Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Kukuczka. Człowiek, który żył gdzie indziej

Rozmawia Anita Czupryn
Archiwum rodzinne Jerzego Kukuczki / FORUM
Miał typowe śląskie podejście: baby do garów, a facet w góry. To dziś może być kontrowersyjne, ale mnie to nie interesuje. Taki był Kukuczka - o alpiniście i swoim filmie "Jurek" opowiada reżyser Paweł Wysoczański

- Kukuczka miał 160 metrów do pokonania, aby ponownie zdobyć szczyt Lhotse - ośmiotysięcznika w Himalajach. Idzie pierwszy, drogą, której jeszcze nie zdobył nikt. Tuż przed szczytową granią lina nie wytrzymuje obciążenia. Najlepszy polski himalaista spada w dwukilometrową przepaść. To było 24 października, 26 lat temu. Miał Pan wtedy dziewięć lat. I pamięta ten dzień?

- Vladimir Nabokov pięknie pisze w "Lolicie", że to, co zdarzy się w życiu chłopca, może naznaczyć go na całe życie. Tak było ze mną. Jerzy Kukuczka był dla mnie człowiekiem niezniszczalnym. Herosem. Bohaterem, któremu nic nie mogło się stać. Nagle ginie... Wyobraźnia dziecka, dla którego bohater to nie jest tylko dzielny mężczyzna, ale półbóg, mit, ktoś, kto jest, obok ojca, największym autorytetem, nie pojmuje tego, co się stało.

Pamiętajmy, że wiosną 1989 r. na Evereście ginie pięciu Polaków. Kwiat polskiego alpinizmu i taternictwa. Parę miesięcy później, po Kukuczce, wiosną 1990 r., ginie Wanda Rutkiewicz.

To wszystko bardzo zapadło mi w pamięć. 1989 r. był dla Polski mityczny, był nowym początkiem, a dla himalaizmu tak fatalnym.

- Kiedy Jerzy Kukuczka jest już sławny, w końcu po raz pierwszy z pieniędzmi, dobrym sprzętem wyrusza na wyprawę, w Europie jak klocki domina padają mury komunizmu. Kukuczka czuł tego ducha wolności, zwycięstwa?

- Pamiętam taką scenę: Jerzy Kukuczka siedzi w namiocie i mówi: "Przyjechaliśmy tu i był inny rząd, po kilku tygodniach wyprawy mamy inny rząd. Strach pomyśleć, co będzie, kiedy będziemy wracać do domu". Niestety, on już tego, co działo się w Polsce, nie doświadczył. Był zwolennikiem Solidarności - jako przyzwoity człowiek wiedział, z kim trzymać. Myślę również, że nie miał czasu na to, aby poważnie angażować się w politykę. On dla rodziny tego czasu zbyt wiele nie miał. Był zakochany w górach.

Janusz Majer pięknie opowiada, jak schodzili kiedyś z lodowca najeżonego szczelinami. On szedł z Anglikiem Alexem MacIntyre'em, a Kukuczka dwieście metrów przed nimi skakał między tymi szczelinami, jakby to były kałuże. Alex, patrząc na Jerzego, zwrócił się do Mejera: "Zobacz, on się tu czuje jak u siebie w livingroomie". Miał niebywałą naturalność obcowania z górami. To było coś więcej niż pasja, wyzwanie, udowadnianie sobie, że się jest najlepszym. On góry miał we krwi. Miał dar.

- A przecież był chłopakiem ze Śląska, jego ojciec był górnikiem pracującym na przodku. Na dole. Jego ciągnęło do góry. Na szczyty.

- Podkreślamy w filmie ten wątek. Był zwyczajny, po zawodówce, maturę zrobił w technikum wieczorowym, bo się zawziął. Ten upór, ta zawziętość, była jedną z jego ważniejszych cech. Jest w filmie taka scena: Jerzy Kukuczka jedzie windą, umorusany, w stroju górniczym, winda posuwa się do góry, do światła, do nowego życia... Albo to, jak mówi, kiedy pierwszy raz dotknął skały. Dotknął skały jak kobiety, w której się kochał. To była pierwsza niedziela września 1965 r. Ktoś może powiedzieć, że był zaślepiony górami. Gdzie jest granica między zaślepieniem a wielką miłością? Tego nie da się tak prosto powiedzieć.

- Rośnie Pan w cieniu jego legendy. Uświadamia sobie wtedy, co możecie mieć wspólnego?

- Ja z Jerzym Kukuczką? Trudno mi to analizować i nie mnie na to odpowiadać. Chyba nawet mi nie wypada, bo mógłbym poczuć się zbyt … wysoko. Pycha i próżność są dziś w cenie, ale zejdźmy na ziemię.

- Co dla Pana w osobowości Jerzego Kukuczki jest najbliższe?

- O tym mogę mówić długo. Wiele rzeczy mnie ciekawi w Kukuczce. To przede wszystkim, że był niebywale skromny. Zauważ, w tej chwili żyjemy w czasach, w których ludzie dużo gadają, są krasomówcami, popisują się…

- … lansują…

- On wyrażał się czynami. Góry były dla niego czymś więcej niż sportem. Były zajęciem z pogranicza wyczynu, sportu, formą poznania siebie. Nie ma nic ze sztuki w tym, że nieraz niewiele brakowało, aby odmroził swoje ręce i nogi na wysokości ośmiu tysięcy metrów, ale piękno świata nie jest zbudowane z racjonalnych zachowań. Czy pasja może być racjonalna? Nie wydaje mi się. Czy wartościowe jest jedynie to, co użyteczne, praktyczne? Nie rozumiem tych, którzy krytykują alpinistów, mówiąc, że to, co robią, jest nieracjonalne, niepotrzebne. Dla mnie są wynalazcami, odkrywcami. Czy poezja jest użyteczna? Czy jest niezbędna do życia?

A jednak świat byłby bez niej ubogi. Podobnie jest ze wspinaniem. Himalaizm na pozór jest ryzykanctwem, poświęcaniem swojego życia, uczuć rodziny, ale kiedy oglądam skupienie na twarzach ludzi uczestniczących w spotkaniach z himalaistami, tego, jak są głodni tych opowieści, jak inspirujące one potrafią być, to wiem, że wspinanie ma sens. Kukuczka był skromny, niebywale lojalny. Miał tych samych przyjaciół od 14. roku życia... Jak mówi Janusz Majer: "Był tym samym Jurkiem, którego znaliśmy tyle lat. Skromny, unikający rozgłosu, kochający góry".

- Był nawet bezwzględny w kontaktach z mediami. To zupełnie inna twarz Jerzego Kukuczki, zważywszy, że w domu był czułym mężem i troskliwym ojcem.

- Miał dystans do mediów.

- Dlaczego? Bo wiedział, że…

-… że media przekłamują, karmią się sensacją. Mamy w materiałach moment, kiedy Jerzy Kukuczka mówi do dziennikarza z irytacją: "Weź opowiedz o tym, jak ci umiera przyjaciel. To tak, jakbyś miał opowiadać o tym, jak ci umiera matka. Weź się uzewnętrzniaj na zawołanie". Alicja Kapuścińska pożyczyła mi niedawno książkę Krzysztofa Mroziewicza, w której Kukuczka Mroziewiczowi odpowiada sylabami - tak albo nie.

Nie miał potrzeby rozgłosu. Podobnie jak jego żelazny upór. Zwłaszcza dzisiaj, w czasach, w których króluje słomiany zapał, kiedy ludzie może i piszą trzy książki, ale już żadnej nie skończą i nie wydadzą. Mają tylko plany, plany, plany... Kukuczka, kiedy coś postanawiał, realizował to, niezależnie od okoliczności.

- A Jerzy Kukuczka ledwo zdaje maturę, pisze potem dwie książki. I je wydaje!

- Czytałem je wiele razy. Są kapitalne. Zwłaszcza "Mój pionowy świat". Kapitalny tytuł. On żył gdzie indziej. Tak jak bohater filmu Luca Bessona "Wielki błękit", który żył pod wodą. Widział wszystko na niebiesko, a kiedy śnił, to na suficie pojawiały się tafle wody. Czy Jerzy Kukuczka śnił o śniegach Himalajów? Pewnie tak... W tej chwili mocno idealizuję jego portret, ale przyznam, że bardzo zależało mi na tym, aby film o nim nie był idealistyczny.

Aby nie był pomnikiem. Zwłaszcza że już w trakcie mojego dojrzewania, w wieku 15-16 lat, zrozumiałem, jak bardzo ryzykowne jest to zajęcie. Co roku w Himalajach giną ludzie. Jak na froncie. I to są sytuacje, które rodzą pytania, wątpliwości, o których należy mówić. Nie oceniać - pytać. Od tworzenia poezji nikt nie umiera, z himalaistami jest inaczej.

- Ale jednak idzie Pan tą romantyczną drogą, bo mottem Kukuczki było: "Od śmierci w dolinach zachowaj nas Panie".
- No i Kukuczka nie ginie w dolinach. Spada ze szczytu i to jeszcze takiego, który już raz zdobył. Tym szczytem zapoczątkował przecież swój himalaizm. Widzę w tym domknięcie. Klamrę, która spaja to jego życie w górach. Mówiąc boleśnie, konkretnie, to życie Kukuczki jest gotowym scenariuszem na film. Wymowna klamra: 1979 - pierwsze wejście na Lhotse, potem dziesięć lat niebywałych wyczynów, a w tle zmieniająca się Polska.

Nasz kraj w 1979 r. a Polska końca 1989 to jak dwa różne państwa. Duety, jakie tworzył w górach: z Wojtkiem Kurtyką, intelektualistą z pisarskiej rodziny, którego od Kukuczki odróżniało wszystko. Kurtyka przezabawnie opowiada o tym w filmie - "...że żadna kwestia światopoglądowa, ani film, ani muzyka, ani wrażenia estetyczne... Nie było takiej wspólnej kwestii, która pozwalałaby nam znaleźć wspólny język".

- Prócz gór.

- Góry połączą ludzi, którzy na nizinach nie mieliby sobie nic do powiedzenia. Wyścig z Messnerem, wyczyny w górach, komunizm i bieda, z której wspinacze musieli wysupłać ogromne pieniądze na wyprawy, szczęśliwy dom Kukuczków, rosnąca popularność, dramaty, tragedie w górach... jego życie to scenariusz. Należało jedynie dokonać adaptacji.

- Messner nie przyjął Orderu Olimpijskiego w 1988 r. w Calgary, kiedy został odznaczony razem z Kukuczką. Uważał, że wspinaczka to sztuka. Kukuczka przyjął, bo twierdził, że to jest rywalizacja.

- Zastanawiam się, ile w tym zachowaniu Messnera było gry? On jest świetnym politykiem i kiedy odmówił przyjęcia tego wyróżnienia, zachował się jak polityk, któremu zależy na tym, aby wypaść w dobrym świetle. Jeżeli, jego zdaniem, wspinanie jest sztuką, to dlaczego, na Boga, wydaje perfumy Mount Everest?

Kremy, balsamy, kosmetyki z nazwami himalajskich szczytów. To on, jak nikt inny, skomercjalizował Himalaje, posiada trzy zamki w Tyrolu, które przypominają Disneyland, sprowadza jaki z Nepalu, żeby się kręciły po ogródku, żeby turyści mogli poczuć, jak wygląda prawdziwy Nepal. Messner zbił swój majątek na górach i dobrze, że jest świetnym menedżerem, ale kiedy mówi, że wspinanie to sztuka, przeczy sam sobie.

- A Kukuczka mieszkał w bloku i zostawił dom w Istebnej po rodzicach. Był Pan tam?

- Wiele razy. Rodzina Kukuczków prowadzi tam Izbę Pamięci. Między Kukuczką a Messnerem kontrast jest ogromny, Kukuczka miał małe, dwupokojowe mieszkanko na Gdańskiej 16, a Messner zamki. Jerzy Kukuczka jechał kiedyś na festiwal do Włoch na dwa ,,maluchy" - z kanistrami benzyny na dachu, w tym drugim ,,maluchu" siedzieli Warecki z Hajzerem i zauważyli, że Kukuczka co chwila zwalnia. W Czechach, w Austrii. W końcu spostrzegli, że zwalnia wtedy, kiedy mija zamki, bo tam jest wiele pięknych zamków. Zwalniał, oglądał je, mając w głowie, że jedzie do Włoch, do Messnera. I później opowiadał chłopakom, jaki to on chciałby mieć zamek. Ale on był Kukuczką. Prostym facetem z Polski. Jego bogactwo było w nim samym.

- Ile wiedział Pan o Kukuczce, kiedy rozpoczynał pracę nad filmem o nim?

- Okazało się, że nie tak dużo. Byłem zafascynowany nim, ale działam intuicyjnie. Pamiętam, jak ktoś mi mówił: "Kukuczka? Zrób o Kurtyce albo Rutkiewicz".

- Miał Pan taką chęć, aby odbrązowić trochę Kukuczkę, pokazać jego ciemną stronę?

- Nie miałem takiej potrzeby z góry, nie wychodziłem z takiego założenia, ale fakty mówią same za siebie. Wojtek Kurtyka mówi w filmie: "Jurek tracił kontakt z rzeczywistością. Jak miał cel, to parł do niego niezależnie od okoliczności".

- Choruje jego przyjaciel, a on mimo to na drugi dzień wstaje i wchodzi na szczyt.

- Tak. Kanczendzonga, rok 1986, umiera jego bliski przyjaciel. Najbliższy Kukuczce Andrzej Czok. Nie planowałem, aby pokazywać ciemne strony. Nie zakładałem tego, ale trzeba być ślepcem, aby dramatów, jakie działy się w karierze Jerzego Kukuczki, nie zauważyć. Pewnych pytań nie można było nie zadać. Zresztą sam Kukuczka o nich mówi. Kiedy dziennikarz pyta go, czy nie ma wątpliwości, odpowiada szczerze...

Często szukał własnych błędów, czasami je znajdywał... Dziennikarz na to: - To dlaczego tam wracasz? Kukuczka milczy, po czym mówi: - Zróbmy przerwę. To wymowna wypowiedź. Czytałem fragmenty jego pamiętników. W trzech notkach, wracając z wyprawy, powtarzał: "I najważniejsze, tym razem nikt nie zginął". Bo zginęło na jego wyprawach czterech himalaistów. Co najważniejsze - nie z jego winy. Jak mówi Krzysztof Wielicki - można tu mówić o pewnej statystyce - Kukuczka wspinał się 3-4 razy więcej i intensywniej niż inni. Siłą rzeczy więc zdarzały się wypadki. Cele również były wyjątkowo trudne.

- Środowisko himalaistów z lat 80. a dzisiejsze środowisko - znalazłby Pan między nimi coś wspólnego?
- Wydaje mi się, że to dwa światy. Dziś nikt już nie traktuje górskich wyczynów jako robienia czegoś dla ojczyzny, nie wnosi się flagi biało-czerwonej na szczyt. Kiedy Wielicki z Cichym zdobywali zimą Mount Everest w 1980 r. jako pierwsi ludzie w historii, to oni naprawdę myśleli, że to dla Polski robią. Dziś to jest kwestia wyzwania, wyczynu. Zdjęcie na szczycie i następnego dnia na Facebooku. Rok 1989 to dla polskiego himalaizmu koniec pewnej epoki. Wielicki mówi w naszym filmie, jak inne jest podejście młodych wspinaczy do wspinania dziś. Wspinanie się skomercjalizowało. Katmandu, które było miastem hipisów w latach 70., może jeszcze w 80., przypomina dziś galerię handlową.

- Co Pana zaskoczyło w Jerzym Kukuczce, w jego prywatnym wizerunku?

- Chyba nie było zaskoczenia. Wiedziałem, że tworzyli z żoną Cecylią szczęśliwą rodzinę. Bardzo się kochali. Widać to wymownie, kiedy Cecylia czeka na niego na płycie lotniska po zdobyciu przez Kukuczkę ostatniego ośmiotysięcznika. Jej spojrzenie wiele mówi. Przy pracy nad filmem dużo się spotykałem z Cecylią Kukuczką i wiem, że byli po prostu szczęśliwi. Oczywiście, że bolało ją, że ma tego mężczyznę tak mało. Ale nie miała innego wyjścia. Jeśli już mam mówić o zaskoczeniu, to były to różnice dotyczące partnerów Kukuczki, od których odstawał swoim uporem, ryzykanctwem. Momentami to było bardzo skrajne.

- Czytałam niedawno wywiad z Wojciechem Kukuczką, synem Jerzego, który mówi, że odczuwanie przyjemności z bycia w
rodzinie wcale nie jest największą wartością. Największą wartością, co pokazał jego ojciec, jest podążanie własną ścieżką.

- Być może ujął to radykalnie, ale mam wrażenie, że Wojtek tymi słowami wypowiada wojnę takiemu "żyćkowi" rodzin polskich, które pracują od 8 do 16, wydarzeniem tygodnia są zakupy w Tesco, a himalaiści dla nich to głupole, którzy narażają siebie i swoją rodzinę. Przypomina mi się, co Julian Tuwim pisał: "Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach Strasznie mieszkają straszni mieszczanie. Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach Zgroza zimowa, ciemne konanie".

Myślę, że z tym właśnie walczył Kukuczka, choć pewnie tak by tego nie nazwał. Walczył z "żyćkiem", z małością, z zaściankowością. I to, co mnie w Jerzym Kukuczce najbardziej imponuje, to właśnie to, żeby nie ulegać temu "żyćku". Żeby się nie zamykać w ścianach. Żeby poszerzać horyzonty.

- Ale żony nigdy w góry nie zabrał. Bo, jak ona sama mówi, powtarzając słowa męża: "Baby w górach rozpraszają".

- Z punktu widzenia dzisiejszych czasów to jest szowinistyczny tekst, ale ja, kochając Śląsk, wiedząc, jak bardzo jest on niepoprawny, a i sam nie uważam się za zbyt politycznie poprawnego, użyłem tego w filmie, bo to też jest znak czasów. Kiedyś mężczyźni byli inni niż teraz. Zauważ, że Cecylia Kukuczka, jak o tym mówi, wybucha śmiechem. Ją to bawi. Anna Czerwińska też mówi, że Jurek miał typowe śląskie podejście: baby do garów, a facet w góry. To dziś może być kontrowersyjne, ale mnie to nie interesuje. Taki był Kukuczka.

***
Paweł Wysoczański:
- Jeden jego wyczyn najbardziej mi imponuje. Jego i Wojtka Kurtyki. Kiedy po bardzo trudnej wyprawie na Gaszerbrum IV, gdzie Wojtek Kurtyka się wycofał, a pan Jerzy się zdenerwował, rozstali się, to, jakby sobie chcąc nawzajem coś udowodnić, poszli w dwóch różnych kierunkach w trudne trasy. Po wyprawie. Kiedy myśli się już o powrocie do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski