Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem dla koneserów. Mam to sławetne „coś”

Rozmawiała Teresa Semik
FOT. PODSIEBIERSKA/AKPA
Edyta Jungowska: Aktor im dłużej gra rolę, tym więcej w niej znajduje ciekawych rzeczy, tym głębiej w nią wchodzi.

– Niedawno odbyła się premiera najnowszego audiobooka, w którym czyta Pani książkę Astrid Lindgren „Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku?”.

– To nasze nowe dziecko, czyli 11. książka wydana przez nasze wydawnictwo. 4 lata temu zamarzyłam sobie, że nagram serię książek Astrid Lindgren. Ona sama zresztą w latach 70. nagrała własnym głosem swoje książki dla dzieci w wersji audio. Wychowały się na tych nagraniach całe pokolenia Szwedów.

Nasza ostatnio wydana książka znana jest też pod wieloma innymi tytułami, w Polsce – „My na wyspie Saltkrakan”. Ale dostaliśmy zgodę spadkobierców, aby wydać ją pod pierwszym tytułem „Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku?”, pod jakim ta książka ukazała się w Polsce w latach 70. To piękna książka. Typ opowieści familijnej, z której czerpać przyjemność mogą duzi i mali. Ale najwięcej chyba radości będą miały dzieci w wieku 9-12 lat.

– Mówi Pani o książkach Astrid Lindgren z wielką pasją. Dlaczego, będąc dojrzałą kobietą, wróciła Pani do książek z dzieciństwa?

– Jako dziecko nie przeczytałam wszystkich jej książek. Znałam „Dzieci z Bullerbyn”, znałam innych bohaterów: Pippi, Karlsso­na, Emila, bo większość tych książek została zekranizowana. Natomiast ja już ich nie pamiętałam. Wróciłam do nich, żeby zobaczyć, co ta literatura proponuje. Czy się nie zestarzała. Okazało się, że nic a nic. Te książki są znakomicie przetłumaczone. Doskonale się je czyta. I jaki to jest materiał aktorski! Nie bez powodu zostały zekranizowane, są szalenie filmowe, zawierają dużo akcji, zmian. Astrid Lind­gren jest mistrzynią żonglowania emocjami.

– Czym dla Pani ten powrót do książek dzieciństwa był?

– Jest! Nowym wyzwaniem. I powiem nieskromnie, że robię dobrą robotę na rynku audio­booków. Nie spodziewałam się też, że moja działalność może przynieść tak szeroki odzew. Zyskałam mnóstwo nowych fanów – dzieci. Zaczęto zapraszać mnie na spotkania z nimi. Przychodzą setki dzieciaków z całymi rodzinami. Przyznam się, że spotkania z nimi działają na mnie oczyszczająco i sprawiają mi ogromną przyjemność.

– Czy na spotkaniach z dziećmi odnajduje Pani jakąś nić łączącą Pani dzieciństwo z ich dzieciństwem?

– To dwa różne światy. W tych spotkaniach najważniejsze jest promowanie czytelnictwa, książki. Słuchanie audio­booków jest doskonałą drogą do późniejszej fascynacji literaturą. Staram się czytać tak, żeby te audiobooki były małymi słuchowiskami, aby każdej z książkowych postaci nadawać jakiś osobisty rys, który ją odróżnia, w sposób delikatny, czasem humorystyczny, szlachetny, ale nie parodiuję. Chyba nie potrafię tego robić.

– Jak to? Pierwszą rolą, którą mnie Pani zachwyciła, była parodystyczna rola „Erotycznej Siły Dominującej” w spektaklu Teatru Telewizji…

– Aaaaa! Grałam u Julka Machul­skiego w sztuce „Od czasu do czasu” z Krystyną Jandą. Świetna sztuka. Też bardzo ją lubię. Tylko że ja nikogo wtedy nie parodiowałam. Nie mam takich zdolności. Być może zestawienie Jungowskiej z czerwonym lateksem, pejczem i z tą całą kiczowatą aurą taniej erotyki miało silny humorystyczny rys. Byłam raczej parodią samej siebie.

– Powiedziała Pani kiedyś, że praca aktora to poszukiwanie rzeczy nieoczywistych. Czytanie audiobooków też jest takim poszukiwaniem?

– To są dwa różne światy. Oczywiste jest, że wydając audiobooki dla dzieci nie pozwalam sobie na szaleńcze loty i dzikie eksperymenty. Raczej staram się trafiać w ton opowieści i budować czystą przestrzeń dźwięków, które pobudzą dziecięcą wyobraźnię. Mówiąc o poszukiwaniu rzeczy nieoczywistych, mówiłam o moim sposobie pracy w teatrze.

Tam korzystam z wielu doświadczeń i z wielu technik, których dane mi było nauczyć się albo podpatrzeć. Wszystko to, co pomaga mi pogłębić postać, uczynić ją wielowymiarową, iskrzącą i przede wszystkim prawdziwą. Miałam to szczęście, że spotkałam wielu inspirujących ludzi i wcześnie udało mi się wejść na scenę i długo z niej nie zejść. To dla młodego aktorka najlepsza szkoła.

– Pani miała szczęście szybkiego wejścia na scenę. Co zobaczył w Pani Adam Hanuszkie­wicz, że powierzył Pani rolę Panny Mali­czewskiej w spektaklu „Zapolska, Zapolska”?

– Hanuszkiewicz nie lubił banalnej urody, jednoznaczności. Zakochiwał się w kobietach niebanalnych, jak Rysiówna, Kuców­na. Obsadzał je w rolach troszkę na przekór ich warunkom. On szalenie wyprzedzał wszystko to, co się zdarzało w teatrze. Lubił łamać różne schematy. Dziś nawet o nim myślałam. O tym, że łamał formę dramatyczną formą estradową. Kiedyś rwałam włosy na głowie, jak to możliwe, dlaczego mam nagle po dramatycznej scenie, po której jestem wykończona kompletnie, wstać i zacząć tańczyć? Albo być kompletnie kimś innym?

Wtedy to było dla mnie bardzo trudne, ale jednocześnie nauczyło mnie szybkich zmian stanów emocjonalnych. Nie wiem, co we mnie zobaczył, ale to, co było fantastyczne, to to, że w ogóle mnie zobaczył. Mówił: „Robię tę sztukę, bo dokładnie nie wiem, co mnie w niej interesuje. Gdybym to wiedział, tobym jej nie robił”.

Co nie przeszkadzało mu robić kilka razy tych samych dramatów. Ale za każdym razem robił je inaczej, za każdym razem to byli inni ludzie. Podobnie jest z aktorem: może grać po raz setny ten sam spektakl i ten setny raz również może być fascynujący i frapujący. Laik tego nie zrozumie. Często dostaję takie pytania: „Czy pani się nie nudzi grać wciąż to samo?”. To pytanie amatora. Aktor im dłużej gra rolę, tym więcej w niej znajduje ciekawych rzeczy, tym głębiej w nią wchodzi i… tym częściej jest z siebie niezadowolony.

– Jakoś nie wierzę w to, że Pani o sobie naprawdę tak myśli, jak mówi. Jak np. to, że raz jest za gruba, raz za chuda, że nie jest atrakcyjną kobietą, że jest kiepską panią domu itp.

– Myślę, że ważne jest poczucie humoru na swój temat. Powiem tak: jestem dla koneserów. Zarówno jeśli chodzi o mój charakter, jak i wygląd. Mam świadomość, jak wyglądam, ale też wiem, że bycie atrakcyjnym nie do końca wiąże się z wyglądem tylko. Trzeba mieć to sławetne „coś” – nie każdy widzi je na pierwszy rzut oka. I choć nie jestem Miss Polonia, lat 50, to wiem, że nadal są amatorzy mojego „czegoś”. (śmiech)

­– Czego dziś, jako aktorka, oczekuje Pani od reżyserów?

Zawsze tego oczekiwałam – współtworzenia, wspólnego poszukiwania, i nie chodzi o to, żebym jako aktorka mieszała się w pracę reżysera. Chodzi mi o to, aby aktor miał przestrzeń, w której będzie mógł wziąć odpowiedzialność za swój kawałek pracy. Przestrzeń, w której będzie mógł się jej poświęcić do końca, nie bojąc się, że może pobłądzić. Co nie oznacza, że reżyser musi być osobą szalenie tolerancyjną. Hanuszkiewicz był apodyktyczny, Olga Lipińska również jest.

Krzysztof Warlikowski też w swym „uniesieniu” jest bardzo konsekwentny i wymagający. Lubię reżyserów z silną osobowością. Często właśnie oni dają przestrzeń aktorowi i cenią tych, którzy mają swój świat i silny charakter. Nie starają się go „poskromić”, tylko stawiają mu wyzwania, żeby uruchomić jego kreatywność. Ale zdarzają się mało zdolni reżyserzy, którzy próbują niszczyć indywidualności.

Jeśli widzę, że reżyser znęca się nad aktorem, w sensie ludzkim, manipuluje emocjami w niezdrowy sposób, nie po to, żeby powstało coś na scenie, tylko po to, żeby podbudować własne chore ego, a aktor czuł się „do dupy”, to zawsze staję po stronie tego aktora.

Współpraca aktora z reżyserem często opiera się na niewyrażalnych emocjach, często na bezgranicznym oddaniu się roli i emocjonalnej wręcz „nagości”. Trzeba być bardzo uważnym i dobrym człowiekiem, żeby tego nie wykorzystywać. Bo łatwo tą otwartością manipulować i trudno stwierdzić, kiedy przekraczanie granic może dać ciekawy efekt na scenie, a kiedy staje się to wyniszczające dla aktora.

Praca w teatrze to nie jest spotkanie towarzyskie, często próby są burzliwe, ale kiedy coś się z tego urodzi, to wszyscy są szczęśliwi i zapominają, że ktoś na kogoś się darł, ktoś komuś coś niemiłego powiedział. Jeśli jednak chodzi jedynie o pokaz siły, co w efekcie jest pokazem bezradności reżysera, to ja tu widzę manipulację, socjotechnikę, a nie talent reżyserski. I z takim reżyserem nie chcę pracować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski