Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Już czas na pucheroki

Barbara Ciryt
Barbara Ciryt
Fot. Archiwum gminy Zielonki
Tradycje. Kwietna Niedziela jest jeszcze w Wielkim Poście, a już zwiastuje radość. W podkrakowskich wioskach jest z nią związanych wiele obrzędów. Najbogatszy i najbardziej unikatowy zwyczaj pielęgnuje się w Bibicach, gdzie prywatne domy nawiedzają chłopcy przebierańcy.

Bibice pierwsze zaczynają kultywować wielkanocne zwyczaje. Moc atrakcji jest tu już w Niedzielę Palmową. Od świtu chłopcy odziani w kożuchay na lewą stronę i szpiczastych kolorowych czapkach stukają w progi domów. Wygłaszają dziwaczne oracje i zbierają kolorowe jajka, słodycze i datki.

Kraków ma swoją wyjątkową tradycyjną Rękawkę i Emaus, czyli odpusty związane z zabawami ludowymi, ale one są obchodzone w drugi dzień świąt i tuż po świętach. Wieliczka ma swoją Siudą Babę, która przez cały rok strzeże ogniska w Lednicy, a w Poniedziałek Wielkanocny wychodzi na ulice szukać zastępczyni, jeśli jej się to nie uda, to chociaż sadzą wybrudzi przechodniów. Natomiast gmina Zielonki już przed świętami przyciąga rzesze ciekawych, bo tu w niewielkiej wiosce jest królestwo pucheroków. Ich czas przypada jeszcze przed Wielkanocą - w Niedzielę Palmową, którą pucheroki częściej nazywają Kwietną Niedzielą.

W powiecie krakowskim nie ma bardziej znanego wielkanocnego zwyczaju niż pucheroki, one nie mają sobie równych. Zwyczaj jest od 400 lat kultywowany w gminie Zielonki. To pozostałość po krakowskich żakach, którzy przed wiekami mieli w okolicy Bibic swoją kolonię. U okolicznych gospodyń starali się nazbierać jedzenia na święta. Udawało im się to, bo przebierali się dziwacznie, wymyślali wierszowane opowieści czym przekonywali miejscowe gospodynie, żeby im dawały jedzenie i pieniądze.

Jednak Niedziela Palmowa jest też wyjątkowym świętem w wielu innych miejscach powiatu. Konkursy palm to nowy zwyczaj, wyparł już ten związany z zaczepianiem młodych panien poprzez uderzanie ich palmą niesioną od święcenia i towarzyszący temu okrzyk: „palma bije, nie ja biję”. Dawniej był to zwyczaj znany niemal w każdej wsi. - Mniej znane lub bardziej zapomniane jest robienie krzyżyków z poświęconych w palmie bazi. Te krzyżyki zanosiło się w pole, ustawiało na jego czterech rogach, żeby chroniły przed gradobiciem i zapewniły bogate plony - mówi Elżbieta Augustynek z Zalasu, zielarka i propagatorka dawnych obyczajów.

Przypomina też o wkładaniu poświęconej gałązki bazi pod pierwszą skibę podczas orki w polu. - To był sposób na uświęcenie ziemi - zaznacza pani Ela.

Dziś Niedziela Palmowa upływa mieszkańcom powiatu na targach tradycji, rękodzieła, konkursach palm i konkursach kulinarnych. W Krzeszowicach pojawił się nowy pomysł. Zbiórki żywności i środków czystości na świątecznym jarmarku nazwanym „Krzeszowickim koszykiem wielkanocnym”.

Burmistrz Krzeszowic Wacław Gregorczyk zaprosił do współpracy handlowców. - W czterech sklepach Rejonowej Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu w Krzeszowicach zbiórka wielkanocna zaczęła się już od piątku. Ustawione zostały specjalnie oznakowane kosze na żywność i środki czystości dla rodzin z naszej gminy - informuje.

Do tej zbiórki zostali zaproszeni również członkowie Interwencyjnego Zespołu Pomocy Międzyludzkiej. To organizacja, która na każde święta robi paczki dla rodzin potrzebujących wsparcia.

- Zbiórka podczas targów wielkanocnych jest dopiero testowanym pomysłem, ale niezależnie od tego co nam się uda zebrać, pomoc zawsze się przyda, bo osób ubogich nie brakuje - mówi Teresa Piekara, prezes IZPM w Krzeszowicach.

Tradycja, która spoczęła na barkach dzieci

Rozmowa z Henrykiem Banasiem, założycielem Izby Regionalnej w Bibicach, pucherokiem i propagatorem zwyczaju obchodzonego w Niedzielę Palmową .

- Pucheroki robią na złość gospodyniom w Bibicach?

- Nie, nie robią nikomu na złość, tylko tak straszą w swoich oracjach, stukają laskami. Nikt się ich nie boi.

- Gospodynie na wszelki wypadek dają datki tym przebierańcom?

- Nie dlatego, że obawiają się, że pucheroki spełnią wierszowane zapowiedzi, że potłuką garnki na płocie, bo nikt garnków na płot nie wystawia. Kiedyś tak było. Płoty były z balasek, na nich kobiety wieszały gliniane naczynia. Teraz nie ma się czego obawiać, a gospodynie dają datki, bo chcą kultywować zwyczaj. Jest wyjątkowy, utrzymał się na naszym terenie. Znali go w: Zielonkach, Trojanowicach, Witkowicach, Węgrzcach, Garlicy.

- Rozpowszechnia się, czy zanika?

- To przychodzi falami. Są czasy, że kultywują bardziej, to znów mniej. Teraz centrum kultury robi konkurs, zachęca dzieci w szkołach do udziału, więc jest ich sporo. Za moich czasów chodziło się tylko po domach i to o świcie.

- Zwyczaj jest z XVI wieku, gdy w Bibicach była kolonia żaków krakowskich.

-Tak. Pucheroki pojawiły się już 400 lat temu, gdy siostry norbertanki prowadziły tu szkołę. Naszą wieś podobnie jak krakowski Zwierzyniec i Zabierzów zakonnice dostały do Wielkiego Księcia Słowiańskiego Jaksy z Miechowa. Wiosną zakonnice wypuszczały gromadę chłopaków, żeby nazbierali jedzenia na święta. A puer , to z łaciny chłopiec - stąd nazwa zwyczaju. Ci, którzy mieszkali tu w kolonii żaków wiedzieli, że w Kwietną Niedzielę w domach jest już jadło na święta. Przebierali się, recytowali oracje i zbierali datki. Pozwalali sobie na wiele i zapewniali gospodynie, że jak im dadzą większe datki, to zostaną ich zięciami.

- Co zbierali?

- Kiedyś głównie spyrkę - przerośniętą, uwędzoną słoninę. Ale też jajka, słodkie bułki i grosiwo. Dziś kiełbas nikt nie daje, ale jajka, słodycze i pieniądze - po 2 lub 5 zł - owszem.

- Kto może zostać pucherokiem?

- Prawdziwy pucherok to chłopak w wieku od 8 do 12 lat. Starsi już z tego wyrastają. Ja zostałem pucherokiem jak miałem 7 lat. Wtedy ten zwyczaj był trochę zapomniany.

- Kto Pana namówił?

- Moja mama. Ona uwielbiała obrzędy ludowe. Powiedziała, żebym poszedł do dziadka, który kiedyś też był pucherokiem i mimo swoich 95 lat pamiętał stare oracje. Nauczył mnie i moich kolegów. Spodobało mi się, potem kultywowałem ten zwyczaj i zachęcałem chłopaków do podtrzymywania tradycji.

- Przychodzili tu z różnych stron?

- Przychodzili. Za moich czasów, to żeśmy się czasem tymi laskami pobili, nie ostro - dla żartów, bo to jest tradycja - nie walka.

- Tylko stroje dawniej były inne.

- Kożuchy na lewą stronę ubierało się tak jak dziś i przepasywało słomą. Do tego czapki były ze słomy, którą dziś zastąpiły szpiczaste czapki z kolorowej bibuły. Wszystko dlatego, że tej długiej słomy już nie ma, więc chłopcy musieli sobie jakoś poradzić bez niej. Słoma do czapek nadawała się wtedy, gdy młóciło się cepami. Teraz po kombajnie jest drobno posiekana, nie ma słomy na czapkę dla pucheroka, nie ma na wieniec dożynkowy. Mechanizacja wkroczyła na wieś, udogodniła pracę rolnikom, ale zagubiła ludowe obrzędy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski