Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy jako ofiary

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. Wojciech Smarzowski trafił nie tylko w temat, ale i w nastrój. Dla Polaków film „Wołyń” będzie przypieczętowaniem jakiegoś procesu dojrzewania do rozmowy o zbrodni, procesu wychowywania pokoleń w opowieści o tym, jak się skończył mit Kresów.

Każda ważna sprawa w historii potrzebuje swojego akcentu artystycznego, który trafia do szerokiej publiczności, w XIX wieku te role spełniały wielkie obrazy: Matejki czy Chełmońskiego. W naszych czasach są to filmy lub muzea. „Katyń” Andrzeja Wajdy był „domknięciem” świadomości Polaków w jednej ważnej sprawie, podobnie jak Muzeum Powstania Warszawskiego w innej. Przy takich dziełach nie pytamy krytyków o opinię, filmy pokroju „Katynia” tworzą w wyobraźni zbiorowej obrazy na pokolenia, stąd pan Tadeusz dostaje na dekady twarz od młodego Żebrowskiego, a Kmicic od Olbrychskiego. Stąd ludzie mówią: o wreszcie, dotąd nikt nie mówił na ten temat. W rzeczywistości o Wołyniu pisało się i debatowało dużo. Ludzie jednak coraz mniej czytają , a w dzisiejszych czasach, żeby coś dostrzec, potrzebny jest film. I ten proces dzieje się właśnie na naszych oczach z Wołyniem. Napięcie emocjonalne wokół filmu, świetna promocja, w tym szeptana, spowodowały, że wchodzi on do klasyki, jeszcze dobrze nie będąc na ekranach kin. Aż szkoda, szczególnie dla tych, którzy po prostu cenią twórczość Smarzowskiego, że nie będzie czasu ani atmosfery, by z filmem poważnie podyskutować.

Polityczni zwolennicy filmu „Wołyń” mówią: dobrze, bo film pokazuje nas jako naród ofiar, nikt nam nie zarzuci, że byliśmy sprawcami. Ale czy istnieją tylko te dwie możliwości? Czy może w tym nie tkwi istota problemu? Czy da się budować wizerunek państwa i współczesnej Polski w oparciu o przekonywanie, że jesteśmy ofiarą historii? Czy ktoś dałby radę przetłumaczyć Brytyjczykowi czy Francuzowi, że byłoby dla niego korzystnie przedstawiać się jako ofiarę? Fanatycy tego filmu, a takich jest wielu, mówią, pokazywać film od Kijowa po Nowy Jork. Czy koniecznie chcemy opowiedzieć wszystkim tylko o Polsce przedwojennej zacofanej, w której mężczyźni handlują kobietami, nie stronią od ciosu wymierzonego ciężarnej? A potem wespół z sąsiadami pogrążają się w sąsiedzkiej wojnie do ostatniego żywego? Mało kto zauważył, że Smarzowski jest w filmie dość bezwzględny także wobec polskiej społeczności. Uderzył w polskie wady, ale wydźwięk tego został zagłuszony przez tytułowe wydarzenia na Wołyniu. To jednak nie ostatni film ważnego reżysera. Pytanie, czy jesteśmy gotowi, by opowiedział nam także o naszych wadach? Inna sprawa, czy skołatani straszną historią Polacy są gotowi, by opowiedzieć o sobie światu inaczej niż jako o ofiarach?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski