Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem trochę pantoflarzem

Jolanta Ciosek
Jaką tajemnicę skrywa serialowy Lucjan, którego gra Witold Pyrkosz?
Jaką tajemnicę skrywa serialowy Lucjan, którego gra Witold Pyrkosz? Fot. Archiwum
Znani seniorzy. Witold Pyrkosz - rocznik 1926 - od 15 lat wciela się w postać serialowego Lucjana Mostowiaka.

Jestem znany z tego, to pewnie też ze względu na wiek, że nie umiem i nie lubię się uczyć tekstu. W związku z czym zapisuję go, gdzie się da i na czym się da. Jak zobaczycie, że w serialu na stole leży gazeta i na niej futerał z okularami, to znaczy, że za chwilę ja coś będę musiał mówić i na gazecie mam napisany tekst. Do tego służą mi też serwetki, pokrojone kromki chleba. W "M jak miłość" była scena, kiedy Teresa Lipowska, moja serialowa żona, myła naczynia, a ja miałem długi monolog.

Napisałem to wszystko na głębokim talerzu, obracałem go, czytając i wycierając cały tekst. Wszystko perfekcyjnie wypowiedziałem. Druga podobna sytuacja miała miejsce, kiedy w sadzie miałem wygłosić monolog. Kartkę z tekstem przyczepiłem do gałązek drzewka. Gramy i nagle słyszę: Stop, słychać szelest papieru. A ja na to: Bo to jest jabłonka papierówka. Mówią mi nawet, że łatwiej byłoby mi się nauczyć tekstu niż kombinować, gdzie go napisać. W teatrze aktor musi mieć bardzo dobry słuch, a w filmie musi mieć bardzo dobry wzrok. Ja na szczęście jestem dalekowidzem - mówi Witold Pyrkosz, znakomity aktor charakterystyczny, który szczególną popularność zdobył kreując od 15 lat postać Lucjana Mostowiaka w serialu "M jak miłość".

Słowik ,,idzie na artystę"

A wszystko zaczęło się w Krakowie, gdzie pan Witold spędził niemal dziesięć sezonów. Stąd też Kraków w jego biografii zajmuje istotne miejsce. To miasto wspomina z dużym sentymentem. Po wybuchu wojny, uciekając wraz z ojcem przed Sowietami, osiedlił pod Wawelem, gdzie spędził całą okupację. Chodził na tajne komplety do szkoły handlowej, ale jako niespokojny duch wciąż szukał swojego miejsca w życiu. Stąd też zaliczył kilka innych egzotycznych szkół, jak na przyszłego aktora: liceum spółdzielcze, wodno-melioracyjne i spożywcze, a także Wyższą Szkołę Ekonomiczną.

- Próbowałem też w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni, ale bez matury nie miałem szans. Jedyną pamiątką, jaką otrzymałem po WSM, był szkorbut, którego się tam nabawiłem. No, więc wysłałem do ojca telegram: Kochane pieniążki przyślij tatuśku i wróciłem do Krakowa. W 1950 r. wylądowałem w PWST - to był ostatni dzwonek, bo rok później przekroczyłbym limit wieku. O wyborze zdecydował przypadek. Nie marzyłem o karierze artysty. Dowiedziałem się o egzaminach i złożyłem papiery. I jeszcze jedna, niebagatelna sprawa: zawsze mówiono o mnie "słowik", bo dużo gadałem. No to jaki zawód mogłem wybrać? Tylko iść na artystę. Po tylu latach pracy jedno wiem: to jest piekielnie trudny zawód, wymagający psychicznego i fizycznego ekshibicjonizmu. A te wszystkie misje, powołania - śmiechu warte.

Kiedy spotkałam się z panem Witoldem w Krakowie przy okazji jubileuszu Teatru Ludowego, żartom nie było końca. Wtedy też wyznał: - Faktycznie, piłem, wdawałem się w bójki i grałem w karty na pieniądze. Należałem do szajki. Nie byłem prymusem: z chemii byłem słaby, a z matematyką było jeszcze gorzej. Powtarzano mi, że nadaję się tylko do aktorstwa! Wziąłem sobie te rady do serca i trafiłem do szkoły aktorskiej. I stał się cud, nareszcie odkryłem coś, co naprawdę mnie zainteresowało!

,,Pyrkoszówki" dwie
To właśnie w Krakowie pan Witold słynął nie tylko ze znakomitych ról, ale i z "Pyrkoszówki" - kawalerki, którą otrzymał na os. Kolorowym. Właśnie tam odbywały się, nieraz przez kilka dni, nocne Polaków rozmowy.

- To były inne czasy niż obecnie. Z teatru nie gnało się od razu do domu, filmu czy na inne zajęcia. Poza tym byliśmy młodzi, wolni... No, to po przedstawieniu zwykle szliśmy na grzańca do Piwnicy pod Baranami, czasami wpadaliśmy do dworcowej knajpy w Brzesku - a jakże, miało się fantazję - gdzie było dobre piwo i fantastyczne gołąbki. Potem wracaliśmy do mnie i tam kończyliśmy imprezę nad ranem. Nie powiem, byśmy pili jedynie herbatę. Niestety, często byłem poszkodowany, ponieważ jedyny z całego towarzystwa miałem samochód, więc woziłem wszystkich. Boże, ile hektolitrów... herbaty wtedy wypiłem. Taki już los kierowcy. Zaległości nadrobiłem w podwarszawskiej "Pyrkoszówce".

Witold Pyrkosz zagrał w wielu znakomitych spektaklach Szajny, Krasowskiego czy Skuszanki, którzy tworzyli awangardowy teatr w Nowej Hucie. - Byli wizjonerami teatru. Znakomity był spektakl "Myszy i ludzie" z rewelacyjną scenografią Józefa Szajny. W jednej ze scen występowała suka, którą Edzio Rączkowski przywiązywał do łóżka. Jednego razu przykucnęła i zaczęła sikać. A że podest pochylony był w stronę widowni, to wszystko spływało pod nogi dam w pierwszym rzędzie. Po spektaklu Krasowski mówi do nas: "Panowie, tak być nie może. Wyprowadzajcie wcześniej psa, żeby nie lał na przedstawieniach". Następnego dnia, przy tym samym tekście słyszymy: siiiii.

Portret aktora
W jednym z wywiadów aktor wyznał, że kobiety, wino i śpiew nie są mu obce. - Kiedy to było! Wieki temu. Już tego nie pamiętam. Pokerek, brydż, dziewczyny, alkohol... To się zaczęło jeszcze w czasie okupacji w Krakowie. Do szkoły teatralnej trafiłem w 1950 r. Jako student mia- łem więc już spore doświadczenie we wspomnianych dziedzinach.

Czyżby nasz bohater był w młodości podrywaczem i hazardzistą? - W miłości nie powinno się pogrywać, bo to oznacza jedynie straty. W karty też nigdy nie grałem zawodowo. Żeby być zawodowym pokerzystą, trzeba mieć potwornie silne nerwy. I zaplecze finansowe. Ja tego nigdy nie miałem. Pamiętam, po jednym z występów w Radomiu zaprosili nas na kolację, a potem na brydża i pokera, kożuchowi potentaci. Poszliśmy na tę partię i dopiero jak przyszło do wypłaty okazało się, że stawka "dwa za punkt" to nie były dwa złote, jak myślałem, tylko dwa dolary. Kiedy wypłacili mi wygraną, myślałem, że zemdleję. Gdybym przegrał, musiałbym się od razu powiesić.

Kraków, Kielce, Wrocław, Warszawa - to miejsca teatralnych peregrynacji aktora. Zawsze grał dużo, zarówno w teatrze, jak i w filmie. Annie Grużewskiej i Izie Komendołowicz udało się zbudować przekonujący portret popularnego aktora w książce "Witold Pyrkosz. Podwójnie urodzony". Pyrkosz to Wichura z "Czterech pancernych i psa", Pyzdra z "Janosika", Duńczyk z "Vabanku", Balcerek z "Alternatyw 4" i Lucjan Mostowiak z "M jak miłość". Ma dwoje dzieci i młodszą od siebie, atrakcyjną i energiczną żonę Krystynę.

A jaki portret pana Witolda wyłania się z tej książki? "Nie jest intelektualistą (wzywany do odpowiedzi na lekcjach łaciny mówił: "Walkowerem, panie profesorze"). Jest trochę leniwy (nie uczy się dłuższych tekstów, na planie filmowym korzysta z systemu ściągawek).

To nie teoretyk aktorstwa, ale ktoś o dużej samoświadomości zawodowej. Ma skłonność do żartów, nawet jeśli sam jest ich przedmiotem.

W dorobku ma także aktor wiele ról w Teatrze Telewizji, z którym związany jest od lat sześćdziesiątych. Grał m.in.: w "Braciach Lautensack" Liona Feuchtwangera, w "Romulusie Wielkim", Napoleona w spektaklach Wiesława Wodeckiego - "Mąż przeznaczenia" George'a Bernarda Shawa i "Zbieg z wyspy św. Heleny" Theo Fleischmana, Lapkina-Tiapkina w "Rewizorze" Mikołaja Gogola w reżyserii Jerzego Gruzy oraz detektywa Marlowe'a w "Długim pożegnaniu" według Raymonda Chandlera (1982).

W kinie Pyrkosz zadebiutował u Jerzego Kawalerowicza w 1956 roku w filmie "Cień". Następnie zagrał m.in. muzyka Kardasa w "Eroice" Andrzeja Munka oraz Błażeja w "Rękopisie znalezionym w Saragossie" Wojciecha Hasa.

,,Ja trzymam pilota"
Kiedy spotkaliśmy się przed laty w Warszawie, pan Witold opowiadał mi o swoim domu, który wybudowała żona, o zwierzakach, które żyją w ukochanym miejscu pod słońcem, niedaleko Warszawy, dokąd aktor uciekł od zgiełku stolicy, i o roli Mostowiaka, którego ponoć całkiem lubi. - Co prawda serialu nie oglądam, ale wiem, że podobnie jak Lucjan jestem trochę pantoflarzem. To moja droga życiowa, bo żeby zaznać świętego spokoju, trzeba mieć bardzo dużo serca i ustępować swoim najbliższym. Dlatego, że żonie ustąpiłem, dom został na nowo pokryty blachą. Żona występuje z każdą taką inicjatywą. To żona rządzi w domu, a ja trzymam pilota. Żona jest pomysłodawcą, wykonawcą, a ja finansistą.

Ostatnio pojawiły się wieści, że dobrotliwy Lucjan Mostowiak być może nie pojawi się już w serialu. Może zostanie uśmiercony, a może zostanie wreszcie ujawniona jego tajemnica sprzed lat, która zostawi rysę na tym charakterologicznym brylancie?

Jak będzie? Zobaczymy. Nie zdradzimy żadnych szczegółów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski