Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Język wiejski i miejski

Redakcja
Po kilku latach nauki języka angielskiego w szkole i zdaniu matury z tego przedmiotu młodzi ludzie nie potrafią sklecić prostego zdania w obcym języku. Niemożliwe? A jednak. Udowodniła to ostatnio jedna z uczestniczek programu "Top model" w TVN.

EDUKACJA. Szwankuje nauka angielskiego

Okazało się, że 19-letnia Paulina ze Zbąszynka w województwie lubuskim, pomimo zdanej kilka miesięcy temu matury z angielskiego, nie umie porozumieć się w tym języku. Nie umie się przedstawić ani powiedzieć ile ma lat.

- Z nauką angielskiego w szkołach jest poważny problem, a najpoważniejszy w szkołach na prowincji - mówi Justyna Kowalczyk z Nidzickiej Fundacji Rozwoju NIDA i koordynatorka programu English Teaching, pomagającej nauczycielom języka angielskiego.

Z badań fundacji wynika, że przyczyną tego jest często brak motywacji uczniów do nauki. - Dzieci nie są do tego odpowiednio zachęcane przez rodziców - mówi Justyna Kowalczyk. - Do małych wiejskich szkół często trafia też gorzej przygotowana kadra, a udział dzieci w dodatkowych zajęciach języka angielskiego wymaga o wiele większego zaangażowania i wysiłku niż w mieście.

Świetnie wie o tym Maja, uczennica drugiej klasy gimnazjum w jednej z wiejskich szkół powiatu myślenickiego. Dwa razy w tygodniu po szkole dojeżdża busem na kurs języka angielskiego do prywatnej szkoły w Krakowie. Jeden taki wyjazd pochłania jej minimum 4 godziny. Do domu wraca nocą, kompletnie wyczerpana.

- Mamy jednak świadomość, że córka ma marne szanse, by nauczyć się w szkole języka na takim poziomie, by móc swobodnie się nim posługiwać - przyznaje pani Lucyna, mama gimnazjalistki.

Maja jest jedyną uczennicą w swojej szkole, która zdecydowała się na dodatkową naukę języka angielskiego.

Już za dwa lata wynik egzaminu gimnazjalnego z języka obcego będzie brany pod uwagę podczas rekrutacji uczniów do szkół ponadgimnazjalnych. Zdaniem Justyny Kowalczyk uczniowie ze wsi i małych miejscowości przepadną w rywalizacji o dobre liceum z uczniami z wielkich miast. Podobne obawy ma prof. Krzysztof Konarzewski, były dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. - Już ubiegłoroczny egzamin gimnazjalny z angielskiego pokazał, że mamy w kraju dwa języki angielskie: wiejski i miejski - mówi prof. Konarzewski.

Wówczas przepaść pomiędzy uczniami z miasta i ze wsi okazała się ogromna. Ci drudzy zdobyli na teście średnio 27,8 pkt (na 50 możliwych). Dzieci z miast powyżej 100 tys. mieszkańców osiągnęły wynik 33,9 pkt.

- Kolejną chwilę prawdy na temat nauczania języków obcych będziemy mieć w 2015 r. Wówczas po raz pierwszy test językowy napiszą uczniowie kończący szkołę podstawową - mówi prof. Konarzewski.

Jednak zdaniem Tomasza Malickiego, dyrektora I LO w Krakowie, a wcześniej Szkoły Podstawowej nr 26, kiepski poziom nauczania języków obcych to domena nie tylko szkół wiejskich.

- Winny jest system, który przecież obowiązuje na terenie całego kraju - podkreśla Malicki i podaje przykład: w prywatnych szkołach podstawowych uczniowie mają w tygodniu pięć godzin języka angielskiego w pięcioosobowych grupach. W szkole publicznej dzieci uczą się angielskiego dwie godziny w tygodniu najczęściej piętnastoosobowych grupach.
- Jeśli nauka szwankuje od podstaw, to nie da się tego później wyrównać - dodaje Tomasz Malicki.

Z podstawówek dzieci trafiają do gimnazjów, gdzie teoretycznie nie powinny zaczynać nauki języka obcego od podstaw. Mimo to gimnazja tworzą grupy dla początkujących, bo - jak zaznacza Jerzy Kubieniec, dyrektor Zespołu Szkół Integracyjnych nr 3 w Krakowie: - Zawsze znajdzie się grupa uczniów z bardzo słabiutką znajomością języka.

Nie zawsze jednak przepisy pozwalają na dzielenie klas na grupy. Można to robić, gdy liczy ona powyżej 24 uczniów.

- Jeśli klasy są mniej liczne, np. 23-osobowe, wówczas podziału nie ma i wszyscy uczą się hurtem. Nauczyciel musi więc pracować jednocześnie z dziećmi bardzo dobrze radzącymi sobie z językiem i tymi, którzy po angielsku potrafią powiedzieć jedynie hi. Tracą na tym jedni i drudzy - mówi Andrzej Kajtoch, nauczyciel w krakowskim gimnazjum i prywatnej szkole językowej York.

Na grupy nie wolno dzielić też dzieci z klas I-III szkoły podstawowej. Najmłodsi uczniowie poznają więc język angielski w nierzadko trzydziestoosobowych grupach.

Nic zatem dziwnego, że rynek korepetycji z języków obcych ma się świetnie. Tomasz Malicki szacuje, że w szkole podstawowej, której do niedawna szefował, na prywatne lekcje z języka angielskiego chodzi od 30 do nawet 50 proc. uczniów i to już od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

ANNA KOLET-ICIEK

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski