Okna w remizie ciągle całe
Kadzice to niewielka wioska. Wszystkiego 56 domów rozlokowanych w czterech „koloniach”. To pogranicze nie tylko gminy Proszowice, ale i województwa. Kilkaset metrów od domu sołtysa przebiega granica z Gunowem Kolonią, a to już Świętokrzyskie. Jest tu wyjątkowo spokojnie. W kronikach ostatnich lat próżno szukać informacji o wypadkach, czy pożarach we wsi. Ponoć nawet okna w remizie przez kilka dekad nigdy nie zostały wybite…
Kadzice są jakby w cieniu znacznie większego Ostrowa, gdzie jest szkoła, kościół i znany coraz szerzej lawendowy ogród. I właśnie tuż za ogrodem znajduje się granica obu wsi, a w pierwszym z domów należących do Kadzic mieszka sołtys Heretyk.
W kwietniu 1972 roku nie było tu nawet porządnej remizy, by mieszkańcy mogli wybrać następcę dla ówczesnego sołtysa Bolesława Szymczyka. Zebranie wiejskie odbyło się w plenerze, na drewnianej podłodze. 26-letni wtedy Józef Heretyk pokonał zdecydowanie jedynego konkurenta. Choć miał dopiero 26 lat, już od pięciu był żonaty z Wiesławą, z którą do dzisiaj dochowali się dwóch córek, trójki wnuków i czwórki prawnuków.
Sołtys musiał się nachodzić
To były zupełnie inne czasy. Kadzice podlegały Gromadzkiej Radzie Narodowej w Klimontowie, która mieściła się w budynku Ośrodka Zdrowia, a jej przewodniczącym był Wiesław Buła. W 1975 gromadzkie rady zostały zastąpione urzędami gmin i Kadzice należały do gminy Kościelec z naczelnikiem Bogusławem Zygułą.
- Pracy było bardzo dużo i była trudniejsza niż teraz. Nie było przecież samochodów, ani telefonów. Wszędzie trzeba było dojść na nogach. A tu obowiązkowe dostawy – sołtys, ksiądz po kolędzie – sołtys, poborca podatku – sołtys. Kto by do wsi nie przyjechał, sołtys musiał z nim chodzić po domach. Do tego trzeba było jeszcze prowadzić swoje gospodarstwo. A przecież tytoń jest bardzo pracochłonny. Na szczęście pomagali rodzice, potem dzieci i wnuki – wspomina.
Od kilkudziesięciu lat Kadzice należą do gminy Proszowice. Jeszcze w czasach PRL-u Józef Heretyk miał okazję współpracować z czterema naczelnikami: Kazimierzem Kołodziejem (bardzo dobrze go wspomina), Jerzym Urbaniakiem, Janem Cholewą i Stanisławem Herchelem. Następnie z burmistrzami Klaudiuszem Kaweckim, Janem Makowskim i Grzegorzem Cichym.
Podczas każdej z dwunastu kadencji starał się, aby coś się na wsi poprawiało. Początkowo najwięcej pracy trzeba było poświęcić drogom, bo w latach 70. utwardzone jako tako były tylko dwie: do Gunowa Koloni i Ostrowa. Na początku lat 80. udało się skończyć budowę remizy. W czasach burmistrza Kaweckiego we wsi pojawił się wodociąg i telefony, podczas burmistrzowania Jana Makowskiego udało się częściowo zmeliorować miejscowy potok i rozwiązać problemy z elektrycznością.
- Co ja się ujeździłem do Zakładu Energetycznego. Na całą wieś był jeden transformator. Kiedyś to wystarczało, ale jak ludzie zaczęli montować silniki elektryczne, wprowadzać do gospodarstw mechanizację, to na wieczór światło ledwie się świeciło – opowiada i dodaje: - Ale najlepiej mi się współpracuje z obecnym burmistrzem. W ciągu ostatnich pięciu lat udało się we wsi zrobić najwięcej – przekonuje.
Spokojni, zgodni ludzie
Po ponad pół wieku sołtysowania Józef Heretyk przyznaje, że mieszkańcy jego wsi to z reguły bardzo spokojni ludzie.
- Teraz może jest nieco więcej zazdrości, ale w latach 70., gdy ludzie chętnie brali tanie kredyty na rozbudowę gospodarstw, do budowy nikt nikogo nie najmował. Jeden do drugiego z własnej woli chodził pomagać. Jak ludzie widzieli, że do kogoś materiał na budowę przywieźli, przybiegali żeby rozładować. Z budową było to samo. Czasem naszło się nawet za wielu chętnych. I nikt nikomu nie płacił, a praca była ciężka. Na początku nie było nawet betoniarki. Wszystko ręcznie trzeba było robić.
Tym co zdaniem sołtysa „wyprowadziło ludzi z biedy” był tytoń. W Kadzicach i teraz są jego plantatorzy, ale to już nie to samo co kiedyś, gdy ponad jedna czwarta powierzchni pod uprawę była obsadzona tytoniem. Tylko niedaleki Bobin mógł się pochwalić wyższym „zatytonieniem”. Dzisiaj jednak z gospodarstwa rolnego coraz trudniej się utrzymać.
- Gospodarstwa będą padać, bo rodzina z uprawy ziemi nie wyżyje. Dzisiaj świnie na wsi mają może dwie osoby. Krów nie wiem, czy jest pięć, koni ze dwa. Nawet właściciele kilkunastohektarowych gospodarstw rzucają produkcję i idą do pracy.
Józef Heretyk zarzeka się, że to już jego ostatnia kadencja. Przyznaje, że nie ma już tyle sił co kiedyś, a i głowa pracuje wolniej niż za młodu. Nie zawsze udaje mu się nadążać na nowinkami technicznymi.
- Z komórki oczywiście korzystam, ale z internetu to raczej nie. Gdy chcę ludzi o czymś poinformować, po wsi puszcza się w obieg kartki. Mamy dużo ludzi starszych i tak ustaliliśmy na zebraniach. A z pracy sołtysa już w czerwcu chciałem zrezygnować, ale ludzie mnie namówili, żebym dokończył kadencję. Zgodziłem się, ale to już naprawdę ostatni raz...
Jak pracuje się kobietom w Polsce? Zobacz ranking
- Tak wyglądał Kraków 1000 lat temu! Oto rekonstrukcja
- Tak oszukują nas sklepy spożywcze. TOP 10 nieczystych zagrań!
- Oto najlepsze miejsce do życia w Małopolsce. Przynajmniej w Rankingu Gmin
- Tak wyglądała zima w Proszowicach 15 lat temu! Zobacz zdjęcia
- Rozpoczęła się budowa trasy rowerowej EuroVelo 11 w Proszowicach
- Diabli Dół i Boża Wola. Nazwy małopolskich wsi, o których nie słyszeliście!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?