Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Beck bez alternatywy

Włodzimierz Knap
Berlin 4 lipca 1935. Od lewej ambasador Józef Lipski, minister wojny gen. Werner von Blomberg, Józef Beck i gen. Werner von Fritsch
Berlin 4 lipca 1935. Od lewej ambasador Józef Lipski, minister wojny gen. Werner von Blomberg, Józef Beck i gen. Werner von Fritsch Grigori Petrowitsch Goldstein
2 Listopada 1932 * Ministrem Spraw Zagranicznych zostaje Józef Beck * Prowadzi politykę, której ramy zakreślił Józef Piłsudski * Kieruje się zasadą równowagi między Rosją a Niemcami i Imponderabiliami

Niewiele w dziejach Polski było bardziej przełomowych momentów niż lata 30. XX stulecia, a szczególnie ich schyłek.
Jeśli historia ma pełnić rolę nauczycielki, to tamten czas, gdy polityką zagraniczną II Rzeczypospolitej kierował Józef Beck, a kierunek wyznaczył jej Józef Piłsudski, daje, jak rzadko który, taką możliwość.

Polska mogła w końcu lat 30. ubiegłego stulecia zmienić bieg wypadków. Historia Europy zapewne inaczej wyglądałaby, gdyby rządzący II Rzeczpospolitą przyjęli żądania Hitlera. Wtedy najpewniej uderzyłby najpierw na zachód, potem na Związek Sowiecki.

Rządzący II RP, a przede wszystkim Józef Beck odrzucił jednak ofertę Niemiec. Odrzucił też pakt ze Stalinem. Powiedział również "nie" Francji, gdy ta próbowała wepchnąć nas w ręce Związku Sowieckiego.

Dlaczego? Bo uznawał, że wojna jest i tak nieunikniona, a poparcie jednego lub drugiego tyrana musi zakończyć się utratą niepodległości. Hitler miał jasny plan: chciał przestrzeni życiowej dla swojej nacji kosztem nie tylko Rosji Sowieckiej, lecz też Polski. Także celem Stalina była likwidacja Polski.

Beck to rozumiał, lecz nie miał dobrych kart, by powstrzymać oba totalitarne państwa. Jak długo mógł, tak grał na zwłokę. Prowadził politykę równowagi między Berlinem a Moskwą.

Był w niej stanowczy, kategoryczny, a jednocześnie osamotniony na arenie międzynarodowej. I tego położenia nie mógł zmienić.

Bez alternatywy dla polityki Józefa Becka
Jan Karski w "Wielkich mocarstwach wobec Polski 1919-1945" przekonuje, że od wskrzeszenia Polski po I wojnie światowej aż po jej zgon w następstwie drugiej raz tylko dane było Polakom zadecydować samodzielnie o własnym losie. Ewenement zdarzył się w czasie wojny z bolszewikami (1920).

Prof. Karski twierdzi, że również tylko raz wielkie mocarstwo rzuciło na szalę swój autorytet w sprawie Polski z powodów innych niż własne interesy. Tak zachowały się USA podczas konferencji w Wersalu. Czy Karski miał słuszność?

W tego rodzaju tekście nie będzie aż tak wielkim grzechem i zgrzytem postawienie "gdybo-logicznego" znaku zapytania: Czy z poglądem Jana Karskiego zgodziłby się Józef Piłsudski, architekt polskiej polityki zagranicznej po 1926 r.? Można nie lubić Piłsudskiego, lecz nie sposób zaprzeczyć, że był to polityk, który trzeźwo oceniał rzeczywistość i dawał trafne prognozy co do losu Polski. To jednak temat sam w sobie.

Co powiedziałby Beck?
Nie jest też jasne, co dziś powiedziałby Józef Beck. Prof. Mariusz Wołos z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, wyborny znawca dziejów polskiej dyplomacji w okresie II RP, podkreśla, że "Beck miał dar ujmowania spraw skomplikowanych w sposób przejrzysty i lapidarny". Niewątpliwie jednak żywił nieco więcej złudzeń niż jego mistrz, czyli Piłsudski.

Warto podkreślić, że najwybitniejsi historycy II RP, by wymienić tylko Henryka Batowskiego, Piotra Łossowskiego, Henryka Were-szyckiego, Mariana Zgórniaka, Marka Kamińskiego, Marka Kornata, Wojciecha Materskiego, Andrzeja Nowaka, Mariusza Wołosa czy Michała Zachariasa, są zgodni, że Beck - ujmując rzecz generalnie i pamiętając o błędach, które go obciążają - prowadził politykę cechującą się realizmem.

Beck to nie Bóg
Krótko mówiąc, jako szef dyplomacji II RP mógłby wpłynąć na inny bieg dziejów tylko wówczas, gdyby stała za nim "siła wyższa". Przekonanie, że mógłby odmienić położenie Polski i Polaków, gdyby opowiedział się jednoznacznie po stronie albo Rosji Stalina, albo Niemiec Hitlera, jest, w ocenie absolutnej większości znawców meandrów dziejów międzywojnia, czystą mrzonką, krystaliczną iluzją, a autor publicystycznego tekstu może dodać: skrajną głupotą.

Historycy zwracają uwagę, że odmienne sądy biorą się przede wszystkim z myślenia post factum, czyli w oparciu o wiedzę o tym, co się stało. Oskarżenia, że Polska w latach 1934-1938 współdziałała z Niemcami w burzeniu systemu wersalskiego, nie odpowiadają rzeczywistości. W tym okresie za sprawą swej polityki równowagi Warszawa pełniła stabilizującą rolę na arenie międzynarodowej, zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej.

Żelazne zasady
Prowadzona przez Becka polityka kładła nacisk na niezawisłość Polski. Sięgając po wszelkie możliwe środki i możliwości, prowadzona była w myśl zasady "nic o nas bez nas". Zasada ta była uważana za nadrzędny postulat polityki polskiej. Nie chodziło w niej bynajmniej o to, aby doprowadzić do zrównania pozycji Polski ze statusem wielkich mocarstw. U jej podstaw tkwiło przekonanie, że państwo polskie powinno dążyć do egzekwowania poszanowania swych interesów regionalnych.
Rządzący II RP uważali, że żadne problemy międzynarodowe w Europie Środkowo-Wschodniej nie mogą być rozstrzygane bez uwzględnienia stanowiska Polski. Ani Piłsudski, ani Beck nie mieli złudzeń co do tego, że Polska nie jest mocarstwem. Obaj dzielili państwa na trzy kategorie. Pierwszą z nich stanowiły "wielkie mocarstwa" (Anglia, Francja, Niemcy ), nie tylko mające potencjał ekonomiczny, ale i realizujące światowe interesy, drugą - państwa, które są "klientami wielkich mocarstw" i w związku z tym nie prowadzą samodzielnej polityki zagranicznej, m.in. Czechosłowacja i Rumunia.

Trzecią zaś państwa niebędące wielkimi mocarstwami, ale prowadzące własną, niezależną politykę zagraniczną. W tej grupie pragnęli widzieć Polskę.

Poza tym polska polityka kierowała się kilkoma innymi zasadami, m.in. wierności wartościom niemającym ceny, czyli imponderabiliom. Ludzie identyfikujący się z obozem Piłsudskiego wskazywali na trzy wartości: niepodległość państwa, jego całość terytorialną, honor narodu, a kompromis kosztem każdej z nich uznawano za niemożliwy.

Inną zasadą był bilateralizm, czyli sprzyjanie sojuszom dwustronnym. Beck, za Piłsudskim, nie wierzył w skuteczność Ligi Narodów. Kolejną, o kluczowym znaczeniu, była chęć uzyskania symetrii w stosunkach Polski z innymi państwami, zwłaszcza z Rosją i Niemcami.

Gospodarka barierą
Dyplomacja za Becka zajmowała się promowaniem pożądanego wizerunku państwa polskiego na arenie międzynarodowej, zdając sobie sprawę z kluczowego wpływu gospodarki na decyzje polityczne na arenie międzynarodowej. Rządzący mieli przy tym świadomość, że światowy kryzys gospodarczy wyjątkowo mocno osłabił Polskę. PKB II RP w 1933 r. spadł o prawie 60 proc.(!) w stosunku do 1928 r. To skala zapaści, jaką niezwykle trudno sobie obecnie uzmysłowić.

Z każdym rokiem rosła przepaść w rozwoju ekonomicznym Polski i Niemiec rządzonych przez Hitlera. Warto pamiętać, co udowodnili historycy, przede wszystkim Marian Zgórniak i Rosjanin Oleg Ken, że w 1939 r. najpotężniejszą armią pod względem uzbrojenia dysponował Stalin. Być może - ale w tego rodzaju tekście można pozwolić sobie na dywagowanie - inaczej wyglądałby dziś świat, gdyby generalissimus w latach 1936-1938 nie wysłał na tamten świat tysięcy najlepszych swoich oficerów, z marszałkiem Tuchaczewskim na czele.

Mocarstwo regionalne
Pamiętając o potencjale gospodarczym II RP, nie należy zapominać, że w międzywojniu Polska do słabeuszy nie należała. O jej pozycji świadczyło m.in. uzyskanie placówek w randze ambasad, co w ówczesnej hierarchii oznaczało przywilej przynależny mocarstwom, podczas gdy pozostałe państwa utrzymywały ze sobą stosunki dyplomatyczne na szczeblu poselstw. W 1924 r. Polska doprowadziła do ustanowienia dwóch pierwszych ambasad: w Paryżu i Watykanie.

W drugiej połowie lat 20. ustanowione zostały ambasady RP w Londynie, Rzymie i Waszyngtonie. Rok 1934 przyniósł wymianę ambasadorów z obydwoma wielkimi sąsiadami: Niemcami i ZSRR. Później przyszło podniesienie do rangi ambasad poselstw w Tokio, Ankarze i Bukareszcie. Do 1939 r. Polska dysponowała w sumie 10 ambasadami. W Europie tylko Londyn, Paryż, Moskwa, Berlin i Rzym miały więcej.

Dyplomacja gabinetowa
O ile poprzedni szefowie dyplomacji II RP (w sumie było ich 16), a szczególnie Aleksander Skrzyński i August Zaleski przywiązywali dużą wagę do tłumaczenia Polakom zasad i decyzji dotyczących polityki zagranicznej, to Beck był zwolennikiem dyplomacji czysto gabinetowej. Historycy są na ogół zgodni, że istotną rolę w kształtowaniu polityki zagranicznej w okresie jego rządów w MSZ odgrywali ambasadorowie w głównych stolicach ówczesnej Europy. Józef Beck wysoko cenił poglądy ambasadora Józefa Lipskiego na temat Niemiec.

Polegał również na opinii ambasadora Juliusza Łukasiewicza w kwestii polityki wobec Francji. Liczył się ze zdaniem Edwarda Raczyńskiego, ambasadora w Londynie. Głównym ekspertem od stosunków ze Związkiem Sowieckim pozostawał ambasador Wacław Grzybowski, ale dzielił tę rolę z naczelnikiem Wydziału Wschodniego MSZ Tadeuszem Kobylańskim.

Jedynym wiceministrem spraw zagranicznych w latach trzydziestych był Jan Szembek, dyplomata z dawnej, austro-węgierskiej służby, któremu Beck powierzył to stanowisko - jak się wydaje - z dwóch powodów: niezależności poglądów i wysokich kwalifikacji urzędniczych. Szem-bek pozostawił też wspomnienia, które dla poznania polityki zagranicznej II RP u jej schyłku są tym, czym są kronika Galla Anonima i Wincentego Kadłubka dla zrozumienia Polski w dobie Piastów.

Polityka równowagi
Znawcy II RP podkreślają, że myślą nadrzędną przekuwaną skrzętnie w rzeczywistość była reguła ścisłej równowagi między Niemcami a Rosją. Tej zasady II RP trzymała się w sposób konsekwentny aż do 1939 r. Według prof. Marka Kornata "polityka równowagi, choć sprawiała wrażenie niekonsekwentnej, wewnętrznie niespójnej i nieprzemyślanej, to jednak oparta była na racjonalnych podstawach. Ważne jest to, że nie miała racjonalnej alternatywy".
Tenże historyk przekonuje: - Stosunki polsko-niemieckie po dojściu Hitlera do władzy i zawarciu w styczniu 1934 r. polsko--niemieckiej deklaracji opierały się na obopólnym nieporozumieniu. Polsce układ z Niemcami miał zagwarantować bezpieczeństwo i granice. Z kolei dla Hitlera unormowane relacje z Polską stanowiły jedynie punkt wyjścia do szerszych planów militarnych, przede wszystkim antysowieckich. Hitler chciał włączyć Polskę do wspólnej walki przeciwko Sowietom.

Polska natomiast starała się prowadzić politykę niezależną. Niemcy zamierzały tolerować to przez jakiś czas, ale na krótko.
Porozumienie polsko-niemieckie z 1934 r. było zatem prowizorium, które nie miało, zdaniem większości historyków, szans przetrwania. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że jedynie normalizacja stosunków z Berlinem chroniła nas przed katastrofą niemiecko--sowieckiego współdziałania jeszcze przed latem 1939 r.

W latach 1934-1938 stosunki polsko-niemieckie były dość dobre. Nie udało się natomiast utrzymać na tym samym poziomie relacji Warszawy z Moskwą. W planach Kremla nie było miejsca dla Polski niezależnej i znaczącej w układzie sił Europy Środkowo-Wschodniej.

Do wiosny 1939 r. Polska utrzymała zasadę równowagi. Rząd polski nie dopuścił do zaciągnięcia żadnych zobowiązań wobec jednego ze swych wielkich sąsiadów przeciwko drugiemu.

Jednym z najważniejszych celów polityki Becka - obok utrzymania sojuszu z Francją, którą i Piłsudski, i Beck uważali za słabnące mocarstwo, idące coraz bardziej "na pasku Londynu" - było dążenie do nawiązania współpracy z Wielką Brytanią. Beck, za Piłsudskim, uważał, że "droga do Paryża wiedzie przez Londyn". Niestety, dla II RP dla Anglii byliśmy krajem o drugorzędnym znaczeniu.

Międzymorze
W latach 1937-1938 w Warszawie poszukiwano nowej formuły bezpieczeństwa dla Europy Środkowo-Wschodniej. Koncepcją taką stał się projekt Becka w sprawie "Trzeciej Europy", czyli systemu Międzymorza, od Skandynawii po Jugosławię, którego rdzeniem miało być ścisłe współdziałanie polsko-rumuńsko-węgierskie oraz wspólna granica polsko-węgierska.

W systemie "Trzeciej Europy" Becka nie było miejsca dla Czechosłowacji. Przeciw planowi Becka działał silny antagonizm rumuńsko-węgierski. W rejonie wschodniego Bałtyku trudności pogłębiał antagonizm polsko-litewski (załagodzony dopiero w 1938 r.) oraz idee neutralizmu kultywowane w Rydze i Tallinie.

- Polskie plany dotyczące bloku Międzymorza musiały ostatecznie upaść w obliczu ekspansjonizmu III Rzeszy, jej przewagi politycznej i dominacji gospodarczej - podkreśla prof. Kornat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski