Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Kowalczyk: Pierwszy raz tak bardzo cieszę się ze zdobytego medalu

Rozmawia Przemysław Franczak
Rozmowa. JUSTYNA KOWALCZYK opowiada o emocjach związanych ze startem i chorobie trenera.

– Po dekoracji szczęśliwa, ale zmęczona?

– Tak, wszystko to dopiero ze mnie schodzi. W pokoju byłam może dwadzieścia minut. Wszystkie trzy byłyśmy na tym podium wypompowane.

– Emocje, wrażenia były takie, jakich się Pani spodziewała?

– Już od samego rana była kupka emocji, miałam ich aż za dużo. To płakałam, to próbowałam jakąś złość w sobie wyzwolić, poukładać tę swoją głowę. Ale głowa mnie znokautowała, aż w końcu powiedziałam sobie: niech ta moja głowa robi co chce. Ja mam biegać, wykonać swoją pracę.

– Można odnieść wrażenie, że zupełnie inaczej przyjęła Pani ten medal niż złoto wywalczone cztery lata temu na igrzyskach w Vancouver.

– Bo to inna sytuacja. Tam tak naprawdę wykonałam zadanie, nie miałam innego wyjścia. Tu co prawda też wykonałam zadanie, ale po tym wszystkim, co się zdarzyło, jest we mnie wielka radość. Chyba pierwszy raz tak bardzo cieszę się ze zdobytego medalu.

– Nie ma w tym pytaniu żadnego podtekstu: czuje się Pani rozliczona z biegami?

– Czuję się rozliczona z igrzyskami.

– Bardzo czekała Pani na igrzyska w Soczi. Oczekiwania podążyły za wrażeniami?

– Jest wyjątkowo. Ta moja sympatia do Rosji jeszcze zwiększyła się, a wiadomo od dawna, że jest duża. Ja się tu dobrze czuję. I z tym ich bałaganem, i z ich nostalgią, ich uczuciowością, dobrocią, uśmiechem.Mam tu wielu przyjaciół, fanów, no i przede wszystkim mój trener pochodzi z Rosji. Ten medal jest dla niego, to ukoronowanie jego pracy.

– Mieliście czas porozmawiać spokojnie po biegu?

– Tak. Trener się rozchorował, zdążyłam mu przynieść antybiotyki. Popłakaliśmy sobie razem, bo zeszły wszystkie emocje. I ustaliliśmy, co będzie się dalej działo na tych igrzyskach.

– A co się będzie działo?

– Czekałam na potwierdzenie słów, które mówiłam zaraz po biegu, że nie odpuszczę, że nie ma szans, żebyśmy dziewczyny zostawili same. Trener ma dokładnie to samo zdanie.

– Bardzo źle się czuje?

– Od dwóch, trzech dni coś go brało, teraz postanowił wziąć antybiotyk. On to wszystko bardzo przeżywał. Ja jestem osobą emocjonalną, wybuchową, potrafię rozładować swoje emocje. On od trzech tygodni bardzo się denerwował, ale próbował być ostoją. I nią był. Teraz z niego też zeszły emocje.

– Przez te ostatnie miesiące nie myślała Pani sobie: tyle jest pięknych rzeczy do zrobienia, czy warto się jeszcze męczyć?

– Nie. Przecież tyle czasu poświęciliśmy na to, żeby do igrzysk się przygotować. Miałam tu swój dystans, na którym przez 3 lata przegrałam tylko raz. Takich szans nie można marnować.

– Teraz w Soczi będzie łatwiej?

– Będzie tak samo. Został bieg na 30 km, sztafety, a ja bardzo lubię walkę sztafetową. W biegu na 30 km nie wiadomo, co pokażę. Jak będzie taka pogoda jak na „dziesiątkę” to będziemy bardzo długo biegły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski