Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamil Basaj, ekspert ds. bezpieczeństwa: Musimy weryfikować źródła informacji

Grzegorz Wszołek
Pixabay
Pogłębianie polaryzacji wśród Polaków i podważanie zaufania do instytucji państwowej są absolutnym standardem w repertuarze dezinformacji Federacji Rosyjskiej. A to z tego powodu, by osłabić gotowość obywateli do współpracy i zaufania do swoich przedstawicieli. Jednak w sytuacjach kryzysowych nie istnieją inne niż państwowe źródła informacji. Trzeba o tym pamiętać, nawet w spolaryzowanym społeczeństwie - mówi „Dziennikowi Polskiemu” Kamil Basaj, ekspert od spraw bezpieczeństwa, prezes Fundacji INFO Ops Polska.

Czy wraz z rosyjską inwazją na Ukrainę, zauważalny jest wzrost niebezpiecznych treści w sieci? Aktywnie korzysta Pan z Twittera - natknął się Pan na dezinformację lub celową manipulację?

Oczywiście. Np. Na Twitterze możemy dostrzec aktywność o charakterze manipulacyjnym, choć nie są to jeszcze działania na dużą skalę. Dostrzegamy próby podważania relacji polsko-ukraińskich, wpisy obiektów trwale zaangażowanych w rosyjską propagandę - ona w dużej mierze skupia się na przedstawianiu nieprawdziwego obrazu inwazji na Ukrainę. Większość przekazów dezinformacyjnych jest wpisana w kolportowane tezy o tym, że w Kijowie rządzą neonaziści lub terroryści, prowadzący wrogą działalność wymierzoną w interesy Federacji Rosyjskiej. W tym kłamliwym pejzażu Ukrainę opisuje się jako bezwolną, całkowicie zależną od polityki Stanów Zjednoczonych i NATO, podatną na wpływy świata zachodniego. Oprócz tego, na średnią skalę prowadzone są obecnie działania służące destabilizacji stosunkom Polski z Ukrainą, zwłaszcza w obszarze relacji społecznych. I tu pojawiają się stałe wątki, oparte na trudnej historii obu narodów z Wołyniem włącznie. Nie brakuje również wątków gospodarczych w propagandzie, jak histeryczne wpisy o tym, że obywatele Ukrainy będą zabierali miejsca pracy Polakom. Nie mam wątpliwości, że rozmawiamy o aktywności towarzyszącej zbrojnej agresji Rosji na sąsiedni kraj. I musimy być przygotowani na cały repertuar dezinformacji.

W ostatnich tylko tygodniach według mediów społecznościowych - Polska miała zamknąć granicę z Ukrainą dla obywateli Polski, a pozostawić ją otwartą dla wojska i prasy. W Mariupolu zaś nie dochodzi do bombardowań ze strony rosyjskiej - jak przekonuje poseł Janusz Korwin-Mikke, a za nim setki internautów - a co najwyżej prowokacji lub inscenizacji. Tego typu głosy można rozpatrywać jedynie w kategorii swobodnej twórczości autorów?

Podzieliłbym wspomniane przez Pana zdarzenia na elementy obcej ingerencji, czyli kreowania zdarzeń w przestrzeni informacyjnej przez obiekt lub aktora, a tymi, które wpisują się w cele wrogiej propagandy realizowanej przez państwo rosyjskie. Z jednej strony niewątpliwie to akty dezinformacyjne - jak choćby przytoczony przykład tekstów Jana Korwina-Mikkego. Poseł na Sejm RP dezinformuje zarówno, jeśli chodzi o przebieg ofensywy zbrojnej Rosjan oraz maskuje zbrodnie i okrucieństwa sił zbrojnych wysłanych przez Władimira Putina na Ukrainę. Natomiast jednoznaczna odpowiedź na pytanie, na ile są to elementy inspirowane wprost przez obce państwo, jest trudna. Bo równie dobrze Korwin-Mikke może działać szkodliwie, ale samodzielnie. Detali wskazujących na rzeczywiste powody tej aktywności poszukują zapewne służby specjalne.

ABW puka do pokoi hotelowych posłów albo drzwi ich mieszkań i zatrzymuje pod zarzutem działania w interesie obcego państwa?

Odpowiem tak: darzę dużym zaufaniem Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jednak pamiętajmy o tym, że aby doszło do takiej reakcji, służby specjalne muszą dysponować mocnym materiałem dowodowym, bezwzględnie oczywistym. Gdy następuje wybuch wojny, dotykającej bezpośrednio Polskę, naszego systemu bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego, relacji międzynarodowych, a Kreml dąży do zmiany paradygmatu w dziedzinie bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej, to nic innego, jak stan zagrożenia dla państwa. I wszyscy aktorzy, którzy prowadzą działania wpisane w scenariusz Federacji Rosyjskiej, powinni być rozpoznawani w kategorii zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju.

Na przykład Mateusz Piskorski - oskarżony o szpiegostwo na rzecz Rosji i Chin, który robił za tłumacza w spotkaniu Pierwszej Damy Agaty Kornhauser-Dudy z ukraińskimi uchodźcami?

Tak, Mateusz Piskorski został postawiony w stan oskarżenia na rzecz Federacji Rosyjskiej i Chińskiej Republiki Ludowej. Z pewnością zawiodły procedury bezpieczeństwa ośrodka prezydenckiego. Ale sprawę udziału Piskorskiego na spotkaniu z uchodźcami należy bezwzględnie zbadać, bo może okazać się wielowątkową. Jednocześnie, nie należy rozpatrywać zaproszenia dla tego pana w innych kategoriach niż bezpieczeństwa kontrwywiadowczego. Mowa o osobie postawionej w stan oskarżenia w związku z działalnością przed laty. Prawdopodobieństwo, iż relacje Piskorskiego z najważniejszymi przedstawicielami państwa stwarzają zagrożenie osobowe, informacyjne i bezpośrednie, jest oczywiste. Dlatego służby specjalne muszą wyjaśnić dogłębnie ten incydent.

Ostatnio Twitter przez kilka godzin żył relacją z drugiej ręki pacjentki szpitala z Ząbek - miała twierdzić, że pierwsi w kolejności leczeni są uchodźcy z Ukrainy. To nie był wpis anonimowy a Ministerstwo Zdrowia musiało się do niego odnieść, zdementować. Tak będzie z każdym, rezonującym fake newsem?

Administracja państwa nie jest w stanie reagować na każdy tego typu wpis ze względu na dynamikę komunikacji i ogromną ilość informacji. Państwo musi jednak prowadzić komunikację strategiczną, wyprzedzającą działania dezinformacyjne. Trzeba tu znów rozdzielić aktywność w sieci na zewnętrzną, prowadzoną w interesie obcego państwa lub wewnętrzną, czyli działań obywateli z różnych pobudek. Działania dezinformacyjne o dostępności służby zdrowia rozpoczęły się tuż po rosyjskiej inwazji na Ukrainę i warz z falą uchodźców, towarzyszą nam w dalszym ciągu. Pytanie co motywuje dane osoby do szerzenia tego typu kłamstw? Czy tylko stan niewiedzy? Wprowadzenie w błąd osoby, powielającej takie treści? A może celowe działanie operacyjne, obliczone na destabilizację relacji międzypaństwowych i międzyludzkich? Jak widać, jest wiele pytań, które muszą postawić sobie analitycy, nim odpowiedzą konkretnie skąd to się bierze.

Jak odróżnić zwykły pogląd publicysty z zasięgami - choćby nieprawdziwy lub przejaskrawiony - od celowej akcji dezinformacyjnej?

Z perspektywy codziennego użytkownika Internetu to naprawdę skomplikowane zagadnienie. Dlatego, że jeśli rozpatrujemy proces ingerencji obcego państwa w nasz dyskurs publiczny, to jest on realizowany przy pomocy wytypowanych wcześniej modeli. Składają się one z zaplanowanej i przygotowanej informacji, obiektów (portali, mediów społecznościowych, ludzi), za pomocą których atakujący zamierza oddziaływać. To, co ułatwia rozpoznanie, to sekwencja zdarzeń, następująca między przekazem informacyjnym, a aktywnością tychże obiektów. Analityk może postawić tezę o prowadzonej operacji o charakterze zewnętrznym, jeśli zachodzi tu koincydencja. Użytkownicy mediów społecznościowych bez przeprowadzenia takiego badania nie będą w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakim stopniu podlegają manipulacji lub celowej dezinformacji ze strony jakiegoś ośrodka państwowego.

Co ma robić zatem przeciętny użytkownik Internetu, który niezbyt orientuje się w polityce?

W takich sytuacjach zawsze zalecam śledzenie i wsłuchiwanie się w oficjalne komunikaty władz państwowych, bo są one weryfikowalne i wiarygodne. Każdą informację, którą znajdziemy w mediach społecznościowych, musimy poddać weryfikacji przy pomocy innych źródeł. Jeżeli nie jesteśmy w stanie tego zrobić, to zwracajmy uwagę na przekaz sfer rządowych. Tym bardziej, gdy natkniemy się na mrożące krew w żyłach doniesienia o zamknięciu granicy. Nie są to zdarzenia nowe, bo przecież jeszcze w czasie pandemii koronawirusa sprawdzano podatność społeczeństwa na dezinformację, gdy kolportowano fake newsy o planach zamykania województw. To podobny model działania, oparty na innych strukturach informacji.

W Polsce jednak mamy do czynienia z głębokim konfliktem politycznym a zatem trudno mówić o jakimkolwiek zaufaniu do rządu ze strony jego oponentów.

Tak, dlatego pogłębianie polaryzacji wśród Polaków i podważanie zaufania do instytucji państwowej są absolutnym standardem w repertuarze dezinformacji Federacji Rosyjskiej. Wszystko po to, by osłabić gotowość obywateli do współpracy i zaufania do swoich przedstawicieli. Jednak w sytuacjach kryzysowych nie istnieją inne niż państwowe źródła informacji. Trzeba o tym pamiętać, nawet w spolaryzowanym społeczeństwie.

Czy Federacja Rosyjska nasyła trolli i boty w polską przestrzeń internetową?

Zjawisko posługiwania się botami było popularne kilka lat temu. Teraz aktywność za pomocą tego instrumentu opadła ze względu na łatwość w wykrywaniu podejrzanych kont przeciwnika. Natomiast stosowane są profile podszywające się pod obywateli Polski, dzięki którym wprowadza różne wątki do dyskusji, aktywnie wprowadzając określone informacje do przestrzeni medialnej i odwracając uwagę od istotnych spraw.

Czy prowokacje na granicy z Białorusią - gdy reżim Aleksandra Łukaszenki przy wsparciu Moskwy nasyłał masowo imigrantów z Bliskiego Wschodu - były wstępem do wojny na Ukrainie, również tej prowadzonej w mediach?

Destabilizacja granicy polsko białoruskiej i towarzyszące temu wydarzenia są jednym z narzędzi do destabilizacji Europy Środkowo-Wschodniej. Rzeczywiście poprzedziły one zbrojne wejście na teren Ukrainy, ale muszą być postrzegane w szerszym kontekście - jako trwała zmiana środowiska bezpieczeństwa Polski - wpisana w szerszy kontekst aktywności Federacji Rosyjskiej. Kryzys z imigrantami na granicy polsko-białoruskiej trzeba rozpatrywać bardziej w kategorii zmiany stanu bezpieczeństwa, w którym środki aktywne - choćby presja migracyjna - oraz inne będą obliczone na osłabianie naszego państwa. Zagrożenie na naszej granicy z Białorusią nie ustało, a jeśli dodamy do tego ofensywny charakter aktywności przeciwko Polsce ze strony Kremla, to problem sztucznej migracji i potencjalnych prowokacji nie zniknie. Dlatego też, tak ważne jest weryfikowanie źródeł informacji.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kamil Basaj, ekspert ds. bezpieczeństwa: Musimy weryfikować źródła informacji - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski