Polsce grozi katastrofa demograficzna, a wraz z nią gospodarcza, finansowa, wojskowa i ogólna marginalizacja państwa. Bank Światowy podał, że pod koniec XXI stulecia Polska będzie krajem niespełna 12-milionowym. Z GUS-owskich przewidywań wynika, że liczba zgonów będzie z roku na rok dramatycznie przewyższać liczbę urodzin.
Wskaźnik 1,3 to mało
W połowie XXI wieku ma nas być od 21 do 33 mln. Tak mocno rozbieżne przewidywania wynikają z kilku przyczyn. Jedni fachowcy twierdzą, iż dziś jest nas ponad 38 mln, a inni mówią, że 36 mln.
Różnią się też w przewidywaniach co do skali emigracji czy współczynnika dzietności Polek w przyszłości. Ten ostatni od lat jest jednym z najniższych na świecie. W 2015 r. wynosił 1,3, czyli na jedną Polkę w wieku rozrodczym przypadało 1,3 dziecka. Tymczasem, aby zadziałała tzw. zastępowalność pokoleń, wskaźnik musi wynosić co najmniej 2,1.
Na 216 państw współczynnik dzietności niższy niż w Polsce był jedynie w dziewięciu! Ekonomiści ostrzegają, że za 35 lat na 1000 pracujących przypadać ma 700 emerytów. Obecnie jest ich 260. Co to może oznaczać, nie trzeba tłumaczyć.
Migracje są kluczem
- Z punktu widzenia interesów państwa i społeczeństwa polskiego nie ma ważniejszej sprawy niż demografia. Nie można jednak przesądzać, czy rzeczywiście czeka nas otchłań demograficzna - mówi prof. Józef Pociecha, demograf, statystyk, kierownik Katedry Statystyki Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Prof. Pociecha przypomina, że wpływ na to, czy Polska będzie się wyludniać ma wiele czynników, a niektóre z nich potrafią zmieniać się dość szybko. Trzy z nich uważa jednak za najważniejsze. Po pierwsze, gospodarka, a szczególnie miejsca na rynku pracy. Po drugie, liczba urodzeń, czyli dzietność kobiet. Po trzecie, migracje. Prof. Pociecha zwraca uwagę, że w Niemczech duży spadek liczby urodzeń rekompensowany był napływem cudzoziemców. W Polsce migracje też mają większy wpływ na sytuację demograficzną niż urodzenia. Krótko mówiąc: wprawdzie dzietność mamy mizerną, ale wyjazdy w jeszcze większym stopniu przyczyniają się do wyludnienia kraju.
- Do emigracji skłania bezrobocie i niski poziom płac w kraju - twierdzi dr hab. Piotr Szukalski, demograf i socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Byliśmy jurni
Polacy dowiedli w swojej historii, że potrafią biblijny nakaz rozmnażania się traktować po bożemu. I tak np. w II RP ludność Polski urosła o ok. 30 proc., zwiększając się z 27 mln w 1921 do 35 mln w 1938 r. W okresie PRL między 1946 r. a 1989 r. liczba mieszkańców Polski wzrosła o 63 proc. z 23,6 mln do 38,2 mln.
Dziś też, przynajmniej w teorii, opowiadamy się za co najmniej czteroosobową rodziną. Z badań prowadzonych przez prof. Dominikę Maison z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że 61 proc. Polaków uważa, iż idealna rodzina to taka z dwójką, a 33 proc. - z trójką dzieci. Za jednym dzieckiem opowiada się tylko 5 proc. Dlaczego zatem najwięcej rodzin ma właśnie jedno dziecko?
Rodzina 500+
Demograficzną zapaść złagodzić ma program Rodzina 500+. Jego główny cel został jednak przykryty przez względy polityczne. 500+ może zatrzymać przy PiS tych wyborców, dla których pieniądze z programu mają duże znaczenie, a takich przecież nie brakuje.
- Nie sądzę, by dzięki temu programowi dzietność istotnie się zwiększyła, ale trochę może - ocenia prof. Pociecha. Dr Szukalski również jest zdania, że 500+ co najwyżej nieco spowolni wyludnianie się Polski.
- W różnych miejscach kraju jego oddziaływanie będzie różne. W dużych miastach taki bodziec ekonomiczny będzie miał mniejsze przełożenie niż na prowincji - prognozuje dr Szukalski. - Ale Podkarpacie jest takim terenem, gdzie 500 zł może wpłynąć na dzietność.
Dr Iga Magda z Instytutu Badań Strukturalnych SGH zwraca uwagę, że dla samych 500 zł niewiele osób zdecyduje się na dziecko. - Ważna jest infrastruktura wspierająca macierzyństwo, dostępność do żłobków, świadomość, że po urlopie macierzyńskim można wrócić do pracy - mówi dr Magda.
GUS efekty 500+ ma uwzględnić za niespełna dwa lata, w prognozie demograficznej na lata 2017-2060.
Prokreacyjna turystyka
Analitycy z firmy doradczej PricewaterhouseCoopers przygotowali raport, w którym przestrzegają przed zbytnimi nadziejami na to, że sam program 500+ wpłynie na wzrost dzietności. Powołują się w nim na przykład Niemiec, gdzie zachęty finansowe i ulgi prorodzinne są na bardzo wysokim poziomie, a współczynnik dzietności należy do najniższych w UE. Z kolei na Litwie kwota bezpośredniej pomocy państwa w zakresie świadczeń socjalnych i podatkowych ulg rodzinnych należy do najniższych, a wskaźnik dzietności w tym kraju jest wyższy niż średnia unijna.
Problemy z dzietnością mają też od lat Duńczycy, choć ich państwo opiekuje się obywatelem od kołyski po grób. Kłopoty z prokreacją postanowiła wykorzystać firma turystyczna, która wyemitowała telewizyjną reklamówkę. W niej pod patriotycznym hasłem „Zrób to dla Danii” zachęcała do seksu prokreacyjnego na wakacjach. W ciągu pierwszego tygodnia odważną reklamę wyświetlono na YouTube 4,8 mln razy. Jak wynika z badań, 10 proc. Duńczyków zostało poczętych na wakacjach. One też dowodzą, że potomkowie wikingów dużo częściej uprawiają seks za granicą niż w kraju. Może to jakiś pomysł dla Polaków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?