Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Już zaczynali cieszyć się z wygranej, gdy dostali dwa nokautujące ciosy

Daniel Weimer
Po tej główce Roberta Cicmana (w wyskoku, pierwszy z lewej), piłka odbiła się od słupka bramki gości. Kto wie, jak potoczyłyby się losy meczu, gdyby słowacki obrońca miał więcej szczęścia
Po tej główce Roberta Cicmana (w wyskoku, pierwszy z lewej), piłka odbiła się od słupka bramki gości. Kto wie, jak potoczyłyby się losy meczu, gdyby słowacki obrońca miał więcej szczęścia fot. (KOW)
Lider z Łęcznej potwierdził w Nowym Sączu duże aspiracje. Zwycięstwo z Sandecją odniósł jednak w nieprawdopodobnych okolicznościach.

Kiedy na kwadrans przed końcem meczu z podyktowanego przez sędziego rzutu karnego (za zagranie ręką Macieja Szmatiuka) Adam Mójta zdobył dla miejscowych prowadzenie, sądeccy kibice rozpoczęli na trybunach świętowanie zwycięstwa. Tymczasem mający w garści trzy punkty piłkarze Sandecji dokonali rzeczy, wydawało się, niemożliwej. W ciągu ostatnich 5 minut roztrwonili cały dorobek. Nie tylko dali sobie strzelić wyrównującego gola, ale niemal równo z końcowym gwizdkiem arbitra pozwolili rywalom raz jeszcze trafić do bramki strzeżonej przez Marcina Cabaja.

To pierwsza porażka Sandecji na własnym boisku, odkąd pracę rozpoczął w niej trener Ryszard Kuźma. Najsprawiedliwszym rezultatem tego stojącego na niezłym poziomie spotkania byłby remis. Pierwsza połowa należała do sprawiających korzystniejsze wrażenie przyjezdnych. Pewnie poczynali sobie oni w obronie, sprawnie zawiązywali szybkie akcje w środku pola. Szwankowała jednak skuteczność.

Najdogodniejszej okazji nie wykorzystał w 27 min znajdujący się w sytuacji sam na sam Bartłomiej Niedziela, po którego strzale piłka odbiła się od słupka. Z celną dobitką pośpieszył co prawda Łukasz Zwoliński, ale znajdował się na pozycji spalonej i gol nie został uznany. Gospodarze prowadzenie powinni byli natomiast objąć w 45 min, gdy Sergiusz Prusak obronną ręką wyszedł z bezpośrednich pojedynków najpierw z Maciejem Bębenkiem, a następnie z Matejem Natherem.

Po zmianie stron odważniej zaatakowali "biało-czarni". I oni nie mieli jednak precyzyjnie nastawionych celowników. W 58 min groźnie z rzutu wolnego strzelał Mójta, a 60 sek. później po główce Roberta Cicmana futbolówka ostemplowała słupek. Później przyjezdni opanowali sytuację i kiedy wydawało się, że wkrótce odczarują bramkę rywali, do siatki trafił z "jedenastki" Mójta.

Nie mający już nic do stracenia "górnicy" rzucili się do szturmu. Pierwsze efekty przyniósł on w 88 min, gdy w zamieszaniu powstałym na przedpolu Cabaja najprzytomniej zachował się Arkadiusz Woźniak, w efektowny sposób sprawiając, że na tablicy wyświetlił się wynik 1:1. Miejscowi nie ochłonęli jeszcze po tym ciosie, by tuż przed końcem wystawić się na ciężki nokaut. Po rzucie rożnym i podaniu Pawła Sasina w posiadanie piłki wszedł wprowadzony przed chwilą na murawę Nikolajs Kozacuks i uderzeniem z 12 m doprowadził sądeckich kibiców do rozpaczy.

Zdaniem trenerów
RYSZARD KUŹMA, Sandecja:
- Przed tygodniem w trzeciej minucie doliczonego czasu gry uratowaliśmy w Legnicy jeden punkt. Dzisiaj sytuacja się odwróciła. W dotychczasowych meczach, w których nie byliśmy faworytem, gdy zdobywaliśmy prowadzenie , graliśmy spokojnie i konsekwentnie do końca. Tym razem zabrakło nam tej cierpliwości, za co zapłaciliśmy. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, jak bardzo boli taka porażka. Musimy jak najszybciej o niej zapomnieć, bo już w środę czeka nas pucharowa potyczka z Zagłębiem Lubin, a następnie jedziemy na trudny ligowy mecz do Gdyni.
JURIJ SZATAŁOW, Górnik Łęczna:
- Dobrze wiedzieliśmy, że czeka nas w Nowym Sączu ciężka przeprawa, bo Sandecja rzadko u siebie przegrywa. Rzeczywiście, gospodarze udowodnili, że grają ciekawą piłkę. W pierwszej połowie i na początku drugiej części zawodów poczynaliśmy sobie zbyt niecierpliwie. Jednak potem pokazaliśmy charakter. Gdy straciliśmy bramkę, zmieniłem taktykę, zagraliśmy na trzech napastników i na trzech obrońców. Ta strategia przyniosła korzyści, dlatego szczęśliwi wracamy do Łęcznej.
(DW)

Sandecja Nowy Sącz 1(0)
Górnik Łęczna 2(0)
Bramki: 1:0 Mójta 76 karny, 1:1 Woźniak 88, 1:2 Kozacuks 90+3.

Sandecja: Cabaj 6 - Makuch 5 I, Cicman 7, Bartków 5 I, Mójta 6 (90 Gomez) - Bębenek 6, Nather 6, Grzeszczyk 6, Szczepański 5 I (66 Fałowski), Frańczak 5 - Górski 5 I(81 Urban).
Górnik: Prusak 6 - Sasin 7, Szmatiuk 6 I, Kalkowski 6, Mraz 6 - Bonin 6 (86 Kozacuks), Nikitović 6, Nowak 7, Zawistowski 6 I (70 Woźniak), Niedziela 6 (66 Bozok) - Zwoliński 6.
Sędziowali: Michał Zając (Sosnowiec) oraz Sławomir Kowalewski (Bielsko-Biała) i Mariusz Grząba (Sosnowiec). Widzów: 2000.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski