Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Johannesburg, miasto złota i Mundialu

Redakcja
Życie na ulicy Fot. Krystyna Słomka
Życie na ulicy Fot. Krystyna Słomka
Gospodarzem FIFA Word Cup 2010, turnieju po raz pierwszy rozgrywanego na kontynencie afrykańskim, jest Johannesburg, najbogatsze miasto Afryki przypominające europejskie metropolie.

Życie na ulicy Fot. Krystyna Słomka

RPA. Soccer City Stadium to największy stadion mistrzostw i miejsce legendarnych wystąpień Nelsona Mandeli.

Jego kandydaturę do zaszczytnej roli wsparło posiadanie dwóch stadionów, które po przebudowie stały się arenami piłkarskimi światowej klasy. Rozgrywki w mieście przebiegać będą jednak pod znakiem Soccer City Stadium, największego obiektu mistrzostw i miejsca legendarnych wystąpień Nelsona Mandeli.

Do Johannesburga, napędzającego gospodarkę całego kontynentu, przybywają w interesach inwestorzy, finansiści i handlowcy z całego świata. Dla turystów częściej jest on przystankiem w drodze do innych rejonów kraju. Miasto mało ciekawe, w dodatku o złej sławie i wysokiej przestępczości nie zachęca do zatrzymania się w nim dłużej, a napis witający podróżnych u bram lotniska: "Wchodzisz na swoje własne ryzyko" w obawach tych utwierdza.

Jo'burg, Jozi lub Egoli, jak tu się o nim mówi, pojawił się przed 124 laty niemal z dnia na dzień. U jego podstaw legła chciwość i pasja poszukiwaczy żółtego kruszcu - Europejczyków, Amerykanów, Australijczyków. Wyrósł na żyle złota i dzięki niemu wciąż funkcjonuje. W ciągu zaledwie kilkunastu lat stał się największym skupiskiem ludności w Afryce Południowej. Nie ma tradycji, nie ma korzeni, ma za to energię i siłę. Ma też przydomek: City of Gold.

Kiedy w 1886 r. w miejscu dzisiejszego Johannesburga australijski poszukiwacz natknął się na żółty kruszec, nie wiedział, że to maleńki zwiastun największej na świecie złotonośnej skały. Wcześniej w innych miejscach kraju znaleziono już złoto, jednak świeżo odkryta żyła okazała się od innych znacznie bogatsza. Wnet wokół znaleziska osiedliło się kilka tysięcy poszukiwaczy i sawannę pokryły namioty, tudzież szałasy. Rozpoczęły się penetracje na niespotykaną dotąd skalę. Prowizoryczna osada wciąż rosła i w październiku tego samego roku wytyczono pierwsze prawdziwe ulice rodzącego się, najbardziej ludnego afrykańskiego miasta o trzykrotnie większej liczbie mężczyzn niż kobiet. Kilka lat później na teren wydobycia wkroczyły wielkie korporacje, wprzódy okrzepłe w pozyskiwaniu afrykańskich diamentów, przejmując kontrolę nad interesem.

Johannesburg był czterokrotnie budowany niemal od podstaw, a ostatecznie oblicze miastu nadały molochy ze stali, szkła i aluminium typu najwyższego w Afryce, 50-piętrowego Carlton Centre, czy Ponte City Apartments, najwyższego mieszkalnego wieżowca. Podobne im budowle sprawiły, że najstarsze centrum o prostopadłych ulicach (wiele nosi nazwiska pionierów gorączki złota) ma w miarę jednorodny, wysokościowy charakter. W jego bocznych uliczkach, w cieniu drapaczy chmur i szpitali na światowym poziomie funkcjonują sklecone z byle czego stragany pchlich targów, oferujące niemal wszystko, w tym "szatańskie leki". Mówi się, że takie "muti" przeciwko powszechnemu tu AIDS wyrabiane są z kości wykradanych z grobów znamienitych białych ludzi.

Młodsze dzielnice i przedmieścia wyglądają inaczej. Bywa, że po jednej stronie ulicy widać nowoczesność na miarę XXI w., a po drugiej - zacofanie rodem z buszu.
Z trudną do ustalenia liczbą ludności (niektóre źródła podają do 8 mln mieszkańców), aglomeracja johannesburska jest gigantem pod względem zajmowanego obszaru. Miasto przyciąga ludzi szukających sposobu na życie, toteż stało się ich mieszanką rasową i kulturową. Rozwijając się dynamicznie, rozrasta się głównie w poziomie, i oazy przepychu obrastają slumsami, których mieszkańcy żyją głównie ze szwindli i kradzieży.

Spotkanie dwóch odmiennych światów ma miejsce w ruchliwym centrum zdominowanym przez siedziby banków i różnego rodzaju firm z Indii, Chin, Japonii i Europy, gdzie uliczny tłum tworzą dyrektorzy firm, potentaci giełdowi, bankierzy, krążący handlarze i rękodzielnicy, uzdrowiciele i złodzieje. Pomimo ogromnej ilości policji i oddziałów security w takim tyglu trudno każdemu zapewnić ochronę. Johannesburg nie jest więc miastem bezpiecznym. Dlatego turystom odradza się samotne spacery nawet za dnia, a cóż dopiero wieczorem, kiedy ulice pustoszeją.

Bieda rodzi przestępcze zachowania, które w latach 90. XX w. tak się nasiliły, że wiele firm przeniosło siedziby na peryferie. Magnesem dla przestępców są przebogate centra handlowe, bankomaty (każdego pilnuje po dwóch strażników), jak i piękne, luksusowe wille przedmieść z konieczności obwiedzione wysokim ogrodzeniem z drutem kolczastym pod napięciem i tabliczką: "Strzelamy bez ostrzeżenia".

Czy Johannesburg może się podobać? - To dziwne i brzydkie miasto - Witek wie, bo w RPA mieszka już 25 lat. - Powstało na gruncie konfliktu między brytyjskimi kolonizatorami, a dumnymi Afrykanerami. Jego obraz to nie tylko stare centrum z wciśniętymi pomiędzy wieżowce edwardiańskimi i secesyjnymi kamienicami, gmachami instytucji państwowych z przełomu XIX i XX w. Nie tylko wytworne rezydencje z polami golfowymi poza miastem, bo przecież odrażające osiedla czarnej biedoty południowych przedmieść, wyglądające jak ogromny bazar, to też Johannesburg - dodaje.

Mówił o Soweto, gdzie się nie chodzi, a jeździ samochodem, i gdzie narodził się afrykański futbol. Kiedyś było robotniczym osiedlem, dziś to odrębne, ale powiązane z Johannesburgiem miasto. Żyje w nim 40 proc. mieszkańców aglomeracji. Bezpieczne, czy nie, jest kultowym miejscem pamiętającym Nelsona Mandelę, który po 27 latach więzienia na wyspie Roben, w 1990 r. pierwsze przemówienie wygłosił na uznawanym za serce RPA stadionie Soccer City. Miejsca takie, jak Muzeum Apartheidu, Constitution Hill w miejscu Old Fort - więzienia Mandeli, jego dom - muzeum i dzielnica Kliptown, gdzie w 1955 roku podpisano Kartę Wolności mają uświadamiać drogę, jaką przeszedł kraj w walce z dyskryminacją.

W rejonie Johannesburga wydobywa się złoto od 120 lat, a zasoby szacuje się na dalsze dziesięciolecia. W samym mieście kopalnie już nie pracują, za to w okolicach powstało mnóstwo nowych szybów sięgających do 4000 m w głąb ziemi. Dostarczają 40 proc. światowego wydobycia złota. Po nieczynnych kopalniach pozostały olbrzymie hałdy okalające miasto. Wciąż tkwią w nich drobinki złota. Hałdy powoli maleją, od kiedy nowe technologie pozwoliły na odzyskiwanie kruszcu z przerabianego kopalnianego piachu. Piasek ów używany jest także do wyrobu betonowych chodników, zatem w powiedzeniu, że w Johannesburgu chodzi się po złocie, nie ma przesady.
Koniec apartheidu sprawił, że światowa stolica złota otworzyła się na resztę Afryki, a jednym z jej aktualnych celów jest propagowanie turystyki. Pomimo Gold Reef City, jedynego miejsca w RPA, gdzie można zobaczyć wytop złota, obrzeży z parkami etnograficznymi, mimo rezerwatów dzikich zwierząt i ogrodów botanicznych, będzie to trudne, bo turystom samo miasto ma niewiele do zaoferowania. I nie pomogą uhonorowane nagrodami restauracje, kasyna, kluby z doskonałą muzyką, hotele i sklepy o najlepszej marce na kontynencie, ani opinia afrykańskiej stolicy mody. Być może rola wizytówki Mundialu i pamięć o nim odmienią niekorzystne dotąd postrzeganie miasta.

Krystyna Słomka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski