Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Turowicz, wielki, lecz powoli zapominany

Włodzimierz Knap
Jerzy Turowicz
Jerzy Turowicz wikipedia/Mariusz Kubik
10 grudnia 1912. Rodzi się Jerzy Turowicz, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” przez 51 lat

W Krakowie, 10 grudnia 1912 r., w kamienicy rodzinnej przy Sobieskiego 7, wszystko się zaczęło... Tak mógłby o sobie powiedzieć Jerzy Turowicz. To był człowiek tego formatu i takich zasług dla Polski, że nawiązanie do znanych słów Jana Pawła II nie byłoby w jego wypadku niestosownością.

Nie można mieć jednak żadnych wątpliwości, że sam nie wypowiedziałby ich. Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, którym kierował ponad pół wieku, jak zapewniają liczni świadkowie, lubił przebywać w cieniu, był milczkiem. „Nawet w czasie kolegiów redakcyjnych zabierał głos rzadko”- wspominał Marcin Król, który był jednym z członków warszawskiego „desantu” w „Tygodniku”. Ale Marek Edelman w rozmowie z Anną Mateją przekonuje, że Turowicz wcale nie był nieśmiały, milczący z natury, lecz kierował się zasadą, by mówić, kiedy ma się coś do powiedzenia, gdy trzeba.

Niestety, młode pokolenia, generalizując, nie wiedzą, kim był, a starsze zapominają o nim, ewentualnie celebrują tylko okrągłe rocznice.

W PRL odgrywał jedną z najważniejszych ról na scenie publicznej. Zaczął ją w marcu 1945 r., gdy współzakładał „Tygodnik Powszechny”, pismo, które jeśli chodzi o oddziaływanie na elity, było jednym z najważniejszych w PRL, o ile nie najważniejszym, choć nie dla wszystkich.

Regułą jest, że wybitni ludzie mają na sumieniu mnóstwo poważnych wad i grzechów. Turowicz przeczy jej. Był wybitny, ale zawsze zachowywał się porządnie. Oczywiście, gdy czyta się dzisiaj jego korespondencję lub wspomnienia o nim, można natknąć się na nieliczne kąśliwe uszczypliwości wobec bliźnich. Być może znajdą się tacy, którzy oburzą się tym, że pił alkohol i to w samej Bazylice Świętego Piotra. Stało się to, o czym opowiadał w jednym z wywiadów, 11 października 1962 r., w dniu rozpoczęcia II soboru watykańskiego. Padał ulewny deszcz, a Turowicz przemoczony i zziębnięty wpadł do bazyliki. Widząc go w takim stanie, dziennikarz irlandzki wyciągnął piersiówkę i pociągnęli sobie.

Kluczem do zrozumienia Turowicza są dwie rzeczy. Po pierwsze, będąc gorliwym katolikiem, nad dobro Kościoła instytucjonalnego wynosił i praktykował naukę Chrystusa, szczególnie z Kazania na Górze.

Po drugie - jak charakteryzował go Leszek Kołakowski: „Był człowiekiem dobrym z natury, nie zaś z kultury, nie z doktryny jakiejś, nawet nie z wiary. Taki po prostu był, takim go świat stworzył, by światu dobro rozdawać”.

Prymas Stefan Wyszyński nieraz dąsał się na Turowicza, zwłaszcza po tym, gdy szef „Tygodnika” napisał w 1969 r. tekst „Kryzys w Kościele”. Wyszyński odpowiedział mu, że mamy do czynienia z „kryzysem publicysty”. Krótko później papież Paweł VI przyznał, że kryzys w Kościele jest.

Ci, którzy znali zarówno prymasa, jak i redaktora „Tygodnika Powszechnego”, zapewniali, że obaj darzyli się szacunkiem, choć na niektóre sprawy mieli odmienne poglądy, w tym na kształt polskiego katolicyzmu. Krzysztof Kozłowski, przez dziesięciolecia zastępca Turowicza, przed swoją śmiercią mówił nam: - Jerzy był jedynym człowiekiem na świecie, który mógł przy Wyszyńskim zasnąć, bo na innych prymas robił wrażenie dowódcy. Kozłowski wspomina, że na spotkaniu obu panów w Rzymie, w latach 60., po omówieniu spraw istotnych, gdy atmosfera zrobiła się serdeczna, prymas zaczął szczegółowo przedstawiać swoje poglądy na temat gospodarki PRL-owskiej. Turowicza zaś fascynowały spory dotyczące miejsca świeckich w Kościele. No i stało się. Turowicz zasnął. A Wyszyński? Okrył go kocem. Swoje listy do Turowicza Wyszyński zaczynał „Drogi Jerzy”, a w odpowiedzi dostawał listy zaczynające się od słowa: „Ojcze”.

Nie jest tajemnicą, że również z Karolem Wojtyłą Jerzy Turowicz spierał się o Kościół „od zawsze”. Niechętni mu przypominają słynne zdanie, które w latach 90. napisał Jan Paweł II. Chodzi o fragment mówiący, że Kościół po 1989 r. „nie czuł się dość miłowany” przez „Tygodnik”. Istotą tego sporu było to, czy media katolickie powinny głównie formować katolików - jak chciał Wojtyła - czy przede wszystkim informować, a przez to skłaniać człowieka, by zaczął samodzielnie myśleć. Za tym opowiadał się Turowicz. W jego ocenie prasa powinna pomagać człowiekowi, stawiając mu ważne pytania.

Dla wielu Jerzy Turowicz był autorytetem. Tak wielkim, że Gustaw Herling-Grudziński wspominał, iż kiedy z Jerzym Giedroyciem pod koniec lat 80. zastanawiali się, kto mógłby zostać prezydentem Polski, obaj równocześnie wykrzyknęli nazwisko Turowicza jako idealnego kandydata. Kiedy natomiast w czasie inauguracji obrad Okrągłego Stołu przemawiał jako przedstawiciel obozu „solidarnościowego”, chyba dla wszystkich stało się oczywiste, że to on reprezentuje prawdziwy nurt inteligencki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski