Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Miller odchodzi z Urzędu Wojewódzkiego

(GEG)
Jerzy Miller
Jerzy Miller fot. Anna Kaczmarz
Dymisja. Wojewoda małopolski podał się do dymisji. Żaden urzędnik nie pełnił tej funkcji dłużej niż Jerzy Miller.

Odejście wojewody jest skutkiem wczorajszej dymisji premier Ewy Kopacz i jej rządu. To ona pociąga za sobą automatyczną rezygnację ze stanowisk przedstawicieli rządu w terenie.

PiS zapowiada, że nowi wojewodowie pojawią się natychmiast po zaprzysiężeniu Rady Ministrów. Najpoważniejszym kandydatem na wojewodę małopolskiego jest Józef Pilch, krakowski radny PiS.

Jerzy Miller przepracował w Urzędzie Wojewódzkim kilkanaście lat. Najpierw był wicewojewodą krakowskim (1990-97), a potem wojewodą małopolskim (2007-2009 i 2011-2015). Był też wiceministrem finansów (1998-2000), prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (2003), prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia (2004-2006), wiceprezydentem Warszawy (2006-2007) i ministrem spraw wewnętrznych i administracji (2009-2011).

Najgłośniej było o nim wtedy, gdy kierował Komisją Badania Wypadków Lotniczych i przygotował raport o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Za ten dokument, wykluczający zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, był ostro atakowany przez polityków PiS, którzy teraz zapowiadają nowe śledztwo w sprawie wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. Sam Miller twierdzi, że nie obawia się odwetu ze strony PiS za swój raport, a takie zapowiedzi traktuje jako swego rodzaju koloryt dyskusji politycznej.

Rozmowa z Jerzym Millerem, ustępującym wojewodą małopolskim: Zawsze współczuję tym, którzy są wiecznie niezadowoleni

- Przepracował Pan w Urzędzie Wojewódzkim trzy okresy: 1990-1997 jako wicewojewoda oraz 2007-2009 i 2011-2015 jako wojewoda. Który będzie Pan wspominał najlepiej?
- Chyba wszystkie były dla mnie ważne. Można by wskazać któryś z tych okresów, gdyby były one porównywalne ze sobą. A nie były. Od roku 1990 to była szansa wykorzystania sytuacji zupełnie nadzwyczajnej, która w historii się już nie powtórzy. Każda decyzja stanowiła krok do przodu i szybko dawała zadowolenie, że coś się znowu udało. Bo wtedy, po zmianach ustrojowych, odkrywaliśmy możliwości, które jeszcze kilka lat temu wydawały się marzeniem. Ale były też bardzo trudne sytuacje, bo każda prywatyzacja zakładu wiązała się z co najmniej czyimś kłopotem, a nawet nieszczęściem. Pamiętajmy, że pożegnanie się z gospodarką socjalistyczną nie przyniosło samych sukcesów, bo na przykład powstało bezrobocie, czego wcześniej nie doświadczaliśmy na własnej skórze.

Lata 2007-2009 były dla mnie takim okresem, kiedy można było spróbować, jak w rozwiniętej gospodarczo Polsce, dodatkowo wspartej unijnymi pieniędzmi, wprowadzać już nie te podstawowe zmiany, ale te o charakterze cyzelowania. W ostatnich czterech latach postawiliśmy sobie zadanie zmiany relacji pomiędzy urzędem a tymi, których ten urząd obsługuje. Na przykład zakończyliśmy rozpoczęte jeszcze w 2007 roku zmiany w systemie ratownictwa medycznego.

- A czy to nie jest dowód, że pierwszy okres był o tyle lepszy, że decyzje zapadały szybko i szybko było widać ich efekty? Teraz na z pozoru drobne zmiany, na to cyzelowanie potrzebujemy kilku lat.
- W latach 90. była zupełnie inna rola wojewody.

- Było lepiej?
- Było inaczej. Mieliśmy małe województwo krakowskie, 1,1 miliona mieszkańców, teraz Małopolska jest trzy razy większa. Wojewoda był odpowiedzialny za wiele istotnych sfer życia publicznego – służba zdrowia była finansowana i nadzorowana przez wojewodę, podlegały mu instytucje kultury. Dziś rola wojewody jest ograniczona do sprawdzania legalności decyzji samorządów i wspierania finansowanego w wybranych dziedzinach życia publicznego i wybranych sytuacjach, na przykład przy powodzi.

- Ludzie nie rozumieją tego, że 15 lat temu przybył dodatkowy Urząd Marszałkowski, którego zadania nakładają się na Urząd Wojewódzki. Może należałoby to jednak jakoś uprościć.
- Wydaje mi się, że nie, choć trudno być sędzią we własnej sprawie. Model, w którym jeden centralny urząd w Warszawie będzie nadzorował wszystkie urzędy lokalne, jest nieracjonalny. Reforma administracyjna doprowadziła do całkowitej zmiany roli wojewody.

- Zapytam o ostatni okres, bo właśnie w nim wojewoda nie ograniczał się tylko do nadzorowania samorządów. Stworzenie dwóch zamiast kilkunastu dyspozytorni pogotowia, likwidacja niektórych stacji Sanepidu, zgromadzenie wszystkich urzędników podległych wojewodzie w jednym miejscu – to przecież wymagało pewności siebie, zwłaszcza przy krytyce za tak arbitralne decyzje.
- To przykłady działań, których rzeczywiście nie musiałem podejmować. Nikt by słowa nie powiedział, gdybym tego nie zrobił, bo nie ma żadnej ustawy, żadnego rozporządzenia, które by mnie do takich działań zmuszały. Ale z drugiej strony jest coś takiego jak szacunek dla polskiego podatnika i polskiego obywatela. Dwa i pół roku pracowałem w Ministerstwie Finansów i jako wiceminister odbyłem mnóstwo rozmów, których przebieg był podobny; słyszałem: przychodzę po pieniądze na bardzo ważne sprawy, a ja odpowiadałem: rozumiem te potrzeby, ale nie mam pieniędzy. Jak się wychodzi z Ministerstwa Finansów do końca życia ma się przyzwyczajenie: oglądaj długo złotówkę z każdej strony zanim ją wydasz, zwłaszcza, gdy są to pieniądze publiczne.

- Każdy wojewoda powinien wcześniej pracować w resorcie finansów…
- Można to tak w skrócie ująć.

- Wtedy będzie bardziej aktywny?
- Taka aktywność powinna dotyczyć każdego, kto odpowiada za pieniądze publiczne. Weźmy choćby wspomniane zmiany w systemie ratownictwa medycznego. Nie dostaliśmy na to ani jednej dodatkowej złotówki. Udowodniliśmy, że za te same pieniądze można mieć lepszy system, z większą liczbą karetek i ratowników, a z mniejszą osób siedzących za biurkiem, ze wspomaganiem takim, że można być szybciej na miejscu wypadku, nawet dużego i tragicznego w skutkach. Sanepid to też prosta sprawa – czasy, kiedy każdy musiał mieć u siebie zaplecze laboratoryjne, już minęły, dziś równie dobre jakościowe badanie jest wtedy, gdy próbkę wieziemy do laboratorium trochę dalej.

- Ale krytycy tych decyzji mówią, że wychodzi Pan przed szereg, a Małopolska na tym traci, choćby miejsca pracy. Skoro za te same pieniądze może mieć więcej miejsc pracy, to po co iść w drugim kierunku?
- To i tak delikatne zarzuty, bo moi krytycy twierdzą, że oddaję pieniądze do Ministerstwa Finansów. Wojewoda ma swój budżet, o którego podziale sam decyduje w dużej mierze. Po pierwsze – nic się nie oddaje do Warszawy. Po drugie – to nie wojewoda tworzy miejsca pracy, szanujmy pracodawców, bo to przecież im zawdzięczamy, a rząd, minister, wojewoda czy marszałek co najwyżej tworzą warunki do tego, by było więcej miejsc pracy. A poza tym w ratownictwie medycznym mamy chyba tę sama liczbę etatów, ale więcej w karetce, a nie przy biurku i telefonie. W sanepidzie liczba etatów na laboratorium się rzeczywiście zmniejszyła, ale fundusz płac nie zmalał. Przenoszenie urzędników do Nowej Huty nie podoba się zwłaszcza tym, którzy się jeszcze tam nie przenieśli. Ci, którzy tam już są, są coraz bardziej z tego zadowoleni. Urząd Wojewódzki nie musi być w samym centrum – nie słyszałem o turyście, który chciałby zwiedzić siedzibę Urzędu Wojewódzkiego.

- Krytycy Pana decyzji dochodzą teraz do władzy. Nie boi się Pan, że nowa władza zacznie Pana rozliczać i będzie szukać sposobów na udowodnienie, że ostatnie 4 lata to okres błędów i wypaczeń?
- Przeżyliśmy już taki okres, więc możemy przeżyć podobny werdykt. Byle tylko skończyło się na słowach, a nie czynach. Myślę, że jest na tyle dużo zadowolonych, że już się nie cofniemy. Zmian dokonuje się na lepsze. Jeżeli ktoś uzna, że chce wrócić do gorszego, to trudno. Społeczeństwo to oceni.

- A obaw o podobne rozliczenia w sprawie katastrofy smoleńskiej też Pan nie ma? Przecież komisja Millera i jej raport pokazujący, dlaczego doszło do katastrofy, to dla środowisk związanych z PiS synonim kłamstwa smoleńskiego?
- A powinienem mieć?

- Dochodzący do władzy sugerują, że tak.
- Gdyby to mówili eksperci, to rzeczywiście mógłbym do tego podchodzić poważnie. A ponieważ to mówią osoby, które prawdopodobnie nawet raportu końcowego nie przeczytały, to traktuję to wszystko jako swego rodzaju koloryt dyskusji polityków.

- Nie ma Pan obaw, że wróci okres rozliczeń wobec tych, którzy stoją po „niewłaściwej stronie”?
- Jestem z natury optymistą. Zawsze współczuję tym, którzy są wiecznie niezadowoleni, którzy twierdzą, że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Ja myślę o tym, co mam zrobić i szukam sobie nowych wyzwań. W każdym miejscu.

- To jakie będzie to nowe wyzwanie? Co będzie robił Jerzy Miller, gdy przestanie być wojewodą małopolskim?
- Nie raz zmieniałem miejsce pracy, więc mam takie przyzwyczajenie, że nie myślę o nowym, gdy jeszcze jestem w starym. Gdyby pracownicy widzą, że szef już „odleciał”, że myślami jest gdzie indziej, to fatalnie wpływa na aktywność zespołu.

Rozmawiał Grzegorz Skowron

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski