James Havrilla:
Następne rozgrywki rozpoczął w rodzinnym kraju w Connecticut (USBL) i w połowie sezonu wyjechał do Chin do zespołu Liaoning.
Z Azji trafił do Anglii, gdzie grał w drużynie Leicester Riders mając 16,1 pkt i 8,5 zb. W 1998 roku występował na parkietach w Chorwacji, w zespole z Rijeki, gdzie zdobywał średnio 16 pkt i miał 6,8 zb. W sezonie 99/00 grał w Bośni, ale tylko w pucharze Koraca w zespole HKK Brotnji Citluk (10,6 pkt i 8,6 zb.).
Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy na siłowni, podczas rozgrzewki leżąc wyciskał bez trudu sztangę ważącą 80 kilogramów. To ćwiczenie zakończył z ciężarem 110 kilogramów. Widząc to wszyscy pozostali koledzy przerwali zajęcia i szacunkiem patrzyli na Jamesa. Imponuje wzrostem (211 cm) i budową ciała.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z basketem?
- Pierwszy raz z koszykówką miałem do czynienia w wieku 5 lat. Mój wujek był trenerem, prowadził zajęcia też dla starszych dzieci. Mnie rodzice przyprowadzali bardziej dla zabawy. Potem była szkoła średnia i uczelnia w Michigan. Zawodowo gram od 9 lat.
- Grasz 9 lat jako profesjonalista, praktycznie co roku zmieniając miejsce zamieszkania. Zaczęło się od Australii...
- Tam grałem w Hobart. Australijczycy chcieli stworzyć coś na wzór NBA. Pojawiły się duże pieniądze. Sporo meczów transmitowano w telewizji. Pozostałe media także poświęcały dużo miejsca koszykówce. Była to dyscyplina niezwykle popularna. Przychodziło bardzo dużo widzów, wypełniając hale do ostatniego miejsca.
- Grałeś również w tak egzotycznym koszykarskim kraju jak Chiny..
- To był trudny dla mnie okres. Dziwni ludzie, dziwne jedzenie. Komunistyczny kraj. Ciężko było się z kimkolwiek komunikować. Bardzo mało osób znało język angielski. Dookoła mnóstwo zakazów. Występowałem tam w zespole Liaoning, z którym wiodło mi sie raczej dobrze.
- Czy bardzo różni się koszykówka chińska od europejskiej?
- Różnic w grze nie ma zbyt wiele, poza tym że się więcej biega i mniej pracuje na siłowni.
- Po grze w Azji szybko wróciłeś do Europy...
- Nawiązałem kontakt z moim kolegą w Leicester w Anglii. On zorganizował mi kontrakt. Dzięki temu odżyłem. Wreszcie mogłem jeść normalne rzeczy. Wszyscy dookoła mówili po angielsku. Była tam też grupa Amerykanów. Co do samej gry, to byliśmy w czołówce rozgrywek.
- Przez ostatnie trzy lata grałeś na Bałkanach. Masz obywatelstwo chorwackie. Jak do tego doszło?
- Rodzina mojej żony jest z Chorwacji. Mam zatem dwa obywatelstwo - amerykańskie oraz chorwackie. W Polsce będę grał jako Chorwat. Dzięki temu będzie jeszcze jedno miejsce dla gracza z USA.
- Czy pieniądze były główną motywacją przyjścia do Tarnowa?
- Nie. Mój przyjaciel Stefan Tott, który pracował w tamtym roku w Kielcach, a u którego ja grałem na Węgrzech, powiedział mi, że polska liga jest ciekawa i mocna. To samo mówił też John Taylor, który występował w Ostrowie, a z którym spotkałem sie podczas tzw. ligi letniej. Chciałem spróbować swoich sił. A co do pieniędzy, to nie ukrywam, że były kuszące. Jeżeli trenerzy Azotów nie byliby jednak ze mnie zadowoleni, wówczas grałbym w zespole mistrza Słowacji - Slovakofarmie Peżinok, którą trenuje Stefan Tott.
- Wspomniałeś o żonie. Jak wygląda Twoja rodzina?
- Mam 21-miesięczną córeczkę oraz 3-miesięcznego synka. Wszyscy przyjadą do Tarnowa w najbliższych dniach. Bardzo się cieszę, że będziemy razem.
- Jak podoba Ci się nasz kraj?
- Zwiedzanie zacząłem od razu po przylocie. Ponieważ na Jeffa Masseya musiałem czekać na lotnisku ponad 6 godzin, więc zobaczyłem Zamek Królewski w Warszawie. Bardzo mi się podobał.
- A Tarnów?
- Nie miałem czasu na to, by zobaczyć całe miasto. Na razie wiem, że są tu bardzo mili ludzie. W ogóle jestem zaskoczony wysokim standardem życia ludzi. Z niczym nie ma problemów. Mieszkając na Bałkanach, ze względu na konflikty zbrojne, bałem się o swoją rodzinę. Tutaj myślę, że będziemy żyć w spokoju. Będę im mógł wszystko zapewnić. To dla mnie ważne.
- Jak radzisz sobie z barierą językową?
- Język polski jest trochę podobny do chorwackiego. Dzięki temu parę słów rozumiem. Ale jest też sporo osób, które mówią po angielsku.
- Czy smakuje ci polska kuchnia?
- Oczywiście. Jadłem znakomity bigos, ale został "pobity" przez gołąbki. To jest fantastyczne danie. Poza tym macie jeszcze bardzo dobre pierogi. (W tej części rozmowy Jemas wyraźnie się "obudził". Z twarzy znikła powaga, a coraz więcej się śmiał.)
- Wróćmy jednak do koszykówki. Jak podoba ci się nowy zespół?
- Dopiero się poznajemy. Ale myślę, że będzie dobrze. Jest sporo ciekawych graczy. Wszyscy są dla mnie bardzo uprzejmi.
- Jak gra Ci się z Jeffem Masseyem?
- Podoba mi się jego styl prowadzenia akcji. Nie gra sam. Dużo podaje. Widzi, jak poruszamy się po boisku. W odpowiednim momencie podaje piłkę. To po prostu bardzo dobry gracz.**Myślę, że wspólnie stać nas na niezły wynik.
(BD)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?