Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jurorzy festiwalu w Wenecji zagrali na nosie krytykom

Z Wenecji Artur Zaborski
Film. Niedoceniony dramat zdobywa Złote Lwy. Sukcesy odnieśli też Polacy

Pierwszy raz w historii Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji ze Złotym Lwem z Lido wyjechał film z Wenezueli - "Z oddali" ("Desde alla") w reżyserii Lorenzo Vigasa.

Jerzy Skolimowski, jedyny Polak obecny w konkursie z filmem "11 minut", wyjeżdża z Wenecji bez nagród regulaminowych. Swoje wyróżnienie przyznało mu natomiast jury młodzieżowe z miasta Vittorio Veneto. Wyróżniony został też inny Polak, prezentujący swój film w sekcji Biennale Collage Kuba Czekaj. Jego znakomite "Baby Bump" zostało dostrzeżone przez kapitułę przyznającą Queer Lion dla filmu o tematyce LGBTQ. Polacy powinni mówić o sukcesie. Oba filmy polską premierę mają na rozpoczynającym się właśnie festiwalu w Gdyni.

Poziom tegorocznego festiwalu w Wenecji był przyzwoity. Pojawiło się co najmniej kilka interesujących filmów, chociaż nie objawiło się żadne arcydzieło. W takim wypadku najważniejszy jest nieoczywisty i dobrze uzasadniony wybór jurorów. Kapituła pod przewodnictwem Alfonso Cuaróna, w której obecni byli między innymi Paweł Pawlikowski, Elizabeth Banks i Hou Hsiao-hsien, nie zawiodła. Jurorzy poszli pod prąd oczekiwaniom krytyków i sympatiom publiczności.

Ci pierwsi postawili na chińskie kino artystyczne - "Behemota" ("Beixi Moshuo") Zhao Lianga. Jednak Wenecja takim kinem wydaje się być zmęczona. Choć to film zaangażowany, zwracający uwagę na problemy chińskich hutników, zabrakło w nim maestrii. Forma, utrzymana w konwencji neomodernizmu charakteryzującego się afabularną formą i zredukowaną akcją, nie porwała na tyle, by wyróżnić go na tle innych konkursowych dzieł. Co przekonało krytyków? Prawdopodobnie temat i artystyczne pretensje twórcy.

Wygrał natomiast film, który w klarowny sposób, świadomie posługując się językiem kina, opowiada historię 50-letniego mężczyzny, który płaci za seks młodym chłopakom. Kiedy na swojej drodze spotyka zbuntowane dziecko ulicy, postanawia je wychować. Reżyser z rozmysłem operuje emocjami, gra na oczekiwaniach widza, igra z pożądaniem bohaterów - i tym seksualnym, i tym uczuciowym.

Nigdy w kinie relacja homoerotyczna nie była tak bliska relacji ojcowsko-synowskiej. To bez wątpienia najlepszy film festiwalu, niewygodny, prowokujący, zmuszający do myślenia i walki z własnymi uprzedzeniami.

Zaskoczyła też nagroda Srebrnego Lwa za reżyserię, która przypadła argentyńsko--hiszpańskiemu "Klanowi" ("El Clan") Pabla Trapera. To kino o dużym potencjale komercyjnym, opowiadające opartą na faktach historię rodziny trudniącej się porywaniem ludzi i wyłudzaniem w ten sposób haraczy. Groza miesza się z absurdem, komedia z dramatem. To nie jest kino festiwalowe. Tym bardziej cieszy, że właśnie je wyróżniono.

Tak jak cieszy wielka nagroda jury dla "Anomalisy" Charliego Kaufmana i Duke'a Johnsona. Ten film powstał dzięki widzom. Pieniądze na niego zebrano przez portal Kickstarter. Efekt imponuje. Piękna forma animacji lalkowej dopełnia treść tego filmu, skupioną na samotności człowieka we współczesnym świecie, jego zagubieniu i małych tragediach, jak choćby irytacją wywołaną koniecznością rozmowy z... taksówkarzem. Twórcy bezbłędnie zlustrowali nasze codzienne bolączki.

Zgodnie z oczekiwaniami obdzielono nagrodami aktorów. Z pucharem Volpi z Lido wyjechali Valerio Golino, gwiazda włoskiego "Per amor vostro" Giuseppe M. Gaudino i Francuz Fabrice Luchini, który wcielił się w sędziego w "Gronostajach" ("L'hermine") Christiana Vincenta, nagrodzonego także za scenariusz. Ten drugi film jest ciekawszy. To jakby rewers "12 gniewnych ludzi", opatrzony formułą komedii obyczajowo-sądowej.

Jeśli obraz Sidneya Lumeta był fantazją o poszukiwaniu sprawiedliwości, tak obraz Francuza skupia się na tym, jak wiele czynników wpływa na ławników, jakimi emocjami są targani, jak zmienia się ich podejście do oskarżonych w zależności od gestu, zeznania, a czasem nawet - kataru. Jeśli tak ma wyglądać lekkie kino francuskie, z potencjałem komercyjnym, należy zaprosić je do polskich kin.

Decyzje jurorów zaskoczyły więc pozytywnie. Imponuje świadomość ich wyborów, pozwala odzyskać wiarę w jakość festiwalu Wenecji, o którym od kilku lat mówiło się, że jest imprezą prowincjonalną. Jedna jaskółka wiosny jednak nie czyni. Na 73. edycji przekonamy się, czy przyzwoity poziom festiwalu AD 2015 nie był jedynie przypadkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski