Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kadrówka to wydarzenie roku

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Janusz Patyna
Janusz Patyna Aleksander Gąciarz
Pasje. Janusz Patyna kilka dni temu po raz siódmy przebył konno trasę I Kampanii Kadrowej. Jest jednym miechowianianem, który regularnie bierze udział w marszu

- Miłością do koni ludzie często zarażają się w dzieciństwie. Z Panem też tak było?

- Można tak powiedzieć. Pochodzę z Zarogowa i pamiętam czasy, gdy konie były niemal w każdym wiejskim gospodarstwie. Tak było u moich rodziców i dziadków. Były to konie używane do prac pociągowych. Od czasu do czasu, jako dziecko, byłem sadzany na grzbiecie. A jeszcze wcześniej miałem konika na biegunach.

- Do kawalerii stąd daleko.

- Potem miałem przerwę w kontaktach z końmi, choć były obecne w literaturze, którą poznawałem. Mam na myśli powieści Sienkiewicza, Karola Maya, filmy. Podczas studiów polonistycznych na Uniwersytecie Pedagogicznym w czasie wakacji po raz pierwszy zetknąłem się z końmi używanymi do rekreacji. Było to u mojego wujka Jana Manterysa w Zarogowie. Tam się to wszystko zaczęło. Zostałem „przedstawiony” klaczy Karinie, imponującej kasztance. Dostałem siodło pojechałem na padok. Spodobało mi się na tyle, że po wysłuchaniu kilku porad wyjechałem w teren. Do dzisiaj pamiętam, że bałem się, by koń nie uciekł mi, gdy z niego zejdę.

- A kiedy znalazł się Pan w Krakowskim Szwadronie Ułanów?

- Dość przypadkowo, na wycieczce, poznałem zastępcę komendanta Krakowskiego Szwadronu Ułanów. Wymieniliśmy numery telefonów i za jakiś czas ten telefon zadzwonił. Był listopad 2007 roku. Okazało się, że w Szwadronie jest wakat, a szykuje się udział w paradzie z okazji Święta Niepodległości. Jeszcze tego samego dnia pojawiłem się na treningu w Krakowskim Klubie Jeździeckim.

- Wziął Pan udział w paradzie?

- Tak, a ponieważ nigdy wcześniej nie jeździłem z szablą ani lancą, dostałem trąbkę i zostałem trębaczem.

- Umiał Pan na niej grać?

- Nie, nigdy nie byłem zbyt muzykalny. Ale na początku jechał dowódca za nim dwóch trębaczy, a potem pozostali jeźdźcy w trójkach. Zostałem przez kolegów bardzo dobrze przyjęty. Byłem też zaskoczony tym, że ze stajni, którą mieliśmy wtedy na ulicy Kobierzyńskiej, pojechaliśmy pod Wawel konno ulicami miasta. W drodze powrotnej rozpętała się śnieżyca, ale byłem szczęśliwy.

- Udział w obchodach Święta Niepodległości czy rocznicach uchwalenia Konstytucji 3 Maja to 1 dzień. Marsz Szlakiem I Kompanii Kadrowej trwa tydzień.

- Kadrówka to wydarzenie, do którego przygotowujemy się cały rok. Nie zawsze udaje się wziąć udział w całym rajdzie: pracujemy, mamy inne obowiązki, problemy zdrowotne. Ale każdy z nas stara się tak organizować czas, by wziąć udział w rajdzie lub jego części.

- Macie inną trasę niż piechurzy.

- Oni idą drogami asfaltowymi, co dla koni nie jest dobre. Dlatego opracowaliśmy swoją marszrutę. Dziennie pokonujemy po ok. 30 kilometrów. Jedziemy drogami bocznymi, polami. Nawiązaliśmy też kontakty z wieloma gościnnymi ludźmi, u których się zatrzymujemy.

- Czy wjazd ze Szwadronem do Miechowa jest dla Pana wyjątkowym przeżyciem.

- Zdecydowanie tak. Zwłaszcza, że mam zaszczyt wjazdu ze sztandarem. Czuję wtedy zawsze wielką radość. Gdy na Rynku grają Hymn, czy I Brygadę to serce rośnie. A w tym roku było to przeżycie szczególne, ponieważ otrzymaliśmy odznaki za wielokrotny udział w rajdzie. Zasugerowałem, aby stało się to w Miechowie. Dodatkowym argumentem było to, że z tych terenów wywodzi się słynna Kasztanka marszałka Piłsudskiego.

- I udało się.

- Tak, warto było przez tyle lat poświęcać się, kultywować tradycję kawaleryjską, historię. Za to wszystko nie dostajemy przecież żadnych pieniędzy. Przeciwnie, inwestujemy swoje własne. Kupujemy sobie mundury, rzędy. Koń, nawet gdy jest własnością szwadronu, to po stronie jeźdźca jest jego nakarmienie, podkucie, opieka weterynaryjna. I takie odznaczenie to dla nas jest jakaś minimalna satysfakcja materialna i niewątpliwa przyjemność.

- Miechów dobrze przyjmuje kadrowców?

- Wspaniale. Wszędzie jest dobrze, ale Miechowie jest najlepiej. Dlatego zawsze trudno mi stąd wyjechać. W tym roku na popas do Rzędowic dotarliśmy dopiero po godzinie 21.

Rozmawiał :Aleksander Gąciarz

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 17

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski