Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kampania poza kontrolą [WIDEO]

Grzegorz Skowron
Andrzej Wiktor
Kontrowersje. Partie i ich kandydaci powszechnie omijają limity wydatków na promowanie się przed wyborami parlamentarnymi. Teraz będzie im jeszcze łatwiej, bo przed wrześniowym referendum mogą łowić wyborców bez jakichkolwiek ograniczeń. I nikt ich z tego nie rozliczy.

Czy propozycja Beaty Szydło z Prawa i Sprawiedliwości, by do referendum dopisać trzy nowe pytania, to element kampanii referendalnej czy raczej tej przed wyborami do Sejmu i Senatu? A kiedy premier Ewa Kopacz z Platformy Obywatelskiej przekonuje, że pomysł jej potencjalnej następczyni to kampania wyborcza, agituje za swoją partią czy też za pójściem do urn 6 września, czyli na referendum?

Odpowiedzi na to pytanie nie zna nawet Państwowa Komisja Wyborcza. Ale problem zauważa i twierdzi, że szczególnie będzie on odczuwalny 5 i 6 września, czyli w ciszy przed referendum. Bo równocześnie w pełnym toku będzie kampania parlamentarna.

- Zwracamy na to uwagę, by potem ktoś nie był zaskoczony, że jest oskarżany o naruszanie ciszy referendalnej - tłumaczy Maria Kołtunowska z PKW. Zaznacza jednak, że każdy taki przypadek będzie oceniał sąd, a nie komisja.

WIDEO: Fundacja Batorego: Polacy nic nie wiedzą o wrześniowym referendum

Źródło: AIP

Ale nakładanie się kampanii politycznych przede wszystkim ma wymiar finansowy. Z wydatków na promocję kandydatów i partii przed wyborami do parlamentu trzeba się rozliczyć. PKW sprawdza nie tylko faktury za plakaty, spoty reklamowe czy podróże po Polsce, ale też wykazy, kto wpłacił na nie pieniądze. A kampania referendalna nie podlega tym obostrzeniom. Jak przyznaje Maria Kołtunowska, może prowadzić ją każdy i każdy finansuje ją we własnym zakresie. Nie trzeba składać sprawozdań.

Nie będzie więc żadnych przeszkód, by przed 6 września kandydat na posła czy senatora wywiesił plakaty ze swoim wizerunkiem oraz odniesieniem do finansowania partii lub jednomandatowych okręgów (m.in. tego dotyczą pytania w referendum), i zapłacił za to poza limitem wydatków przedwyborczych. Takie billboardy mogą wisieć do 25 października, czyli do dnia głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu.

Na razie płatnej kampanii przed referendum nie widać. Wyjątkiem jest krakowski poseł Łukasz Gibała, który finansuje sondaże referendalne i spoty uderzające w partie polityczne. A przy okazji promuje swoją osobę. Gibała twierdzi jednak, że jeszcze nie podjął decyzji o starcie w wyborach do Senatu - jako kandydat niezależny - i zapowiada, że kiedy się zdecyduje, to zapyta prawników, jak uniknąć problemów z nakładaniem się kampanii.

- W sytuacji, gdy w tym roku były już kosztowne wybory prezydenckie, możliwość prowadzenia kampanii przed referendum może być zbawienna - nie kryje działacz małopolskiej PO. Dzięki równoczesnej agitacji na rzecz pytań referendalnych i kandydatów do Sejmu i Senatu oni sami będą mogli z własnej kieszeni wydać tyle, ile zechcą. Podobną opinię wyraża polityk PiS. - Przecież może zabraknąć pieniędzy na kolejne podróże naszej kandydatki na premiera po Polsce. Wtedy też te sprzed 6 września można zaliczyć do kampanii referendalnej - mówi.

Oczywiście obaj politycy zaznaczają, że to tylko hipotetyczne sytuacje i nigdy nie będą miały miejsca.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski