Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kampania - pierwsze podsumowanie

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Finał kampanii jest zaskakujący - i nie chodzi tu o grę partyjnych sztabów, ale o ogromne rozbieżności sondażowe.

Fot. Anna Kaczmarz

Rafał Matyja: ANALIZA

Wiemy już na pewno, że ktoś się grubo pomylił. Nie wiemy tylko kto. Wiemy też, że ostatnie tygodnie przebiegały nie pod dyktando intrygujących pomysłów, ale nowych sondaży. Tę kampanię zasadniczo zmieniły dwa trendy: po pierwsze malejący dystans między PO a PiS, po drugie - rosnące poparcie dla Ruchu Palikota. Oba nie są w stanie zmienić politycznego skutku wyborów, jakim będzie kontynuacja rządów Donalda Tuska. A jednak obecny wynik to nie finał procesu politycznego, który prowadzi do zmiany władzy, ale swego rodzaju zmagania o poll position - w najtrudniejszej być może kadencji Sejmu.

Zbliżające się notowania partii Tuska i Kaczyńskiego mogą oznaczać przede wszystkim to, że opieranie polityki na straszeniu PiS-em przestaje być skuteczne. Nie pełni już ono roli alibi dla coraz bardziej oczywistych porażek rządu. Co ciekawe jednak, spadkowemu trendowi Platformy nie towarzyszy wzrost poparcia dla głównego rywala. Prawo i Sprawiedliwość nie poszerza kręgu własnego oddziaływania.

Co ważniejsze - żadna z dominujących partii nie rozwija nowych wątków, nie snuje żadnych nowych opowieści. Tak zachwalane przez Eryka Mistewicza "wielkie narracje" zwiędły i zostały zastąpione krótkimi "wrzutkami". Opowieść o Polsce w budowie poniosła klęskę, żadna z partii opozycyjnych nie przedstawiła politycznej wizji opartej choćby o obawy przed kryzysem. Niektóre z formacji - jak partia Napieralskiego, mają nawet kłopot z wyjaśnieniem własnego miejsca na scenie politycznej.

Z sennej atmosfery - w której kampanijne wydarzenia z trudem utrzymywały pierwsze miejsca w medialnych serwisach - wyrwał nas dopiero sondażowy skok Ruchu Palikota. Można go tłumaczyć "programowym" eksploatowaniem haseł antykościelnych, ale także osobistą wyrazistością samego lidera, który radzi sobie także w debatach gospodarczych, dystansując drewnianego Napieralskiego i zupełnie nieprzekonujących ludowców. Palikot wyrósł na "numer trzy" samej kampanii. 9 października dowiemy się, czy możliwe jest wprowadzenie do Sejmu partii bez silnych lokalnych struktur.

Symboliczne rozstrzygnięcie wyborczego wieczoru - stwierdzenie tego, czy zbliżające się nitki społecznego poparcia przecięły się, czy też ponownie rozeszły, nie będzie najważniejsze. Istotne będzie to, czy Platforma będzie mogła rządzić w koalicji z PSL, czy też będzie zmuszona do poszukiwania rozwiązań mniej komfortowych. I tu właśnie dwa wyżej omówione procesy: remis z PiS i wejście Palikota, mogą przynieść trudności, którymi stratedzy PO dotąd się nie martwili.

Zarówno bowiem koalicja z SLD, jak i trójpartyjna - z SLD i PSL, mogą okazać się znacznie bardziej konfliktowe, wskutek zagrożenia, jakie dla lewicy będzie stanowił Ruch Palikota dysponujący nawet skromną reprezentacją parlamentarną. Tusk będzie mógł co prawda szantażować partnerów możliwością wymiany niesfornego koalicjanta, ale nie będzie w stanie uzyskać tej stabilizacji w warunku kryzysu poparcia dla rządu.
A to - jak pokazują inne niż wyborcze sondaże - dość prawdopodobny scenariusz. W czerwcu rząd miał rekordowo niskie notowania, aż 60 proc. respondentów uważało, że jego polityka nie stwarza szansy poprawy sytuacji gospodarczej, a przeciwnego zdania było tylko 28 proc. badanych. Wakacje i wyborcze gesty i zapowiedzi rządzących nieco poprawiły te notowania, ale po wyborach z pewnością nie będzie już tak różowo.

W potoku nijakich haseł kampanii, najmocniejszym bon motem okaże się zapewne słynne "Jak żyć?" rzucone przez plantatora papryki spod Radomia. Moc tego hasła może okazać się silniejsza, gdy okaże się, że polityka przestanie być rozgrywana w martwym polu symbolicznych sporów między PO a PiS. Kiedy przedmiotem gry będzie kwestia rozłożenia kosztów kryzysu, skuteczna obrona polskiej gospodarki przed jego kolejnymi falami.

Społeczne rozczarowanie, z jakim spotkał się Tuskobus, może rozproszyć się ponownie, nie zyskać kanałów artykulacji. Ale może też kumulować w rozmaitych formach sprzeciwu wobec władzy lub rządzącej koalicji. To z kolei będzie powodowało rosnącą nerwowość polityków z mniejszych ugrupowań.

Nowe pytania - stawiane przede wszystkim w kontekście kłopotów gospodarczych - będą trudniejsze niż te, wokół których toczyła się mordercza wojna między PO a PiS. Specjaliści od obrażania przeciwnika będą musieli ustąpić miejsca tym, którzy będą mieli argumenty trafiające do tych, którzy formułowali bardzo konkretne żale pod adresem Platformy i Tuska. Walka z PiS dała politykom tej formacji kilka lat spędzonych w stanie społecznej nieważkości. Kilka lat, w których najbardziej cenionymi specjalistami obu formacji byli spin-doktorzy, a najbardziej drastyczne uchybienia władzy można było przykryć kolejnym absurdalnym słownym atakiem.

Wszystko wskazuje, że większość Polaków w tych wyborach zagłosuje jeszcze na dwie główne partie, współtworzące polityczny klimat ostatnich lat. I nawet jeżeli w wyborczy wieczór tematem numer jeden będzie rezultat rywalizacji między PO a PiS, to znacznie ważniejsze dla biegu spraw w nowej kadencji Sejmu mogą być losy politycznych beniaminków - przede wszystkim Ruchu Palikota i PJN. Nawet niewielki sukces tych formacji może być czynnikiem zmian, może warunkować zachowania głównych partii i uruchomić inną dynamikę polityczną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski