Dotychczasowe wyniki w naszej grupie przeczą opinii tych, którzy uważali, że „biało-czerwoni” mieli szczęście w losowaniu.

– To nie jest łatwa grupa; odwrotnie: jest bardzo wyrównana, silna. Rumunia i Dania nie wymagają rekomendacji, Czarnogóra jest piekielnie trudnym do pokonania zespołem, Armenii też nie można lekceważyć. Może łatwiejszym od niej rywalem jest Kazachstan, ale w meczu z nim nasza drużyna dała się zaskoczyć i tylko zremisowała.

– Zaskoczeni byli też fani polskiej drużyny, gdy okazało się, że na jej zgrupowaniach dochodziło do ekscesów alkoholowych. Pan, czyli 60-krotny reprezentant Polski, też jest zwolennikiem tezy, że „piłkarze pili, piją i będą pić”?

– Byłem zaskoczony tym, że ta sprawa w ogóle ujrzała światło dzienne. Wiadomo, że media lubią trochę podkolorować wydarzenia, dlatego nie wiem, jak duża była skala tego incydentu.

– **Nawet jeśli nieduża, to niesmak pozostał.
– Myślę, że nie można generalizować. Jest czas na pracę i jest czas na relaks. Częścią relaksu może być wypicie wina, piwa czy kto co woli, tylko trzeba znaleźć na to odpowiedni moment i miejsce. Myślę, że aż tak wielkich balang w reprezentacji nigdy nie było. Gdy na początku zgrupowania gracze się zbierają, mają odnowę biologiczną, masaże, saunę. Wtedy mogą się napić po piwku. Pamiętam, że u trenera Jerzego Engela mieliśmy bardzo luźne poniedziałki. Drużyna się zjeżdżała, mieliśmy odnowę, ktoś się napił piwka, urządzaliśmy sobie grilla, pobawiliśmy się. To powodowało, że zespół był scementowany. Ale potem była już praca. Był też taki zwyczaj, że po odprawie meczowej, czyli w piątek wieczór, trener Engel pozwalał nam, żebyśmy zostali razem, porozmawiali. Kto miał ochotę na jedno piwo, mógł się napić, ale nikt nie przekraczał jednej butelki. Gdy ktoś zawalił mecz, bo balował do czwartku, to pretensje mógł mieć tylko do siebie. Po spotkaniach bywa różnie. Gdy jest okazja do celebrowania sukcesu, można to robić, ale za każdym razem trzeba znać umiar.

– W futbolu trzeba też mierzyć siły na zamiary. Bartosz Kapustka latem przeszedł z Cracovii do Leicester, ale jeszcze nie zadebiutował w Premier League. Mistrz Anglii to jednak mimo wszystko za wysokie progi dla niespełna 20-latka?
– Dla młodego chłopaka przejście z polskiej ligi od razu do Premier League jest naprawdę ogromnym przeskokiem. Pod każdym względem: przygotowania profesjonalnego, fizycznego, mentalnego. Bartek jest piłkarzem grającym technicznie, potrzebuje więcej miejsca na boisku. A w Anglii tego miejsca nie ma. Na jego zespole ciąży presja. To jest przecież mistrz kraju i chce coś udowodnić. Nie ma czasu, by młodemu Polakowi dawać szansę na grę. Dlatego musi się on zastanowić nad swoją przyszłością. Prawdopodobnie nad wypożyczeniem do klubu, w którym mógłby stale grać. To musi być rozsądna decyzja, aby się po raz drugi nie „spalił”.

– Kapustka w meczu rezerw Leicesteru z Tottenhamem zanotował asystę. Może w ten sposób, krok po kroku, przekona trenera Claudio Ranieriego, że warto mu dać szanse gry w Premier League?
– Nie. Gra w rezerwach dla tak utalentowanego zawodnika jak Bartosz jest nieporozumieniem. To nie są drugie drużyny w Hiszpanii, w których występuje wielu utalentowanych zawodników i gra stoi tam na wysokim poziomie. Dlatego Bartek musi się zastanowić, co dalej. Bo widać, że w Leicester nie ma szans nawet na ławkę rezerwowych. Gdyby na niej siedział, to by oznaczało, że trener może mu da szansę gry, gdy drużyna wygrywa 2:0. A wtedy wejdzie na ostatnie 15 minut, pokaże się.

– W Premier League znowu z niezbyt dobrej strony pokazał się Jose Mourinho. Jego Manchester United jest dopiero ósmy w tabeli. Wielki „Mou” burzy swą legendę?
– Musi odbudować coś, co zostało po Aleksie Fergusonie. Gdy ten zakończył karierę, Manchester United nie potrafi nawiązać rywalizacji o mistrzostwo. Mourinho przyszedł w trudnym okresie, ma zadanie, by klub postawić na odpowiednie tory. Zakup Paula Pogby za 120 milionów euro nie pomaga, tylko jeszcze bardziej zwiększa presję. Ale jest to na tyle doświadczony trener, że wie, co robi.

– Pana były zespół Liverpool jest trzeci w tabeli. Nie zdobył tytułu od 26 lat. Teraz ma na to szansę?
– Liverpool potrafi nawiązać rywalizację w bezpośrednim meczu z największymi drużynami. Ogrywa Chelsea, Manchester City lub United czy Arsenal, a zdarzają mu się porażki ze słabszymi rywalami. Wydaje mi się, że pod względem fizycznym ma takich zawodników, którzy bardziej lubią grać w piłkę niż walczyć niemal wręcz.

– W czołówce ligi angielskiej jest jeszcze większy tłok niż w hiszpańskiej. To zapewne wróży emocje do samego końca rozgrywek.
– Jest to wyjątkowy sezon, bo są wyjątkowi trenerzy na ławkach. Premier League zgarnęła najlepszych szkoleniowców z całej Europy: Conte w Chelsea, Guardiola w City, Mourinho w United, Klopp w Liverpoolu. Arsenal prowadzi Wenger. Są to wybitne postacie, co rozgrywkom dodaje dodatkowego smaczku. City ze względu na swój kapitał finansowy, ludzki, trenerski mają największe szanse na tytuł. Arsenal, Chelsea, Liverpool, Tottenham i może Manchester United też powalczą o sukces. Liverpool ma z tych zespołów najkrótszą ławkę rezerwowych.

– W Anglii ukazała się Pana biografia, będąca kompilacją dwóch poprzednich książek wydanych w Polsce. Jak się sprzedaje?**
– W Liverpoolu spędziłem prawie cztery pełne dni, zajmując się promocją książki. Ludzie ją odbierają pozytywnie. Cieszy się ona dużym zainteresowaniem. Nakład – 15 tysięcy – jest już chyba wyczerpany i będziemy pracować nad tym, żeby nastąpił jej dodruk. Pracujemy także nad tym, aby książkę wypuścić na rynek azjatycki.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski