Panowie K. to godni siebie rywale. Dawno nie oglądaliśmy na polskich trasach rajdowych tak zaciętego, wyrażanego w ułamkach sekund pojedynku. Ucieczka focusa i pogoń toyoty po asfaltowych drogach Mazowsza miały to do siebie, że przez długi czas żaden z kierowców nie potrafił definitywnie przesądzić losów zwycięstwa na swoją korzyść.
Jak nigdy przydawała się mierząca czasy fotokomórka, jak rzadko kiedy podczas ciężkich bojów wystrzegano się błędów. Efekt: minimalna, by nie rzec symboliczna przewaga jednego nad drugim po pierwszym dniu rajdu.
Koniec spekulacjom na temat: kto kogo przyniósł jak zwykle przypadek. Kuzaj zagapił się tylko na moment. Podczas pokonywania najeżonego szykanami OS-u w Modlinie najechał na jedną z nich, przebił oponę i do mety próby dotarł 18 sekund po rywalu. - Zmieniłem taktykę - powiedział później. - 18 sekund w plecy przy tak wyrównanym pojedynku to strata nie do odrobienia. Rzucanie się w szaleńczy pościg byłoby przejawem braku rozsądku. Postanowiłem więc, że zdobycze dowiozę do mety.
Pojedynek Kuliga z Kuzajem lub, jak kto woli, Kuzaja z Kuligiem okazał się najpiękniejszym akcentem tegorocznej edycji Rajdu Warszawskiego. Najpiękniejszym, ale nie jedynym. Konia z rzędem temu, kto na zwycięzcę N-ki typował Łukasza Sztukę. Nie dość, że chłopak za sterami czteronapędowego lancera evo VI zasiadał po raz pierwszy w życiu, to jeszcze zestaw rywali, z jakimi przyszło mu mierzyć siły, był przezacny. Turski, Dytko, Stec, Czopik, Tercjak, a nawet reaktywowany Kępka w lancerach. Do tego Baniowski i Poletyło w imprezach.
Prowadzącego przez długi czas Turskiego zgubił błąd (uderzenie w przeszkodę na jednym z OS-ów i związana z tym awaria samochodu). Resztę rywali Sztuka, ku swojemu własnemu zdziwieniu, po prostu objechał. W N-ce mamy do czynienia z wyraźną zmianą warty. Z dawnej koalicji na placu boju pozostał tylko Wiesio Stec w swoim niezniszczalnym lancerze evo III. Reszta zawodników to w większości nowe twarze.
Osobny rozdział poświęcić wypada zmaganiom w F-2 (samochody przednionapędowe). Wielcy faworyci tej kategorii polegli w Warszawie bezprzykładnie. Najpierw, już na samym początku rajdu, uczynił to rodzinny tandem braci Bębenków. Silnik w ich A-grupowym renault megane przegrzewał się podejrzanie i chcąc zapobiec najgorszemu (czyt.: detonacji silnika) krakowska załoga podjęła decyzję o wycofaniu się z zawodów. Osamotniony na placu boju Kuchar poległ w tym samym dniu co Bębenkowie, ale uczynił to z pełną pompą, na oczach tysięcy ludzi, którzy przybyli na Bemowo, gdzie rozgrywany był ostatni w tym dniu OS. Pogrom faworytów wykorzystał kierowca drugiego planu. Niespodziewanym, ale w pełni zasłużonym zwycięzcą F-2 została załoga Jurczak/Grabiec w... fiacie seicento kit car (130 mechanicznych koni pod maską!). Tak to raz jeszcze Dawid zmógł Goliata.
Zaciętości w bojach pozazdrościli wielkim także ci mniejsi. Oto bowiem w rajdowym Pucharze Peugeota, którego zwycięzcą został Marcin Opałka, drugi na mecie Maciej Woda pokonał trzeciego Grzegorza Grzyba różnicą... 0,2 sekundy (o zmaganiach w Pucharze Peugeota szerzej za tydzień).
Trudno na koniec oprzeć się pokusie skrytykowania warszawskiej imprezy. Nadal, mimo licznych głosów protestu ze strony samych zawodników, jest ona najszybszą, a co za tym idzie najbardziej niebezpieczną eliminacją RSMP.
Maciej Hołuj foto: autor
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?