Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem kobietą, która nauczyła się bezdomności. Życia na wygnaniu

Rozmawia Monika Jagiełło
Aslı Erdoğan: - Widzę życie jako podróż. Wszystko podlega prawu tymczasowości
Aslı Erdoğan: - Widzę życie jako podróż. Wszystko podlega prawu tymczasowości Andrzej Banaś
Porzuciła inżynierię komputerową i fizykę, by pisać o tym, co złe i trudne. Stanęła w obronie praw Kurdów, ściągając na siebie represje tureckiego rządu. Dziś Aslı Erdoğan ma schronienie w Krakowie, ale przyznaje, że nigdzie nie czuje się jak u siebie

- Czujesz się obca?

- Mówię o tym w jednym z pierwszych moich utworów. Opisuję noc w Genewie z perspektywy 27-letniej Turczynki. Ma tylko jedno sprawne oko, podobnie jak ja przez pewien czas życia. To metafora straty, braku pełni. Kobieta spogląda na nieznane jej otoczenie jednym okiem, zatapia się w ciemność. Kiedy spotykasz kogoś późną nocą w wielkim mieście, kto nerwowo chodzi w kółko, możliwe, że masz przed sobą obcego na obcej mu ziemi.

W miejscu, w którym jest niechciany. Ojczyzna, z której ucieka, urasta wówczas w pamięci do utraconego raju, choć to przecież fikcja, nieprawda. Kiedy nad ranem moja bohaterka wkracza na malutki most w Genewie, zamyka zdrowe oko. Czuje jednak ciepłe światło słońca na obu powiekach. Dochodzi do środka mostu i przez chwilę czuje ulgę. Stoi symbolicznie między dwiema tożsamościami: tą, którą opuszcza i tą, którą ma wkrótce przyjąć. Czuje się w domu, będąc dokładnie nigdzie. To egzystencja odarta z tożsamości, łatek.

- Tożsamość uwiera imigranta?

- Przez całe życie staram się omijać pytania o tożsamość. Próbuję skupić się na czymś, co można nazwać esencją bycia.

- Czy nie jest jednak tak, że gdy chcemy zapomnieć o tożsamości, zawsze znajdzie się ktoś, kto nam o niej przypomni?

- Bo przecież musisz być w tym świecie kimś, prawda? Możliwe, że gdyby zerwać z nas wszystkie warstwy tożsamości, niewiele by zostało. Chcę jednak, by moi bohaterowie mieli tych warstw jak najmniej. Trochę w kontrze do fiksacji dzisiejszych czasów. Przymusu bycia kimś, czymś.

- A kim Ty jesteś?

- Dopiero, gdy opuściłam Turcję, poczułam, że jestem Turczynką. Ale co to właściwie znaczy? Wciąż nie znam odpowiedzi.

- O czym śni turecka kobieta w Polsce? O czym śniła w innych miejscach, w których mieszkała, choćby w Brazylii?

- To skomplikowane pytanie. Bohaterka jednej z moich książek mieszka, podobnie jak ja w czasach, gdy zajmowałam się fizyką, w Rio de Janeiro. Czuje się w nim uwięziona. Wierzy, że jedynym sposobem na uwolnienie się jest opisanie go takim, jakim go widzi. Barwne, pełne erotyki miasto kontra ascetyczna, introwertyczna Turczynka, pełna strachu. Portretując je, uświadamia sobie, że opisuje swoje wnętrze. To jak zabawa lustrzanym odbiciem. Przemoc, którą widzi na ulicach, kryje w sobie. Ja w nowych miejscach buduję nową siebie.

- W Krakowie też?

- Tu leczę rany po koszmarnym pobycie w Austrii. Nie chciałabym o tym opowiadać. Poprzysięgłam sobie, że moja noga więcej tam nie postanie. Przez to straciłam tam wydawcę... Czy skonfrontowałam się z Krakowem? Nie jestem tego pewna. Nie chcę, by brzmiało to jak podkolorowane wyznanie, ale Polska to dla mnie antidotum na Austrię. Ludzie są ludzcy.

- O imigrantach mamy jednak spolaryzowane zdanie.

- Zauważyłam. Podczas dyskusji w ramach Letniej Szkoły Wyszehradzkiej, gdzie byłam panelistką, jeden z uczestników opowiadał się za polityczną koncepcją „twierdzy Europa” - kontynentem obwarowanym murami. Na sali byli dwudziestolatkowie, którzy przyklaskiwali idei odgradzania.

To naturalne, że z wiekiem każdy staje się bardziej skoncentrowany na wygodzie bycia. Gdy jednak w tak młodym wieku ludzi napędza niechęć, nie walka o innych i ideały - to kim będą za dwadzieścia lat? Powiedziałam im: - Zrozumcie, w Turcji żyją miliony imigrantów i to nie jest tak, jak sobie wyobrażacie. Oczywiście, imigranci będą stwarzać kłopoty. Ale sami są dziś w tragicznej sytuacji. Jeśli zestawiasz słowo „problem” ze słowem „uchodźca”, zaczynasz widzieć człowieka jako przeszkodę.

- Wrześniowe zamieszki w Turcji przykryła fala dyskusji o imigrantach. Byłaś tam niedawno. Co zobaczyłaś?

- Zostałam świadkiem rzeczy porażających. O tym będzie opowiadanie, które zaczęłam pisać w Krakowie. Nosi podtytuł: „Podróż, która zaczyna się 100 kilometrów od Auschwitz i kończy na barykadzie 100 kilometrów od Cizre”. Cizre to mała kurdyjska miejscowość blisko granicy z Iranem. We wrześniu była oblężona przez wojsko i policję przez osiem dni. Zabito 21 osób. W sześćdziesięciu tureckich miastach doszło do zamieszek. Atakowano Kurdów i kurdyjskie sąsiedztwa. Żywcem spłonęła pięcioletnia dziewczynka. Byłam wówczas w Diyarbakır, około sto kilometrów od Cizre.

W tym czasie władze prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP) zadecydowały o pokojowym marszu polityków z Diyarbakır do Cizre. Ludzie z oblężonego miasta dzwonili wciąż do siedziby partii w Diyarbakır, że kończy się jedzenie, że brak im wody. Jedna z kobiet przetrzymywała w sklepowej lodówce ciało córki, zastrzelonej przez snajpera. Nie mogła przewieźć jej do kostnicy z powodu oblężenia, a na zewnątrz panował czterdziestostopniowy upał. Ludzie ufali, że reżim nie strzela do najmłodszych. Strzelano. Zabito dziewczynkę, gdy biegła szukać pomocy dla rannego ojca. Matka siedmiorga dzieci wykrwawiła się na śmierć. Na śmietniku znaleziono ciało czternastolatka z obciętym uchem. Oto ludzie, których reżim nazywa terrorystami. Te 21 osób. Najmłodsze miało 35 dni, najstarsze 8 lat.

- Jak jest teraz w Cizre?

- Sytuacja się uspokoiła. Turecki reżim zaciera ślady, jakby nic się nie stało. 1 listopada odbędą się wybory, trzeba wyciszyć sprawę.

- Co myślisz o przyszłości Turcji?

- Maszeruje w stronę ostrego reżimu. Turcja ma dziś niemal stuprocentowego dyktatora. Oczywiście, można powiedzieć, że Recep Tayyip Erdoğan to produkt współczesnego społeczeństwa tureckiego. Jest jak jego odbicie. Erdoğan wykonał sprytny ruch: przekierował głęboki turecki nacjonalizm w stronę Kurdów. Nikt nie wini rządu za to, że wysyła młodych tureckich żołnierzy na niepotrzebną śmierć. Winni są ci, przeciw którym rząd wysyła żołnierzy. To tania i skuteczna metoda, a na końcu łańcucha zdarzeń stoi policyjne państwo.

- Czy życie imigrantki nie zrodziło w Tobie pustki?

- Widzę życie jako podróż. Wszystko jest tymczasowe. Jestem chyba okropną partnerką, bo od początku relacji mam tę myśl w sobie. To musi być dla mężczyzn bolesne. Twierdzą, że wolą związki bez zobowiązań, ale często tylko udają... Jestem przyzwyczajona do uczucia bezdomności, wygnania. Jednak dziś to poczucie towarzyszy mi nie tylko w Brazylii czy Polsce, ale i w Turcji. Metaforą współczesnego człowieka jest dla mnie emigrant, zesłaniec. Dlatego potrzebuje różnych tożsamości. Państwa, miasta, języki, książki - każde podlega prawu tymczasowości. Mamy użyczony nam czas. Użyczony, jak ten wewnętrzny głos, który pozwala mi teraz być pisarką. Przyjdzie chwila, gdy głos przemówi do kogoś innego.

- Nie miewasz chwil zwątpienia?
- Zwątpienie zawsze wraca. Mam prawie 50 lat, jestem nomadem, winię siebie za to, że nie wykorzystałam talentu wystarczająco. Ludzie zarzucają mi, że niepotrzebnie angażowałam się w politykę, zamiast skupić się na pisaniu.

- Ale jeszcze jest czas, by to zrobić.

- Przyznałam się już, że nie mam poczucia czasu. Nie planuję.

- Kiedy rozmawiałyśmy kilka miesięcy temu, byłaś na etapie poszukiwania polskiego wydawcy. Udało się?

- Znalazł się tłumacz, Polak, mieszkający w Istambule. Jestem dobrej myśli.

- Zajmujesz się od jakiegoś czasu doświadczeniem obozowym. Ciągle jesteś blisko cierpienia. Po co?

- Przyglądam się temu, jak mocno można odtworzyć ból tortur w literaturze i czy właściwie jest taka potrzeba? Człowiek to istota, która się adaptuje. Czasem popada w zobojętnienie, kamienieje. Ale ciągle myślę, że znam sposób na skruszenie tego kamienia w sercu. To literatura. Nie jest to łatwe. Ludzie nie chcą dziś czytać, a już na pewno nie o torturach. Ale możesz ich uwieść, przywołać. Każdy z nas doświadczył udręk. Czasem nawet fizycznych kaźni. W prawdziwej literaturze dostrzeżesz istotę tego cierpienia. I samego cierpiącego.

- To bardzo staromodne.

- Szczególnie kiedy ma się świadomość tymczasowości, prawda? A ja zawsze potrzebuję dużo czasu, żeby coś stworzyć. Niektórym może się wydawać, że niepotrzebnie oddycham przeszłością. Przecież to, co wydarzyło się w Cizre, miało miejsce ponad miesiąc temu. Ale są ludzie, którzy są więźniami pamięci. Jak ja.

***

Wpływowe literackie czasopismo „Lire” umieściło Aslı Erdoğan na liście „50 pisarzy przyszłości”. Turecka publicystka, pisarka, działaczka praw człowieka przebywa w Krakowie w ramach stypendium ICORN, międzynarodowej sieci miast oferujących azyl pisarzom i obrońcom praw człowieka. Jej dzieła, w dużej mierze ignorowane w jej własnym kraju, zostały przetłumaczone na wiele języków, w tym na francuski, duński, angielski, szwedzki, norweski, bośniacki, niemiecki i bułgarski. Utworami tureckiej pisarki zajmowali się tacy autorzy jak Orhan Pamuk, Ingo Arend czy Ruth Klüger. Co ciekawe, pisarka studiowała wcześniej inżynierię komputerową i fizykę, a podczas swojej kariery naukowej pracowała nawet w genewskim CERN. W Rio de Janeiro chciała zająć się doktoratem, jednak porzuciła pracę naukową na rzecz literatury. Aktualnie pisze dla kurdyjskiej, dwujęzycznej gazety „Özgür Gündem”, nieustannie spotykającej się z represjami ze strony władz. Erdoğan wciąż grozi aresztowanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski