Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem Polką - przekonuje pani Bronisława z Oświęcimia. Denerwuje się, gdy na nią mówią „Ruska”

Małgorzata Gleń
80-letnia Bronisława Mokrzycka ze zdjęciem rodziców - Rozalii i Antoniego. - Oni byli Polakami, więc ja też jestem - podkreśla
80-letnia Bronisława Mokrzycka ze zdjęciem rodziców - Rozalii i Antoniego. - Oni byli Polakami, więc ja też jestem - podkreśla Małgorzata Gleń
80-letnia Bronisława Mokrzycka z os. Stare Stawy w Oświęcimiu przed śmiercią chce załatwić jeszcze jedną, dla nie najważniejszą sprawę: by sąsiadki przestały na nią mówić „Ruska”. Bardzo ją to boli. - Ze mnie żadna Ruska. Jestem Polką, tak jak one - mówi. Przyszła do naszej redakcji ze stosem dokumentów potwierdzających jej korzenie.

Rodzice Bronisławy Mokrzyckiej to Polacy. Jej mama, Rozalia z domu Szczepanek, urodziła się w Cmolasie pod Rzeszowem. Tata, Antoni Kałakajło, pochodził z Zaleszczyk na Podolu, przed II wojną światową to była część Polski. Co ciekawe, poznali się we Francji. - Tata i mama za pracą tam pojechali - opowiada kobieta.

Starsza pani siedzi przy stoliku w redakcji i wyciąga kolejne dokumenty, m.in. francuski akt zawarcia małżeństwa przez jej rodziców z 1933 r., gdzie jest zaznaczone, że ślub biorą polscy obywatele.

Po ślubie wrócili do rodzinnego domu Antoniego. Tam w 1935 r. urodził się Jasiek, po nim w 1939 r. Bronia. Było jeszcze dwoje młodszych dzieci - Józia i Zenon.

- Te Zaleszczyki to przecież Polska była - podkreśla z mocą pani Bronisława. Jej tata, zanim wyjechał do Francji służył w polskim wojsku, na poświadczenie czego ma zdjęcia ojca w polskim mundurze.

Gdy Bronia była mała, jej ojciec zginął na wojnie. - Nie wrócił - mówi ze smutkiem. Jej mamie bardzo trudno było wychować czworo brzdąców. - Ale silna była, nie poddała się - zaznacza z wdzięcznością 80-latka. Rodzina miała 25 arów ziemi, a to przecież tyle, jak duża działka pod dom. Z tego musieli wyżyć. Na wsi razem żyli Polacy i Ukraińcy.

Wojna zmieniła granice. - I wtedy mieszkaliśmy już w Związku Radzieckim - mówi kobieta. Po rosyjsku trzeba było mówić w szkole i urzędach, więc nauczyła się nim posługiwać.

W 1975 r. odwiedziła rodzinę w Cmolasie. I zakochała się w Polsce. - Nie wiedziałam, że tak można żyć. Tu było wszystko, tam u nas nic - nadal oczy się jej świecą na to wspomnienie. Musiała jednak wrócić do Zaleszczyk. Miała tam męża i córkę. - Z tym, że mąż to był drań, pił i bił. Myślałam wcześniej, że tak jest we wszystkich rodzinach. Ale w Polsce zobaczyłam, że ludzie mogą być szczęśliwi i szanować się nawzajem - opowiada.

Długo się nie zastanawiała. Rozwiodła się z mężem i za rok znów przyjechała do kraju.

Ją też spotkało szczęście, na ulicy w Cmolasie, gdy zobaczyła Władysława. - Może to dziwnie zabrzmi, ale to była miłość od pierwszego wejrzenia - wyznaje.

Władysław Mokrzycki mieszkał i pracował w Oświęcimiu. Gdy spotkał się z Bronisławą, był w odwiedzinach u swojej rodziny. Szybko zdecydowali się na ślub i tak Bronisława zamieszkała w Oświęcimiu. Od razu zaczęła się starać o polskie obywatelstwo i ściągnięcie do siebie córki.

Z córką udało się to dopiero w 1998 r. Obywatelstwo dostała, wcześniej, bo w 1995 r.

- Moja mama też chciała wrócić do Polski, ale jej się nie udało - mówi ze smutkiem Bronisława Mokrzycka. Także jej rodzeństwo tam zostało.

Z drugim, już nieżyjącym mężem, mają syna. Spokojnie żyli w Oświęcimiu, obydwoje pracowali, wychowywali syna.

Pani Bronisława całe życie czuła się Polką.

- Takie korzenie, jak ja, ma wielu ludzi, ale nigdzie nie traktują nas jak swoich. - Na Ukrainie mówią: obcy i tu też niby, że jestem obca. A przecież ja, niezależnie gdzie mama by mnie urodziła, czy we Francji, czy w Polsce, czy na Ukrainie, to jestem tą samą osobą. Pochodzę od niej, a ona i tata to Polacy - mówi twardo.

Jak podkreśla, w jej domu zawsze mówiło się po polsku. - To skąd ma ten dość mocny wschodni zaśpiew? - dopytuje dziennikarka. - Jaki zaśpiew? Przecież ja dobrze mówię po polsku - dziwi się.

Włodzimierz Paluch, prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo- Wschodnich, Klub „Samborzan” w Oświęcimiu, wylicza, że do jego organizacji należy ok. 60 członków. - Ale w Oświęcimiu mieszka ok. 500 osób, które tu przyjechały z dawnych wschodnich terenów Polski - wyjaśnia.

Jak mówi, mimo że wielu mieszka tu kilkadziesiąt lat, wschodni akcent jest w ich mowie wyczuwalny. - Mnie też ludzie często pytają czy pochodzę z Kresów - przyznaje Włodzimierz Paluch. - Tego nie da się pozbyć, ale nie ma też po co. To taki nasz urok - śmieje się.

ZOBACZ KONIECZNIE

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jestem Polką - przekonuje pani Bronisława z Oświęcimia. Denerwuje się, gdy na nią mówią „Ruska” - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski