Sprawa ta zbulwersowała wiele osób. I choć właściciel psa przyznał, że nie zdążył zablokować smyczy wchodząc na jezdnię (za co został ukarany mandatem), to karygodne okazało się zachowanie kierowcy, pod którego auto wpadł pies. Nie dość, że nie zatrzymał się po potrąceniu zwierzęcia, to jeszcze ciągnął go pod samochodem, a kiedy ciężko ranny pies wypadł spod podwozia auta, odjechał nie udzieliwszy mu pomocy.
Weterynarz, do którego trafiło zwierzę przyznał, że tak zmasakrowanego psa jeszcze nie widział.
Pomimo jego wysiłków kilka godzin później pies zdechł.
Właściciel psa zgłosił sprawę na policję. Ta ustaliła tożsamość kierowcy, głównie dzięki przeprowadzanym czynnościom operacyjnym. - Zeznania świadków oraz zapisy monitoringu miejskiego, choć pomogły funkcjonariuszom, nie dały bezpośrednich wskazań na sprawcę zdarzenia - mówi asp. sztab. Szymon Sala, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Myślenicach.
Okazał się nim 34-latek z powiatu wadowickiego, zamieszkały tymczasowo (w tamtym czasie) w Myślenicach. Z relacji policji wynika, że kierując vw golfem na myślenickich numerach rejestracyjnych, po potrąceniu psa (w wyniku czego zwierzę zahaczyło się o auto w okolicy prawego tylnego koła) świadomie ciągnął go za samochodem, prowadząc pojazd ulicami miasta (Niepodległości, Słowackiego, Piłsudskiego), gdzie pies wypadł spod koła pojazdu.
- Przesłuchany mężczyzna twierdził, że nie był świadom, nie czuł tego, co się stało i jechał dalej. Wykluczono natomiast taki opis wypadków - m.in. przesłuchując świadków - aby oskarżony „kręcił bączki” lub jechał pod prąd, jednocześnie mając psa pod kołami - mówi rzecznik. Niewątpliwie, z ustaleń policji wynika, że kierowca nie zatrzymał się po potrąceniu psa i dopuścił do cierpienia zwierzęcia, stąd właśnie taki zarzut karny, który uznał sąd.
Również kobieta, która znalazła leżącego na środku ulicy rannego psa, nie daje wiary temu, iż kierowca mógł nie wiedzieć, że ciągnie pod autem psa.
Akta postępowania wraz z aktem oskarżenia trafiły do sądu pod koniec września ub. roku. Zarzut dotyczył znęcania się nad zwierzęciem.
Sprawa właśnie się zakończyła. Pod koniec grudnia mężczyzna usłyszał wyrok, który przed kilkoma dniami uprawomocnił się. Jak dowiedzieliśmy się w Sądzie Rejonowym w Myślenicach, oskarżony poddał się dobrowolnie karze (w trybie art. 387 kpk), którą jest: ograniczenie wolności (prace społeczne) w wymiarze 4 miesięcy, nawiązka pieniężna (500 zł ) na rzecz krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz obowiązek naprawienia szkody wobec poszkodowanego.
Pan Krzysztof, właściciel psa nie zamierza dyskutować z wyrokiem. Mówi tylko, że w jego odczuciu kara jest łagodna. - Jakby nie było, to bestialskie potraktowanie zwierzęcia, pies wył i piszczał. Należało się zatrzymać i udzielić mu pomocy i nic nie tłumaczy kierowcy, że tego nie zrobił.
Nie wierzy też w szczerość skruchy kierowcy. - Wyrok zapadł, ale nie mogę powiedzieć, abym czuł z tego powodu satysfakcję. Straciłem przyjaciela, jakiego już nigdy nie będę miał i nic na to nie poradzę - kończy pan Krzysztof.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?