Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapryśne lalki

Redakcja
Jeżeli udoskonalasz coś dostatecznie długo, na pewno to zepsujesz - głosi hasło w pracowni Krzysztofa Rzepeckiego, mechanizatora lalek w teatrze Groteska. Pracuje tam zaledwie pięć lat, a - jak mówią jego współpracownicy - nie ma przed nim żadnych lalkarskich tajemnic. - To hasło jest zawsze aktualne, bo w teatrze sprawdzają się pomysły najprostsze. Ilekroć z koleżanką, Katarzyną Brodowską, zaczynamy za dużo kombinować, to nic dobrego z tego nie wychodzi. Wszystko zaczyna się od projektu scenograficznego. Rozczytujemy go, robimy wnętrze lalki, a potem wędruje ona do pracowni plastycznej i krawieckiej, gdzie nadaje się jej zewnętrzną formę. Robimy dziesiątki różnych lalek, ale najciekawsze są marionetki, bo najbardziej uczłowieczone. Przystępując do mechanizacji marionetki trzeba dość dobrze znać anatomię człowieka, gdyż lalka ta ma wszystkie stawy ruchome, jak żywa istota. Jako jedna z niewielu animowana jest od góry, za pomocą nici przymocowanych z jednej strony do krzyżaka - uważanego przez aktorów za duszę marionetki - z drugiej zaś do każdej części anatomicznej lalki. Marionetka to lalka kapryśna, ma swoje niewzruszone zasady: wymaga staranności i precyzji podczas procesu tworzenia. W zamian odpłaca swoimi wielkimi możliwościami ruchowymi, bo może zrobić na scenie niemal wszystko: chwycić w ręce przedmiot, podrapać się za uchem, grać na fortepianie, ruszać ramionami, biodrami, plecami, nogami i każdym palcem. Dobrze zmechanizowana i animowana przez aktora marionetka do złudzenia przypomina ruchy człowieka.

Za kulisami teatru: Krzysztof Rzepecki

Wielką frajdę sprawiła panu Krzysztofowi realizacja projektu 8-letniego chłopca, który przysłał na konkurs rysunek renifera z zaprzęgu św. Mikołaja. - Musieliśmy odtworzyć wszystko, zgodnie zpomysłem dziecka, choć rysunek był mało precyzyjny. Renifer wyszedł jak żywy: poruszał nogami igłową. Dodziś jest wnaszym teatrze.
W pracowni pana Krzysztofa lalki leżą i wiszą niemal w każdym kącie. Są martwe. Robią wrażenie opuszczonych i zapomnianych. Kiedy mój rozmówca którąkolwiek z nich bierze w ręce - przywraca im życie, radość i wigor. Wszystko zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A to sprawiają przecież jego sprawne palce. - Najważniejszy jest aktor____animator. Bez niego nasza praca nie miałaby sensu. To on daje życie martwej pałubie.
Marionetki najczęściej wykonuje się zdrewna lipowego, bo jest łatwe wobróbce. Niedawno przygotowywaliśmy lalkę Pinokia, którego animowała aktorka grająca również wżywym planie bohatera opowieści Collodiego. Reżyser chciał, by jej nos, zgodnie zhistorią, wydłużał się. No więc zastosowaliśmy pewien trick. Dzieciaki były zaskoczone. Przychodziły donas pytając, jak to zrobiliśmy. Amy wykorzystaliśmy stalową linkę dopodnoszenia bagażnika wpolonezie: ukryta była podpółmaską aktorki, która jednym, niewidocznym ruchem uruchamiała linkę itym samym nos zaczynał się powiększać. I__takie pomysły realizujemy. Ostatnio, podczas Festiwalu Dedykacje Beckett, zrobiona przeznas nadmarioneta wysokości człowieka fruwała nadTeatrem Słowackiego podczas ulicznego happeningu. Bardzo sprawnie animował ją nasz aktor -Krzysztof Falkowski. Wielkim wyzwaniem, bo wymagającym wymyślenia wielu tricków, była realizacja drewnianych lalek do"Balladyny". Reżyser zażyczył sobie, by Kostryn ucinał mieczem głowę Gralonowi. No to wymyśliliśmy mechanizm. Zkolei jedna zlalek brała doręki nóż igodziła nim wswoją ofiarę. Tego typu realizacje zawsze wymagają ścisłej współpracy zreżyserm, scenografem iaktorami.
W pracowni u pana Krzysztofa wykonuje się nie tylko piękne lalki, ale też nadaje się magiczne cechy rekwizytom: skrzyni, która zamyka się i otwiera bez ingerencji człowieka, stolikowi z wyrastającym nagle stosem książek. Tutaj wymyśla się przeróżne teatralne cudeńka, które podczas spektakli zapierają dech w piersiach najmłodszym widzom. - To nie jest tylko nasza zasługa, lecz wszystkich pracowni iprzede wszystkim aktorów. Oni potrafią tchnąć ducha wlalkę iobdarzyć ją ludzkimi cechami. Właściwie nie ma dla nas rzeczy niemożliwych dozrobienia. Nie uznajemy słów: nie da się. Przyokazji jesteśmy też "szpejarzami", zbieramy różne dziwne przedmioty, bo nigdy nie wiadomo, co doczego może się przydać. Areakcje naszych widzów, których nie sposób oszukać, świadczą otym, czy dobrze wykonaliśmy swoją pracę.
Jolanta Ciosek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski