- Zwycięstwo z Gruzją to nasz bilet do Francji?
- Nie, spokojnie. Mamy jeszcze cztery mecze!
W tym jeden z Gibraltarem…
- Ale wcześniej zmierzymy się z Niemcami, a w październiku rozgrywamy dwa finały - ze Szkocją i z Irlandią. W Warszawie na pewno zrobiliśmy milowy krok w stronę Euro, bo nawet jeśli nie uda się awansować bezpośrednio, to raczej nie zajmiemy gorszego miejsca niż trzecie, barażowe. W tej chwili mamy pięć punktów przewagi nad czwartą Irlandią i musiałby zdarzyć się kataklizm, aby Irlandczycy nas wyprzedzili. Jednak zamiast myśleć o Paryżu czy Marsylii, trzeba się skupić na Niemcach. We wrześniu oni muszą, a my możemy. Dlatego powinniśmy jechać tam bez kompleksów. A może właśnie po meczu z mistrzami świata będziemy mogli powiedzieć, że na pewno lecimy na mistrzostwa do Francji?
- Wierzy Pan, że możemy wygrać naszą grupę eliminacyjną?
- Oczywiście, że tak! To byłoby coś mega! Przede wszystkim chcemy jednak awansować - nieważne jak. Dla mnie to może być nawet awans z trzeciego miejsca. Powalczymy jednak o pełną stawkę, a więc o zwycięstwo w grupie.
WIDEO: Kamil Glik: Z perspektywy boiska nie wiało nudą, najbardziej cieszy, że wróciła moda na kadrę
Źródło: Agencja TVN/x-news
Po meczu z Grecją przyjdzie czas na zasłużone wakacje?
- Zostanę w Trójmieście na kolejne trzy dni, a później wybieram się na tydzień wakacji na Sardynię.
- Dziś wszystko jest fajnie i ładnie, ale pamiętam wywiad, którego udzielił mi Pan w październiku 2013 r. Za reprezentacją były przegrane eliminacje do mistrzostw świata, a Pan nie znalazł się na liście powołanych na towarzyskie mecze ze Słowacją i Irlandią. Powiedział Pan wtedy: "Grałem z urazami, na tabletkach, a i tak zawsze winny byłem ja". Mówił Pan to z wielkim żalem. Dziś sytuacja zmieniła się diametralnie. Mało kto wyobraża sobie kadrę bez Glika. Ma Pan satysfakcję?
- Tak rzeczywiście było. Czasami czułem się źle, czytając kolejne krytyczne teksty. Zawsze wina była po mojej stronie. Myślałem sobie, że nawet jeśli ktoś umarłby na trybunie, to gazety i tak napisałby, że winny jest Glik. A to był okres, kiedy nie tylko ja zawodziłem. Zawodziła cała kadra. A winny był jeden… Z drugiej strony, to mnie motywowało. Znałem swój charakter i wiedziałem, że krytyka mnie nie złamie. A więc tak, czuję dziś satysfakcję, głównie z tego, że pokonałem te przeciwności.
- Dziś jest Pan jednym z filarów kadry. Miła odmiana...
- Kiedy drużyna gra dobrze, brawa powinni dostawać wszyscy. Kiedy słabo - wina powinna rozkładać się równomiernie. Tyle w tym temacie.
- Wszystko wskazuje na to, że jeżeli na Euro do Francji pojedziemy, to Pan nie będzie tam reprezentował Torino, tylko znacznie większy klub…
- Plotkami się nie interesuję. Żyję z dnia na dzień, pracuję na każdym treningu z pełnym zaangażowaniem i czekam na to, co przyniesie życie.
- Pełna dyplomacja… Zróbmy więc wyliczankę klubów, z którymi jest Pan łączony. Proszę powiedzieć, czy to prawda, czy plotka: Manchester United?
- Ani prawda, ani nieprawda. Wiesz, że transfery lubią ciszę?
- Manchester City?
- Jest kilka różnych tematów, ale wszystkie w tej chwili stoją. Nic pewnego nie ma. Dziś wciąż mam ważny kontrakt z Torino i przede wszystkim trzeba rozmawiać z nim. Nie chcę zdradzać, kto się odzywa. Powiem tylko tyle, że będziemy dyskutować, główkować i w ciągu kilku dni może się coś wydarzy.
- To może Bayern Monachium? To byłby supertransfer!
- W każdej plotce jest ziarenko prawdy…
- Wyobraża Pan sobie wyjazd z Włoch? Bo mówi się też o Juventusie, Milanie...
- To żaden problem. Chcę się rozwijać, a jeśli będę miał do tego warunki we Włoszech albo w Chinach, nie robi mi to wielkiej różnicy.
- Ma Pan świadomość, że za chwilę prawdopodobnie zostanie Pan najdroższym piłkarzem w historii polskiego futbolu? Kwota do przeskoczenia nie jest imponująca - 7,4 mln euro, które Liverpool zapłacił przed laty za Jerzego Dudka. A w Pana przypadku mówi się nawet o 15 mnl!
- Chciałem i chcę udowadniać sobie, że jestem wiele wart. Zawsze spadały na mnie gromy i krytyka, a mimo to szedłem obraną przez siebie drogą. Wiadomo, że liczby, które podałeś, wyglądają imponująco, ale szczerze mówiąc, to one zajmują bardziej dziennikarzy niż mnie.
- Gdzie jest Pana limit?
- Nie ma czegoś takiego jak limit. Każdy można przeskoczyć. Wierzę w to, że wszystko, co najlepsze, dopiero przede mną. Mam 27 lat, a dla środkowego obrońcy to świetny wiek. Mój czas dopiero nadchodzi.
- Wie Pan, że znalazłem pewną zależność…
- Jaką?
- Od kiedy wszystko zaczęło Panu wychodzić? I w klubie, i w reprezentacji?
- No, tak od dwóch lat.
- Dwa lata temu na świat przyszła Pana córka, która na imię ma… Wiktoria!
- To prawda! Odkąd córa się urodziła, w moim życiu zmieniło się wiele. W Torino zaliczyłem dwa cudowne sezony, w eliminacjach pokonaliśmy Niemców i liderujemy w grupie. Oby tak dalej. Córuś, dziękuję!
- Może czas na drugie dziecko?
- Będę naciskał na żonę, ale jeszcze potrzebujemy trochę czasu [śmiech].
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?