Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Stuhr gra Lecha Wałęsę. "Wałęsa w Kolonos" w Łaźni Nowej [RECENZJA, ZDJĘCIA]

Łukasz Gazur
Fot. Monika Stolarska
ZA KULISAMI. Wszyscy żyjemy dzięki mitom, czyli najnowsza premiera teatru Łaźnia Nowa - "Wałęsa w Kolonos" Jakuba Roszkowskiego w reżyserii Bartosza Szydłowskiego. W roli głównej jako Lech Wałęsa występuje Jerzy Stuhr

Premiera teatru Łaźnia Nowa - „Wałęsa w Kolonos” w reżyserii Bartosza Szydłowskiego - to próba zmierzenia się na scenie z tematem wojny polsko-polskiej.

Jesteśmy w industrialnej przestrzeni niczym w hali stoczni. Poza projekcjami właściwie nie ma tu dekoracji - nie licząc kuchennego stołu, przy którym Danuta-Atena (Anna Paruszyńska) uprawia domową krzątaninę. I do ostatnich chwil nie zabierze głosu. Wyrazisty symbol nieobecności kobiecej narracji w historii „Solidarności”. Czytelnych znaków jest więcej. Pojawia się np. czarna parasolka, hulajnoga hipstera, którego niewiele interesuje albo postać nawiązująca do filmu „Człowiek z marmuru” Andrzeja Wajdy. To Agnieszka, grana wówczas przez Krystynę Jandę (a w Łaźni Nowej przez Martę Ziębę) studentka filmówki, która tworzy dokument o dawnym przodowniku pracy.

Skojarzenie tytułu nowohuckiego przedsięwzięcia z dramatem Sofoklesa jest nieprzypadkowe. Jakub Roszkowski szkielet greckiej tragedii ubrał we współczesne ciało. Figura Lecha Wałęsy (Jerzy Stuhr - aktor, który wystarczy, że staje na scenie, i wyraziście zaznacza swą obecność, i świadomie konstruuje postać) staje się termometrem odmierzającym stopnie Celsjusza społecznych niepokojów. Przez słowa Roszkowski próbuje diagnozować źródło obecnego podejścia do dawnego przywódcy „Solidarności”. Człowieka, który pociągnął za sobą tłumy, a dziś jak mało kto dzieli społeczeństwo. Diagnoza wydaje się aż oczywista: „to wy uczyniliście mnie tym, kim jestem”. Internetowy hejt, milczące przyzwolenie na nienawiść, agresję (nie tylko słowną) - oto zdaniem twórców przyczyny dzisiejszego stanu polskiej polityki. To zaległość III RP.

„Wałęsa w Kolonos” jednak jako forma teatralna nie wydaje się gotowy. To szkic do spektaklu, ciąg scen - raz lepszych, raz gorszych, raz z ciekawie zaznaczonymi postaciami, raz tylko zarysowanymi. Świetnie sprawdza się chór, przywodzący na myśl „Chór kobiet” albo „Hymn do miłości” Marty Górnickiej. Grupa wyśpiewuje może najważniejsze frazy spektaklu, zbiorowe mądrości, pod dyktando rytmicznej, pulsującej muzyki Dominika Strycharskiego. Ale ten chór jednocześnie bywa momentami tylko zagubionym, miotającym się po scenie społeczeństwem.

Twórcy spektaklu zgrabnie przypominają, że herosi w mitologii greckiej byli ludźmi - pełnymi wad i ułomności. I nikt nie wymagał, by byli inni. Wszyscy fascynowali się ich czynami właśnie dlatego, żenie tylko„dzięki swym zaletom”, ale „pomimo swoich wad” próbowali mierzyć się z losem. I może to najważniejsze przesłanie? Bo wszyscy potrzebujemy mitów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski