Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapitan Cracovii: Vuković mówił brzydkie rzeczy, prowokował

Redakcja
"Atomowe" uderzenie to wizytówka Dariusza Pawlusińskiego (z lewej). W sobotę przyglądał mu się kielczanin Cezary Wilk. Fot. Wacław Klag
"Atomowe" uderzenie to wizytówka Dariusza Pawlusińskiego (z lewej). W sobotę przyglądał mu się kielczanin Cezary Wilk. Fot. Wacław Klag
DARIUSZ PAWLUSIŃSKI. Napędzał akcje ofensywne "Pasów" na prawym skrzydle, a gdyby nie jego strzał w 45 minucie - nie byłoby drugiej bramki dla Cracovii.

"Atomowe" uderzenie to wizytówka Dariusza Pawlusińskiego (z lewej). W sobotę przyglądał mu się kielczanin Cezary Wilk. Fot. Wacław Klag

Już po meczu Pawlusiński stał się ofiarą nagłego ataku pomocnika Korony Kielce, Aleksandara Vukovicia. Serb zaczął... dusić zawodnika "Pasów"! Ten nie dał się sprowokować, a jedną z pierwszych osób rozdzielających dwójkę był znany niegdyś rozrabiaka, Nikola Mijailović. - Przegrał 0-3, to puściły mu nerwy - skomentował chłodno Pawlusiński.

Dlaczego doszło do awantury z Vukoviciem?

- Trudno mi powiedzieć, o co mu chodziło - mówił chwilę potem Pawlusiński. - Już podczas meczu mówił do mnie brzydkie rzeczy, ciągle prowokował, a potem, jak widzieliście, złapał mnie pod szatnią za szyję. No cóż, przegrać też trzeba umieć. Ja takiego zachowania nie toleruję. Ale nie będę się przejmował Vukoviciem, to jego sprawa. My udowodniliśmy swoją wyższość na boisku, wygrywając 3-0.

- Trwają dyskusje, kto jest naprawdę autorem drugiej bramki. Pan czy Radosław Matusiak?

- Nie wiem i uważam, że jest to w ogóle nieistotne. Najważniejsze, że zdobyliśmy trzy punkty, które były nam tak bardzo potrzebne. Sytuacja po pierwszych dwóch meczach była przecież dla nas nieciekawa.

- A długo ćwiczyliście z Matusiakiem taką zagrywkę na treningach?

- (śmiech) Nie, oczywiście celowałem do bramki. Warunki i murawa były trudne, wiedziałem, że każdy strzał będzie bramkarzowi sprawiał trudności. Jestem osobą, który podejmuje takie decyzje i nieważne jak, ważne, że piłka wpadła.

- Myśli Pan, że piłka rzeczywiście leciała w "światło" bramki?

- Myślę, że na pewno (śmiech).

- Bo bramkarz Korony Kielce twierdzi, że leciała mu prosto w ręce.

- Też bym tak powiedział, gdybym wpuścił bramkę. A poważnie mówiąc, liczy się tylko to, że padł gol. Nie wiem, komu bramka będzie zapisana - na pewno nam jako drużynie będą zapisane trzy punkty. Przypomnę, że przed meczem mieliśmy trudną sytuację; Łukasz Derbich, Aleks Suworow, czy Mariusz Sacha są dla nas bardzo ważnymi zawodnikami i ich brak oznaczał osłabienie. Ale widać, że mamy piłkarzy, którzy potrafią ich dobrze, skutecznie zastąpić.

- Chyba po raz pierwszy wystąpił Pan jako kapitan zespołu?

- Tak, i byłem zaskoczony tą decyzją, mimo że oprócz Tomka Moskały i nie grających od początku Arka Barana i Marcina Cabaja mam najdłuższy staż w Cracovii. Ja byłem tak jakby trzecią matką zespołu, numerem jeden na pewno są Arek i Marcin - i to oni w przyszłości będą nosili opaskę. Jednak oczywiście cieszę się, że trener Lenczyk powierzył mi tę funkcję, szczególnie, iż bycie kapitanem w Cracovii jest związane z dużą odpowiedzialnością.

- Nie sądzi Pan, że Korona przyjechała do Krakowa zbyt pewna siebie?

- Byli uskrzydleni swoimi pierwszymi dwoma zwycięstwami, ale Korona nie przyjechała do drużyny, która się wzięła z łapanki, ale do zespołu, który umie grać w piłkę. Wynik 3-0 i tak jest najniższym wymiarem kary dla Korony, gdyż patrząc na nasze sytuacje, to tych bramek mogliśmy strzelić więcej. Ale cieszmy się z tego, co mamy!

Rozmawiał Adam Sosnowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski