MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jestem dobrej myśli

Redakcja
Adam Małysz trenuje nie tylko na skoczni Fot. Jerzy Cebula
Adam Małysz trenuje nie tylko na skoczni Fot. Jerzy Cebula
Panie Adamie, będą to już Pana czwarte igrzyska olimpijskie...

Adam Małysz trenuje nie tylko na skoczni Fot. Jerzy Cebula

ROZMOWA z Adamem Małyszem

- Rzeczywiście, jak ten czas leci. Rok przed igrzyskami w Nagano miałem dobry sezon, wygrałem dwa konkursy o Puchar Świata w Sapporo i Hakubie. Wzrosły apetyty moje i kibiców. Niektóre media ogłosiły, że jadę do Japonii po medal. Ale byłem wtedy młody, niedoświadczony. Przyszło załamanie formy, na igrzyskach olimpijskich w Hakubie skakałem fatalnie, byłem w obu konkursach poza "50". Czułem się całkowicie rozbity, załamany, chciałem kończyć karierę. Ale moi najbliżsi dodawali mi otuchy: "Nie rezygnuj, skacz!" - mówili. Dzisiaj jestem im za to wdzięczny.

I cztery lata później były dwa medale w Salt Lake City.

- To były dla mnie piękne dni. Dwa krążki, najpierw brązowy na normalnej skoczni, potem srebrny na dużej. Pamiętam, jak na konferencji prasowej ktoś zapytał mnie - "zamieniłby Pan dwa medale na złoty?" "Nie, te dwa krążki mają dla mnie wielką wartość, bo są potwierdzeniem, że jestem w ścisłej czołówce" - odrzekłem. Dzisiaj patrzę na to tak samo. A że wygrał Simon Ammann? Cóż, w najważniejszym momencie eksplodował niesamowitą formą. Złoto należało mu się.

Trzecie igrzyska olimpijskie w Turynie nie były już tak udane. Dlaczego?

- Byłem niby w czołówce, na 7. i 14. pozycji. Na normalnej skoczni od medalu dzieliło mnie półtora metra. Ale czułem, że z moją formą było coś nie tak. Brakowało pewności siebie, trochę szwankowała technika. Nie chcę jednak zwalać winy na nikogo, na ówczesnego trenera Heinza Kuttina. Skoki to taka przedziwna konkurencja, wielką formę można nagle stracić i można niespodziewanie ją odzyskać. Simon Ammann nie tak dawno powiedział, że to, czy forma przyjdzie na najważniejszą imprezę sezonu, często zależy od przypadku.

Patrząc na Pana wyniki w występach olimpijskich można dostrzec pewną sinusoidę, raz w górę, potem w dół.

- Byłoby fajnie, gdyby teraz ta sinusoida poszła gwałtownie w górę i było bardzo dobrze jak w Salt Lake City. Przed tym sezonem wszystko robiłem w tym kierunku i wierzę, że na skoczniach w Whistler będzie dobrze. Choć w sporcie, zwłaszcza w skokach, pewności nigdy nie ma. Moi konkurenci są znakomici, mają taki sam cel jak ja. Kapitalnie skaczą od początku sezonu 20-letni Gregor Schlierenzauer, rutynowany Simon Ammann. Na skocznię po rocznej przerwie powrócił mój rówieśnik Fin Janne Ahonen. Ale wszystko postawiłem na jedną kartę, w pełni podporządkowałem się zaleceniom trenera Hannu Lepistoe. Optymizmem napawały latem skoki na igelicie, trzy razy stałem na podium w zawodach Letniej Grand Prix. I nagle we wrześniu coś ukłuło mnie w brzuchu, lekarze orzekli naciągnięcie mięśnia. Trzeba było przerwać ćwiczenia na ponad dwa tygodnie, potem przez kolejne dwa tygodnie tylko lekko trenowałem. Trener Hannu Lepistoe mówi, że to się odbiło na mojej dyspozycji w grudniu. Tylko raz stałem na podium w Lillehammer. Założenia były inne, miałem być stale w ścisłej czołówce, bo wtedy ma się wyższy numer startowy i skacze z najlepszymi.
Zapewne podbudowały Pana ostatnie dwa konkursy w Zakopanem?

- Tak, Zakopane to dla mnie magiczne miejsce. Tutaj nieraz się odradzałem. Nasi kibice zawsze dodają mi skrzydeł. Teraz też w Zakopanem, choć przecież nie stałem na podium, zgotowali mi na skoczni wielką owację, na każdym kroku słyszałem: "Adam, trzymaj się!", "Jesteśmy z tobą!".

Zna Pan olimpijskie skocznie w Whistler, był Pan tam przed rokiem na próbie przedolimpijskiej. Jak się Panu skakało w Kanadzie?

- Skakałem tylko na dużym obiekcie i muszę powiedzieć, że skocznia jest dobra, bardzo nowoczesna. Byłem w Whistler czwarty i ósmy, a wygrał w wielkim stylu Gregor Schlierenzauer. On też jest teraz wielkim faworytem. Dzisiaj wydaje się, że nikt nie pokona jego i Ammanna. Ale przecież podobnie mówiono przed Turniejem Czterech Skoczni. A zwyciężył w wielkim stylu Andreas Kofler. Dlaczego teraz nie ma być podobnie? Moja forma idzie w górę, skoki są coraz bardziej stabilne, w Zakopanem nie zepsułem żadnej z prób. Żeby jeszcze dograć sprawę z tymi kombinezonami. Ten, który ubierałem w Zakopanem nie dawał mi komfortu w czasie skoku. Ale generalnie jestem przed igrzyskami dobrej myśli.

Będzie Pan jeszcze skakać po igrzyskach olimpijskich w Vancouver? W następnym roku są mistrzostwa świata w Oslo, a tam jest Pana ulubiona skocznia w Holmenkollen, na której wygrywał Pan już 5-krotnie. Wprawdzie skocznia jest całkowicie przebudowana, ale Oslo to dla Pana chyba szczęśliwe miejsce....

- Nic nie jest przesądzone. Jest spore grono osób, które namawia mnie, abym po igrzyskach w Kanadzie dalej skakał. Cały czas powtarzam, że to będzie zależało od mojej motywacji i od tego jak będę skakał. Na razie motywacja jest, mam radość ze skakania. Gdyby tak nie było, rzuciłbym narty w kąt.

Rozmawiał: ANDRZEJ STANOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski