Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józio Matematyk i inni

ANDRZEJ KOZIOŁ
Józio Matematyk w ogródku kawiarni Europejskiej Fot. Janusz Helfer
Józio Matematyk w ogródku kawiarni Europejskiej Fot. Janusz Helfer
Miał zawsze Kraków szaleńców, dziwaków lub po prostu charakterystyczne postaci dodające miastu kolorytu. Nie brakowało ich w XIX stuleciu, nie brakowało w międzywojniu, kiedy królem krakowskich ulic był Boży człowiek pamiętany jeszcze przez starszych krakowian. Wspominał go Antoni Wasilewski:

Józio Matematyk w ogródku kawiarni Europejskiej Fot. Janusz Helfer

KRAKOWSKIE ORYGINAŁY. Cezar w złotej koronie, Walerek w czerwonym cylindrze, Kaczara - rymujący dorożkarz, Makino i inni

... stosunkowo młody, wysoki chłopak, sprzedający jakieś kartki, jakieś bezsensowne poezje. Chodził zawsze w złotej koronie, a za nim biegała dzieciarnia, ciągnąc go za poły surduta. Tym niekoronowanym "królem Krakowa" był ogólnie znany - "Cezar"!

Nie wiadomo, co się stało z Cezarem, według plotek miał zostać zastrzelony podczas okupacji, gdy wypiął obnażone pośladki na maszerujący oddział niemieckich żołnierzy. Całkiem to prawdopodobne. Jak się dowiedziałem od pani Aleksandry Nowakowskiej, świetnie pamiętającej przedwojenne czasy, każdy podwórkowy występ kończył, śpiewając:

Tym, co coś dali,

pięknie się kłaniam,

tym, co nie dali,

d... odsłaniam.

I jak śpiewał, tak czynił...

Po Plantach dietlowskich oddzielających Kraków od Kazimierza błąkał się Ebe-Ebe, w niektórych wspomnieniach zwany też Ebbe-Ebbe, postać jak z Tuwi-mowskiego wiersza:

Śpiewa na podwórku, tuląc się   w łachmany,

Mały biedny chłopiec, Żydek   obłąkany.

Ludzie go wygnali, Bóg

  pomieszał głowę,

Wieki i wygnania pomieszały   mowę.

Ebe-Ebe wspominał między innymi Henryk Vogler, natomiast Jasio Oddaj Babę nie trafił do krakowskich memuarów. Był dziwakiem, szaleńcem, grasującym przed wojną w okolicach osiedla Oficerskiego. Pokrzywiony, stosunkowo młody, żebrał spokojnie, dopóki dzieci nie zaczęły krzyczeć: "Jasiu, oddaj babę!". Wpadał wtedy w szał, ale jego dręczyciele byli bezpieczni; Jasio nie potrafił szybko biegać. Jaka - prawdziwa lub urojona - tragedia kryła się za Jasiowym szaleństwem, nie wiadomo...

Wśród powojennych dziwaków pierwsze miejsce należy się niewątpliwie Waleremu Dąbrowskiemu, zwanemu Walerkiem lub Czerwonym Wariatem - jednej z charakterystycznych krakowskich postaci lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W czerwonym papierowym cylindrze, w rozwianej pelerynie przemierzał na rowerze ulice miasta. Grasował przede wszystkim w Podgórzu, ale zapuszczał się także do centrum. Kiedyś udało mu się przechytrzyć czujność milicjantów i przejechać ulicą Grodzką aż na Wawel. A ponieważ oczekiwano na głowę jakiegoś zaprzyjaźnionego państwa i na trasie przejazdu zgromadzono szkolną młodzież, Walerek jechał w szpalerze, we wrzasku wniebowziętych smarkaczy.

Od tego czasu przed przyjazdem do Krakowa co znakomitszych zagranicznych gości Walerka zamykano w szpitalu w Ko-bierzynie. Cierpiały na tym jego kury, bo Czerwony Wariat był poważnym hodowcą drobiu, w Py-chowicach mieszkał nad kurnikiem, w pomieszczeniu, do którego nie prowadziły schody, a drabinę na noc wciągał do środka.

Podczas kolejnego pobytu Dąbrowskiego w szpitalu psychiatrycznym zlikwidowano hodowlę kur. Tego Walerek nie przeżył. Umarł w Kobierzynie.

Józio Matematyk - nieznany z nazwiska oryginał, który jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku pojawiał się na Plantach i na Rynku - bywał w "Noworolu". Ci, którzy pamiętają go z przedwojennych czasów, twierdzą, iż wśród ówczesnych gimnazjalistów panowało przekonanie, że Józio był bratem Władysława Bogackiego, dzisiejszego patrona Muzeum Historii Fotografii.
Józio - wysoki, chudy, z siwą einsteinowską fryzurą, w zniszczonych butach wzutych na stopy bez skarpetek - mrucząc, rozwiązywał w pamięci najbardziej skomplikowane zadania matematyczne. W "Noworolu", skąd nikt nie ośmielił się go usunąć, stojące na stolikach filiżanki z kawą uważał za należny sobie łup - wypijał je duszkiem, i to jedną za drugą.

Kiedy w "Dzienniku Polskim" publikowałem w odcinkach "Alfabet krakowski" i doszedłem do hasła "Józio Matematyk", zatelefonowało do mnie kilka osób. Ktoś przypomniał, że Józio co rusz obracał głowę i zerkał na własne pięty. Rzeczywiście tak było. Ktoś inny opowiedział zasłyszaną od ojca opowieść o tym, jak Józio, zaproszony w jakiejś przedwojennej restauracji na kanapkę, rozłożył na stole gazetę, ułożył na niej pryzmę kanapek, zrobił niezdarny pakunek i bez słowa opuścił lokal.

Charakterystyczną postacią - chociaż nie szaleńcem - był Jan Kaczara, najsłynniejszy z krakowskich dorożkarzy, powszechnie kojarzony z Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim i jego "Zaczarowaną dorożką". Czy słusznie - to inna sprawa, ale w legendzie nie chodzi o prawdę...

Do pasażerów często przemawiał wierszem, podkreślając swoje związki z archipoetą:

Jestem dorożkarz krakowski,

Nie żądam niczyjej łaski,

Bo dzisiaj tu, a jutro tam,

Zawsze pieniążki w kieszeni   mam.

Wezmę dwie panny

  do dorożki,

Powiozę do "Sielanki"

  za rogatki,

Tam, gdzie się bawią panny   i mężatki

i bawi się złodziei moc.

Knajpa otwarta przez całą noc.

Kuniec.

Albo:

Jadę przez Kraków, jak miło,

Na mnie się wielu ludzi

  patrzyło.

I mówił jeden do drugiego,

Że ta dorożka jest

  Gałczyńskiego.

I mówiła jedna pani do

  swojego pana,

Że to dorożka jest

  zaczarowana.

Półwsie Zwierzynieckie też miało swoje charakterystyczne postacie. Należał do nich Władysław Kucharski, krawiec. Niziutki, długowłosy, był chyba ostatnim człowiekiem w Krakowie noszącym się po staropolsku. W każdą niedzielę można było go zobaczyć, jak w czamarze, w spodniach wpuszczonych w buty z cholewami zmierza w stronę klasztoru Norbertanek, na mszę. Dożył 106 lat, spoczął na salwatorskim cmentarzu.

A jeżeli mowa o panu Kucharskim, to nie można pominąć jego sąsiada, Aleksandra Kobylińskiego - zwierzynieckiego barda z nieodłączną gitarą, w nieodłącznej oprychówce. Olek używa pseudonimu "Makino", zaczerpniętego z Ha-rasymowiczowskiego "Baru na Stawach":

Jak pociąg który wypadł z toru

Makino zjawia się wśród   bandziorów

Na świecie mieszka kątem

Ma apartament na Monte

Makino to jest lepszy gość

I zwierzyniecki trzyma fason

W mrozy na gołe ciało wprost

Marynarkę mu kładą

O Olku nie trzeba wiele pisać - ciągle śpiewa, chociaż już opuścił ukochane Półwsie. A o Edku Partyzancie i Jasiu Krawcu, dwóch zwierzynieckich dziwakach, napisałem już wiele, i w "Dzienniku" i w książkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski