Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem jak kot - chodzę własnymi ścieżkami i zawsze płynę pod prąd

Krystyna Trzupek
Krystyna Trzupek
- Zawsze dobrze czuję się wśród ludzi mieszkających na Limanowszczyźnie i spotykam się z dużą życzliwością z ich strony, co jest dla mnie powodem do wielkiej radości - podkreśla Maciek Kot
- Zawsze dobrze czuję się wśród ludzi mieszkających na Limanowszczyźnie i spotykam się z dużą życzliwością z ich strony, co jest dla mnie powodem do wielkiej radości - podkreśla Maciek Kot Anna Kaczmarz
Maciej Kot - skoczek narciarski, urodzony 9 czerwca 1991 r. w Limanowej, jednogłośną decyzją Rady Miasta został odznaczony honorowym tytułem i medalem „Przyjaciel Miasta Limanowa”.

Jaką książkę przeczytałeś ostatnio?

„Wieczny Ayrton Senna”. Bardzo mi się podobała, gdyż podziwiam tego kierowcę. Lubię czytać biografie i opowieści o najlepszych sportowcach i wybitnych ludziach.

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że masz dwie twarze: książki i disco polo.

To było humorystyczne określenie, niekoniecznie oddające moją osobowość. W szkole nie lubiłem czytać książek, może dlatego, że większość lektur nie była dla mnie ciekawa. Później, kiedy sam mogłem dobierać sobie książki, ta sytuacja się zmieniła. Czasami nadchodzi taki czas, że włączam disco polo, by się odprężyć lub po prostu dobrze bawić. Ale określenie, że książki i disco to moje dwie twarze, to gruba przesada.

To co w takim razie Maciek Kot ,,mruczy” na belce startowej?

Na belce startowej nie ma czasu na śpiewanie, jest pełna koncentracja. Ale jak jakaś piosenka „wpadnie w ucho”, to ciężko ją wyrzucić z głowy nawet przed skokiem.

Kiedy dostałeś się do kadry, nie mówili, że masz plecy, bo Twój tata pracuje w reprezentacji?

Często spotykałem się z takimi docinkami, jednak nie zwracałem na to uwagi. Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie podoba się to, gdzie jestem i co robię. Trzeba mieć jasno określony cel i dążyć do niego, mimo takich przeszkód.

Jak to jest, kiedy idol staje się kolegą z grupy? Mam na myśli Adama Małysza?

To było dla mnie niesamowite przeżycie. Szczególnie że stało się to bardzo szybko.
Możliwość treningu i nauki od mistrza była ogromną szansą i motywacją, która na pewno dużo mi dała na kolejne lata. Jednak nie było łatwo przyzwyczaić się do tej sytuacji, chociażby do mówienia do Adama „na Ty”.

Kiedy zaczynałeś skakać, w Polsce panowała Małyszomania. Nie czułeś na sobie takiej presji, że chcesz być drugim Małyszem?

To nie była presja, tylko motywacja. Od początku chciałem być taki jak on i to dawało mi siłę do kolejnych treningów.

Nie ma zazdrości między kolegami z kadry o lepszy skok? Pewnie powiesz, że nie ma, bo nie wypada inaczej.

W naszej grupie panuje zdrowa atmosfera. Dlatego nie ma mowy o zazdrości.

Kiedy dwa lata temu trener Łukasz Kruczek nie zabrał Cię na MŚ w Falun, myślałeś o przerwaniu kariery skoczka. To był najtrudniejszy moment w Twojej karierze?
Jeden z najtrudniejszych. Nie było łatwo odnaleźć ponownie dobrą drogę, ale dzięki wsparciu życzliwych mi osób wróciłem silniejszy.

Media komentowały także rzekomy konflikt z Łukaszem Kruczkiem i Twoje góralskie ,,co w sercu to na języku”.

Mówienie tego, co myślę było przyczyną kilku konfliktów i problemów. Taki już jestem, jedni to cenią inni wręcz przeciwnie. Szczerość nie zawsze idzie w parze z poprawnością polityczną, która w sporcie też jest potrzebna. Wyciągnąłem wnioski i myślę, że dorosłem pod pewnym względem. Niektórych rzeczy nie warto wyciągać przed kamerami. Nad naszymi kontaktami z mediami wciąż pracuje Stefan Hornacher. Ustalił on zasady dotyczące tego, co może wypłynąć do prasy i ludzi z zewnątrz, a co nie. Dlatego nie mogę już tak swobodnie wypowiadać się na wszystkie tematy i często muszę trzymać język za zębami.

Warto było przeczekać kryzys, by upajać się sukcesem m. in.: w Pjongczangu czy w japońskim Sapporo tego roku?

Oczywiście, że tak. Każdy sukces to nagroda za ciężką codzienną pracę i wiele wyrzeczeń oraz motywacja. Teraz chcę więcej.

Zaczynałeś razem z bratem. Dziś Ty odnosisz sukcesy, Kuba ogląda transmisje w telewizji, mimo że na początku to właśnie jemu wróżono większą karierę. Nie ma między Wami spięcia o to, że to właśnie Tobie się udało?

Mamy bardzo dobre stosunki. Bardzo przeżywałem kiedy Kubie nie szło i był zmuszony zakończyć karierę. Przez pierwsze lata naszej przygody ze skokami to on był lepszy i uznawano go za największy talent w naszym przedziale wiekowym. Jednak coś poszło nie tak… Myślę, że nie miał szczęścia i nie trafił na odpowiednich ludzi na swojej drodze.

Adam Małysz powiedział raz, że nie umiesz okazywać radości, nawet po udanym skoku. To jest prawda?

Tak, jestem raczej introwertykiem. Ale nie ma to wpływu na okazywanie radości po skoku. Kiedy oddam skok, z którego jestem naprawdę zadowolony, to jednak to okazuję. W zeszłym sezonie można było to zaobserwować w kilku konkursach. Jednak skoki, z których jestem zadowolony, nie zdarzają się często, bo dużo od siebie wymagam i mam wysokie oczekiwania i ambicje. Można się cieszyć, kiedy skok daje zwycięstwo lub wysokie miejsce, ale radość ze skoku, który daje miejsce poza czołówką? To nie w moim stylu.

Jest jakiś skoczek, nie mówię tutaj o naszych skoczkach, z którym żyjesz jak pies z kotem?

Nie mam z nikim „na pieńku”, ale w ostatnim sezonie wyjątkowo denerwował mnie Domen Prevc.

Nie można nie zauważyć, że łączą Cię z Piotrkiem Żyłą bardzo dobre koleżeńskie relacje. Przyznasz, że nie sposób się nudzić w jego towarzystwie. Kiedy powstanie książka „Moje 365 dni z Piotrem Żyłą”?

Myśleliśmy już nieraz o wydaniu wspólnej książki, jednak to jeszcze nie ten czas. Opowieści jest na kilka tomów, ale mamy teraz inne priorytety.

Masz jakąś ksywkę w kadrze?

Większość mówi do mnie po imieniu albo Kocur lub Maniek.

Przeszkadza Ci popularność? Możesz spokojnie wypić kawę na mieście?

Swobodnie poruszam się po mieście. Lubię jednak od czasu do czasu izolować się od świata i po prostu odpoczywać i regenerować siły w domu. Oczywiście zdarzają się sytuacje niezręczne, kiedy podczas prywatnych zajęć ktoś prosi mnie o zdjęcie lub autograf. Często jednak są to sympatyczne spotkania.

Twoja dziewczyna Agnieszka Lewkowicz nie jest zazdrosna o fanki? Niektóre z nich jeżdżą za swoimi ulubieńcami po całym świecie?

Agnieszka zna swoją wartość i ma do mnie zaufanie, dlatego nie mamy z tym problemu.

Podobno w kontaktach z dziewczynami przedstawiałeś się jako Paweł lub zawodnik MMA. Po co ten kamuflaż?

Lubię żartować, wbrew pozorom często się śmieję i potrafię kogoś wrobić w coś śmiesznego. Druga sprawa to taka, że nie lubię, jak ktoś poznaje mnie od razu jako znanego skoczka, bo to często zmienia postrzeganie mojej osoby. Wolę przestawić się jako Paweł, który studiuje prawo. Wtedy mój rozmówca oceni mnie obiektywnie, a jego reakcja będzie szczera. Do tego można się pośmiać i mieć trochę zabawy.

Swoją dziewczynę też poderwałeś na ,,Pawła”?

Agnieszka nie wiedziała, kim jestem i co robię, dopiero koledzy jej powiedzieli. Byłem z tego bardzo zadowolony i pewnie to spowodowało, że od razu jej zaufałem.

Koty - to uparte zwierzęta, które chodzą własnymi drogami, a Ty?

Mam sporo podobieństw z kotami, które zresztą bardzo lubię. Też chodzę swoimi ścieżkami, nie lubię płynąć w głównym nurcie.

Jak wyobrażasz sobie swoje życie za 10 lat?

Jako szczęśliwego męża i ojca, emerytowanego sportowca, który z powodzeniem prowadzi własną firmę i będzie realizował plany biznesowe oraz spełniał swoje marzenia.

WIDEO: Będzie nowa droga Brzesko - Nowy Sącz

Źródło: Tarnowskie Media sp. z o.o.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jestem jak kot - chodzę własnymi ścieżkami i zawsze płynę pod prąd - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski