Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem mile zaskoczony

Redakcja
Nowym graczem w zespole koszykarzy Azoty Unia Tarnów jest 30-letni Amerykanin - James Havrilla. Mierzący 211 centymetrów zawodnik urodził się w Valparaiso. Skończył uniwersytet w Michigan. W 1993 roku wyjechał do Australii gdzie grał w zespole Hobart. W sezonie 94-95 reprezentował Benficę Lizbona(najlepszy zbierający ligi), gdzie występował w meczu gwiazd ligi portugalskiej. W kolejnym sezonie grał na Węgrzech w ZTE Zalaegersgezi.

James Havrilla:

 Następne rozgrywki rozpoczął w rodzinnym kraju w Connecticut (USBL) i w połowie sezonu wyjechał do Chin do zespołu Liaoning.
 Z Azji trafił do Anglii, gdzie grał w drużynie Leicester Riders mając 16,1 pkt i 8,5 zb. W 1998 roku występował na parkietach w Chorwacji, w zespole z Rijeki, gdzie zdobywał średnio 16 pkt i miał 6,8 zb. W sezonie 99/00 grał w Bośni, ale tylko w pucharze Koraca w zespole HKK Brotnji Citluk (10,6 pkt i 8,6 zb.).
 Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy na siłowni, podczas rozgrzewki leżąc wyciskał bez trudu sztangę ważącą 80 kilogramów. To ćwiczenie zakończył z ciężarem 110 kilogramów. Widząc to wszyscy pozostali koledzy przerwali zajęcia i szacunkiem patrzyli na Jamesa. Imponuje wzrostem (211 cm) i budową ciała.
 - Jak zaczęła się Twoja przygoda z basketem?
 - Pierwszy raz z koszykówką miałem do czynienia w wieku 5 lat. Mój wujek był trenerem, prowadził zajęcia też dla starszych dzieci. Mnie rodzice przyprowadzali bardziej dla zabawy. Potem była szkoła średnia i uczelnia w Michigan. Zawodowo gram od 9 lat.
 - Grasz 9 lat jako profesjonalista, praktycznie co roku zmieniając miejsce zamieszkania. Zaczęło się od Australii...
 - Tam grałem w Hobart. Australijczycy chcieli stworzyć coś na wzór NBA. Pojawiły się duże pieniądze. Sporo meczów transmitowano w telewizji. Pozostałe media także poświęcały dużo miejsca koszykówce. Była to dyscyplina niezwykle popularna. Przychodziło bardzo dużo widzów, wypełniając hale do ostatniego miejsca.
 - Grałeś również w tak egzotycznym koszykarskim kraju jak Chiny..
 - To był trudny dla mnie okres. Dziwni ludzie, dziwne jedzenie. Komunistyczny kraj. Ciężko było się z kimkolwiek komunikować. Bardzo mało osób znało język angielski. Dookoła mnóstwo zakazów. Występowałem tam w zespole Liaoning, z którym wiodło mi sie raczej dobrze.
 - Czy bardzo różni się koszykówka chińska od europejskiej?
 - Różnic w grze nie ma zbyt wiele, poza tym że się więcej biega i mniej pracuje na siłowni.
 - Po grze w Azji szybko wróciłeś do Europy...
 - Nawiązałem kontakt z moim kolegą w Leicester w Anglii. On zorganizował mi kontrakt. Dzięki temu odżyłem. Wreszcie mogłem jeść normalne rzeczy. Wszyscy dookoła mówili po angielsku. Była tam też grupa Amerykanów. Co do samej gry, to byliśmy w czołówce rozgrywek.
 - Przez ostatnie trzy lata grałeś na Bałkanach. Masz obywatelstwo chorwackie. Jak do tego doszło?
 - Rodzina mojej żony jest z Chorwacji. Mam zatem dwa obywatelstwo - amerykańskie oraz chorwackie. W Polsce będę grał jako Chorwat. Dzięki temu będzie jeszcze jedno miejsce dla gracza z USA.
 - Czy pieniądze były główną motywacją przyjścia do Tarnowa?
 - Nie. Mój przyjaciel Stefan Tott, który pracował w tamtym roku w Kielcach, a u którego ja grałem na Węgrzech, powiedział mi, że polska liga jest ciekawa i mocna. To samo mówił też John Taylor, który występował w Ostrowie, a z którym spotkałem sie podczas tzw. ligi letniej. Chciałem spróbować swoich sił. A co do pieniędzy, to nie ukrywam, że były kuszące. Jeżeli trenerzy Azotów nie byliby jednak ze mnie zadowoleni, wówczas grałbym w zespole mistrza Słowacji - Slovakofarmie Peżinok, którą trenuje Stefan Tott.
 - Wspomniałeś o żonie. Jak wygląda Twoja rodzina?
 - Mam 21-miesięczną córeczkę oraz 3-miesięcznego synka. Wszyscy przyjadą do Tarnowa w najbliższych dniach. Bardzo się cieszę, że będziemy razem.
 - Jak podoba Ci się nasz kraj?
 - Zwiedzanie zacząłem od razu po przylocie. Ponieważ na Jeffa Masseya musiałem czekać na lotnisku ponad 6 godzin, więc zobaczyłem Zamek Królewski w Warszawie. Bardzo mi się podobał.
 - A Tarnów?
 - Nie miałem czasu na to, by zobaczyć całe miasto. Na razie wiem, że są tu bardzo mili ludzie. W ogóle jestem zaskoczony wysokim standardem życia ludzi. Z niczym nie ma problemów. Mieszkając na Bałkanach, ze względu na konflikty zbrojne, bałem się o swoją rodzinę. Tutaj myślę, że będziemy żyć w spokoju. Będę im mógł wszystko zapewnić. To dla mnie ważne.
 - Jak radzisz sobie z barierą językową?
 - Język polski jest trochę podobny do chorwackiego. Dzięki temu parę słów rozumiem. Ale jest też sporo osób, które mówią po angielsku.
 - Czy smakuje ci polska kuchnia?
 - Oczywiście. Jadłem znakomity bigos, ale został "pobity" przez gołąbki. To jest fantastyczne danie. Poza tym macie jeszcze bardzo dobre pierogi. (W tej części rozmowy Jemas wyraźnie się "obudził". Z twarzy znikła powaga, a coraz więcej się śmiał.)
 - Wróćmy jednak do koszykówki. Jak podoba ci się nowy zespół?
 - Dopiero się poznajemy. Ale myślę, że będzie dobrze. Jest sporo ciekawych graczy. Wszyscy są dla mnie bardzo uprzejmi.
 - Jak gra Ci się z Jeffem Masseyem?
 - Podoba mi się jego styl prowadzenia akcji. Nie gra sam. Dużo podaje. Widzi, jak poruszamy się po boisku. W odpowiednim momencie podaje piłkę. To po prostu bardzo dobry gracz.**Myślę, że wspólnie stać nas na niezły wynik.

(BD)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski