Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Julia

Redakcja

 

Marta Żmuda Trzebiatowska zagra kluczową rolę w krakowskim serialu a na razie opowiada o Krakowie, samotności, rodzinie i ukochanej matematyce

__

Jesteś zołzą?

– Tylko w nowym serialu TVN zatytułowanym "Julia” (śmiech).

Właśnie, w kręconej w Krakowie "Julii”, która od stycznia pojawi się na antenie TVN, zagrasz czarny charakter. Nie boisz się, że wystawisz sympatię widzów na próbę?

– A może wręcz przeciwnie?! Może ludzie zobaczą, że mam dystans do siebie, że nie boję się wyzwań... Przecież na tym polega zawód aktora. Ostatnio często grałam postacie grzeczne, miłe, szlachetne i dobrze wychowane, teraz przyszedł czas na czarny charakter! Czasami moja bohaterka Monika Miller będzie tak wredna, że sama się zaczynam bać. Na planie się śmieję, że chyba nie będę przyjeżdżać do Krakowa pociągiem, gdy zacznie się emisja serialu (śmiech). Mam jednak cichą nadzieję, że moja postać będzie przyciągała uwagę widzów i mimo wszystko będą chętnie śledzili perypetie Moniki. Mogę obiecać, że gdy będzie się pojawiać na ekranie, na pewno będzie się wiele działo!

Aktorzy z Warszawy traktują podobno przyjazd do Krakowa jak zesłanie. Potwierdzasz?

– Naprawdę? Ja to traktuję jako przygodę. Kraków jest mi wyjątkowo bliski – tu powstawał, w znacznej części, mój pierwszy film – "Nie kłam kochanie”, więc wracam tu z ogromnym sentymentem. Poza tym Kraków jest idealny do odpoczynku, możesz się tu zatrzymać, pomyśleć, podumać, przewietrzyć głowę. To miasto nie pędzi tak jak Warszawa. Choć muszę się przyznać, że gdy jestem w Krakowie dłużej niż przez tydzień, już tęsknię za warszawskim tempem. Dobrze jest więc być i tu, i tu.

I jesteś z tego przewietrzania głowy zadowolona?

– Myślę sobie, że ten Kraków był mi w jakimś sensie potrzebny... W ostatnim czasie wiele pracowałam, moje życie było poukładane między planem zdjęciowym, teatrem i domem, na nic nie było czasu. Czasami człowiek jest ciekaw, jak ludzie odbierają jego pracę, więc zdarzało mi się zerkać do Internetu, a tam niestety mogłam znaleźć na swój temat wiele złośliwych komentarzy. Zanim do mnie dotarło, że nie powinnam się tym przejmować, że przecież to nie są konstruktywne uwagi, że to tylko anonimowa opinia kogoś, kto nie jest dla mnie autorytetem, straciłam wiele energii.. Miałam taki moment w życiu, że totalnie zwątpiłam w to, co robię. Kiedy pojawił się Kraków pomyślałam sobie, że to może być fajna przygoda i nowe doświadczenie, ale też wyjście do ludzi. Będzie trudno, bo będę nieustannie w podróży, ale może ta podróż jest mi potrzeba. Nie myliłam się.

Nie opuszczałaś Warszawy ze smutkiem?

– Pomyślałam sobie, że potrzebuję na jakiś czas wyjechać z Warszawy, że się tam zasiedziałam. Pomyślałam, że poznam nowych ludzi, dowiem się, jak się pracuje poza stolicą. I nie myliłam się. Nie dość, że zobaczyłam, że tęsknię za stolicą... co chyba znaczy, że zapuściłam tam w jakimś sensie korzenie; to spotykam w podróży wielu wspaniałych, życzliwych ludzi: na dworcach, w Warsie na trasie Warszawa–Kraków, Kraków–Warszawa, w samolotach, na lotniskach. Niedawno wsiadłam do windy na dworcu PKP w Krakowie, ze mną do środka weszła pięcioosobowa rodzinka. Drzwi się zamknęły, poczułam, że mnie rozpoznali. Nagle tatuś mówi: "A teraz wszyscy na trzy cztery mówimy

Czyli nie jesteś gwiazdą, która odsuwa się od ludzi, odgradza od nich murem ochroniarzy i ciemnymi okularami?

– Nic z tych rzeczy. Uwielbiam ludzi. Wszystko, co robię, robię przecież dla nich. Ci, których spotykam na ulicy, są dla mnie niezwykle życzliwi. Kiedyś leciałam samolotem z fotografem, który pracuje na całym świecie. Opowiadał mi o wspaniałych miejscach, o których nigdy wcześniej nie słyszałam. Między innymi o najmniejszym państwie na świecie i najszczęśliwszych ludziach, którzy je zamieszkują, a jednocześnie są jednym z najbiedniejszych narodów – to Butańczycy. Godzina podróży minęła mi wyjątkowo szybko... Dopiero na koniec mój kompan zapytał, czym się zajmuję. Okazało się, że od dawna nie oglądał ani polskiej telewizji, ani polskich filmów. Nie wiedział, kim jestem. To było niezwykłe, miłe spotkanie. Innym razem moim towarzyszem na drodze z Krakowa do Warszawy był przewodnik, który jeździ po Polsce z wycieczkami z całego świata, odkrywając im uroki naszego kraju. Pan władał chyba ośmioma językami... Postawił mi ciepłą herbatę, gdy okazało się, że nie mam przy sobie drobnych, za co bardzo mu dziękuję. Jeszcze innym razem podróżowałam z byłym pilotem, który leciał po 20 latach do Krakowa na groby swoich bliskich, a ponieważ jestem fanką programu "Katastrofy w przestworzach”, próbowałam wypytać go o tajniki zawodu pilota... Mam teraz przed oczami mnóstwo twarzy, mnóstwo ludzkich historii i widzę, że nie ma sensu przejmować się błahostkami takimi jak złośliwy podpis pod zdjęciem. Muszę chronić swoją wrażliwość i jednocześnie pielęgnować w sobie entuzjazm oraz ufność i naiwność dziecka, bo nie chcę się zmieniać!

Czytałem, w co trochę nie potrafię uwierzyć, że jesteś typem samotnika.

– Lubię swoją samotność. Z jednej strony pracuję z ludźmi i dla ludzi, a z drugiej mam silną potrzebę bycia sam na sam ze sobą.

Naprawdę?! Wydawało mi się, że jesteś raczej duszą towarzystwa.

– Tak sie może wydawać na pierwszy rzut oka. Jak każdy, od czasu do czasu potrzebuję znajomych. Szalone wypady na miasto nie są w moim stylu. Wolę urządzić coś w domu, posiedzieć z bliskimi osobami, pośmiać się, poczuć wzajemną więź.

Ale na premierach filmowych wyglądasz olśniewająco – pamiętam wieczór z filmem "Och, Karol 2”. Błyszczałaś! Jak to robisz?

– Wbrew pozorom premiery wiele mnie kosztują. Czuję zawsze stres, gdy wchodzę na czerwony dywan, przed ścianę fotoreporterów. Moje serce bije mocniej. Spokojnie czuję się dopiero, gdy wszystko jest za mną i wracam do domu. Dlatego niezbyt często można mnie zobaczyć w rubrykach towarzyskich. Najczęściej nucę sobie wtedy w głowie: "i co ja robię tu”...

Zadajesz sobie takie pytanie – co ja robię tu, w tym show–biznesie?

– Jasne, nieustannie. Często się zastanawiam, a co by było, gdyby... Takie myśli towarzyszą mi od samego początku. Ten zawód to nieustanne wybory i konsekwencje za nimi idące. Pewnie byśmy tu dziś nie rozmawiali, gdyby te sześć lat temu ktoś mnie nie zauważył i nie dał mi szansy... To była "Magda M.” i – nawiasem mówiąc – też rola czarnego charakteru...

Wahałaś się wtedy? To była Twoja furtka do wielkiej kariery.

– Wtedy w ogóle nie wiedziałam, że to jest popularny serial! Zaczynałam drugi rok studiów i nie miałam nawet telewizora. Zapytałam moich profesorów, co o tym myślą. Pamiętam, że Jerzy Radziwiłowicz powiedział mi coś, co do mnie przemówiło: że czasy się zmieniły, powinnam spróbować swoich sił i zrobić to najlepiej, jak potrafię (śmiech).

Kończyłaś szkołę aktorską w Warszawie. Nie myślałaś o tym, by studiować w Krakowie w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej?

– Chciałam studiować w Krakowie, ale leżał zbyt daleko od mojego rodzinnego Pomorza. Pomyślałam, że takiej rozłąki z moją rodziną i rodzinnym światem nie przeżyję (śmiech). Dlatego wybrałam Warszawę. W Krakowie pracuję już drugi raz, więc co się odwlecze, to nie uciecze.

Media okrzyknęły Cię Kaszubką. Czujesz się nią naprawdę?

– Dziękuję Ci za to pytanie i możliwość sprostowania. Moje rodzinne Przechlewo nie leży na Kaszubach, lecz na Pomorzu, blisko regionu, który zwie się Kociewiem i Kaszubami. Mój dziadek, taty tata, był prawdziwym, rodowitym Kaszubem. Jeśli więc pochodzenie ma się po ojcu, jestem Kaszubką, ale kaszubskiego nie umiem ni w ząb! (śmiech)

CZYTAJ DALEJ >>


 

Marta Żmuda Trzebiatowska zagra kluczową rolę w krakowskim serialu a na razie opowiada o Krakowie, samotności, rodzinie i ukochanej matematyce

 

Wracasz jeszcze do Przechlewa czy zamknęłaś ten rozdział na cztery spusty?

– Jak można wyprzeć się rodzinnych korzeni?! Przechlewo to mój świat. Moje serce zostawiłam tam, w krainie jezior i lasów, gdzie biorę rower, jadę w głuszę, odpoczywam, zostaję sama ze sobą. Pielęgnuję tam swoją samotność. To miejsce ukształtowało moją wrażliwość. Mam nadzieję, że kiedyś tam wrócę na dłużej.

Niedawno przeżyłaś bardzo gorący okres w swoim życiu – „Taniec z gwiazdami”, serial „Teraz albo nigdy!”, film „Nie kłam kochanie”...

– Z tego okresu pamiętam tylko jedno – nie miałam absolutnie wolnego czasu. Moi rodzice przyjeżdżali 400 km do Warszawy na każdy odcinek „Tańca z gwiazdami”, aby móc mnie choć chwilę zobaczyć i wspierać. Jestem im za to ogromnie wdzięczna, pomogli mi przeżyć ten gorący okres.

Jesteś ich ukochaną córką, co?

– Jestem ich jedyną córką, mam tylko młodszego brata. Ale jestem też oczkiem w głowie babci – jako pierwsza wnusia. Babcia również bardzo mi kibicuje, choć z racji wieku czasami myli się jej rzeczywistość z serialową fikcją. Musiałam jej kiedyś długo tłumaczyć, że nie jestem związana z Mateuszem Damięckim, który partnerował mi w „Chichocie losu”(śmiech). Martwię się o jej ciśnienie, gdy będzie mnie oglądać w serialu „Julia” (śmiech).

Jesteś fashionistką? Masz, podobnie jak Kasia Zielińska, kilkadziesiąt par szpilek?

– Kim?! Czy ma to coś wspólnego z zakupoholiczką? Jeśli o to pytasz, to absolutnie nie! Każdy większy zakup wiąże się u mnie z wyrzutem sumienia. Nie jestem osobą, która gromadzi ubrania i buty tylko po to, by je posiadać. Owszem, czasami lubię zaszaleć, jak każda kobieta. Ale wystarcza mi to raz na pół roku. Lubię za to wydawać na innych. Ciocia Marta przywozi zawsze górę prezentów na święta.

To zdradź, co ostatnio sobie kupiłaś w przypływie szaleństwa...

– Zaszalałam i kupiłam dobre buty. Długo za nimi chodziłam.... Biłam się z myślami – „po co mi taki wydatek”, „ale ładne są”. Ciągle mi siedziały w głowie. W końcu narzeczony powiedział: „kup sobie wreszcie te buty” (śmiech). I kupiłam.

To może lubisz gotować?

– Lubię, ale nie mam na to czasu. Kiedy mam wolną chwilę, bardzo lubię zapraszać gości, przygotowuję wtedy sama kolację. Wtedy ważny jest każdy szczegół, włącznie z serwetką czy widelcem...

Jesteś porządnicka?

– Na pewno jestem estetką. Zawsze lubiłam ładne rzeczy. W szkole wszyscy pożyczali ode mnie notatki, bo ładnie pisałam (śmiech). Gdy wychodzę rano, zwłaszcza jeśli jestem spóźniona – a o to jest łatwo w Warszawie, bo przez korki trudno jest zdążyć na czas – przez dom przechodzi tornado. Gdy wracam, od razu zabieram się za sprzątanie. W tym sensie jestem porządnicka. Jeśli mam porządek wokół siebie, mam również porządek w głowie. Nie umiem czytać scenariusza, gdy panuje bałagan. Najpierw muszę sobie posprzątać, dopiero potem mogę usiąść z kawą do czytania i spokojnie pracować.

Podobno jesteś bardzo samokrytyczna wobec siebie?

– Wydaje mi się, że nie ma w tym nic złego. To sprawia, że ciągle się rozwijam. Gdybym spoczęła na laurach, nie zaszłabym daleko. Mam to od najmłodszych lat. Rodzice nigdy nie musieli mnie przymuszać do nauki. Nie chciałam im przynieść wstydu. Oboje byli nauczycielami. Nauczyłam się wtedy samodyscypliny.

Byłaś prymuską?

– Pytasz o to, czy byłam najlepszym uczniem?

Tak!

– Byłam (śmiech). Ale nie byłam nigdy kujonką. Nigdy nie uczyłam się na pamięć, chciałam wszystko rozumieć. Byłam zresztą w matfizie, maturę pisałam z matematyki. A to akurat jest dziedzina nauki, której nie można nauczyć się na pamięć, albo rozumiesz, albo nie. Poza tym zawsze dawałam innym ściągać.

Lubisz ciągle liczyć?

– Często bardzo za tym tęsknię! Gdy się wkurzę albo jestem niespokojna, myślę sobie – „chętnie bym coś policzyła, jakąś całeczkę na przykład”. To mnie zawsze uspokajało. Zresztą logiczne myślenie bardzo się przydaje w aktorstwie.

Rozumiem już teraz, dlaczego powiedziałaś kiedyś, że nie wiesz, czy aktorstwo jest dla Ciebie zawodem na całe życie.

– Nie wiem, co mnie spotka za zakrętem. Bardzo łatwo ulegam fascynacjom. Gdy coś zaczyna mi się podobać, potrafię wszystko zmienić i podążyć w nowym kierunku. Jak to powiedział kiedyś ktoś mądry: „życie jest za krótkie, by je całe spędzić tylko w cudzych scenariuszach”. Kierując się tym mottem idę przez życie z uśmiechem na twarzy i głową pełną pomysłów, myśląc sobie za każdym potknięciem, że przecież nie ma się czym przejmować, że przecież jest jeszcze tyle fajnych rzeczy do zrobienia...

Na przykład?

– Po głowie chodzą mi drugie studia. Może architektura?

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski