Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karnawałowe bale i smutki

Andrzej Kozioł
Bal salonowy – drzeworyt według rysunku Juliusza Kossaka
Bal salonowy – drzeworyt według rysunku Juliusza Kossaka fot. Archiwum
Jak się bawiono w Krakowie * Pod Barany mają wstęp gorzej urodzeni, ale dobrze tańczący * Prezydent Dietl nie podaje kotletów na balu magistrackim

Kiedy kolędami przebrzmiało Boże Narodzenie, nadchodził okres karnawałowych zabaw. W XIX stuleciu w Krakowie nie celebrowano tak jak dzisiaj sylwestra, uznawano go nawet po trosze za zapożyczenie, kulturowy przeszczep, ale karnawał toczył się w rytmie tanecznej muzyki. Oczywiście od czasu do czasu muzyka cichła, zabawę, jak to w Polsce często bywało, przykrywał kir narodowej żałoby. Powodów do niej nie brakowało: powstania, rzeź galicyjska, inkorporacja Krakowa przez Austrię, wielki pożar miasta w 1850 roku.

Od r. 1860 zabawy cichną - pisała Maria Estreicherówna. - Jakby w przeczuciu nieszczęść nadciągających pękło serce dzwonu Zygmunta w sam dzień sylwestrowy 1859 r. i odezwało się dopiero w Trzech Króli, gdy je przelano w warsztatach Zieleniewskiego. Żałoba w kilku otwartych dotychczas domach przyczyniła się do zmniejszenia ilości zabaw, a gotujące się zmiany w ustroju Austrii i wzrastający ruch patriotyczny w Królestwie otwierały nowe pole zainteresowań. W następnych latach nie odbywały się, oprócz przedmiejskich, bale publiczne, nawet tradycyjne, na ubogich, bo agitacja przeciwko zabawom była bardzo silna.

Tak dalece stroniono od zabawy, że kiedy restaurator Ziembiński zorganizował przyjęcie, przybyło na nie trzydzieści osób, a dochód z bufetu wyniósł... osiemdziesiąt centów.
Żal za utraconą krakowską niepodległością, iluzoryczną wprawdzie i ograniczoną, ale jednak niepodległością, trwał długo, a okres od 1815 roku do inkorporacji wspominano z rozrzewnieniem. Sobiesław Mierosławski tak pisał:

Może w całej Europie nie było szczęśliwszego zakątka od ówczesnego (...) Krakowa. Podatki małe, długów żadnych, budżet regularnie zamykający się superatą, zapewniona protekcja obywatelom krakowskim osiedlonym poza obrębem Rzeczypospolitej, stawiająca ich na równi z poddanymi trzech mocarstw opiekuńczych, wszystko to razem wzięte stanowiło elementa pomyślności, którą jeszcze wolność handlowa i centralne, nader korzystne położenie jeograficzne zwiększały. Taniość wiktuałów, towarów i mieszkań była bez przykładna.

I tęsknie wspomina Mierosławski wołowinę po 5 groszy za funt, jakieś nieokreślone bliżej, ale wyborowe mięso za 6 groszy, porcję kotletów - podobno niebywałych! - w hotelu "Drez-deńskim" za 1 złoty groszy 6. Do tego sprowadzane bez cła węgierskie wina, tak taniutkie, że chytry książę Metternich kupował je na każdy wydawany przez siebie dyplomatyczny obiad. I jeszcze wina francuskie, tańsze niż w Paryżu, gdzie do każdej butelki doliczano wysoki podatek.

Dzięki powszechnej tej taniości mogli senatorowie, sędziowe apelacyjni i profesorowie Uniwersytetu, wszyscy ci, którzy pobierali 6000 złp rocznej pensji, żyć dostatnio i od czastu do czasu wieczorki wyprawiać - dodaje z żalem Sobiesław Mierosławski.

Minęły złote czasy Rzeczypospolitej Krakowskiej, został Kraków, w którym jakoś trzeba żyć, a więc także - pomiędzy kolejnymi narodowymi żałobami - bawić się. Bawiono się więc, i to wszędzie, także w domach profesorów, chociaż profesorskie pensje, mierzone ceną wołowiny i wina, spadły na łeb, na szyję...
Na samym szczycie karnawałowej, balowej hierarchii plasowały się oczywiście "Barany", czyli przyrynkowy pałac Pod Baranami hrabiów Potockich, ale i tam bywało różnie. Aresztowanie przez Austriaków hrabiego Adama oznaczało kres zabaw, które po jego powrocie nie odzyskały już dawnego blasku. Jednak, jak stwierdzała Estreicherówna:

Mimo to pani Adamowa (Katarzyna z Branickich) pozostawała nadal wyrocznią w tych sprawach: kto się zaliczał do wielkiego świata lub chciał do niego należeć, szedł tam, gdzie szła ona i przebywał na sali tak długo jak ona.

I tak było długo, nawet bardzo długo. Panie Potockie zawsze stała na straży wytworności i przyzwoitości. Magdalena Samozwaniec, z domu Kossakówna, tak pisała o czasach tuż przed I wojną światową:

Na "dobre maniery" trzeba było bardzo uważać w pałacu "Pod Baranami", ponieważ na pozór słodka i łagodna pani Potocka miała oczka na wszystko i byle jakiś drobny "nietakt towarzyski" mógł ją zrazić na zawsze do danej osoby, tak jak to się stało z pewną młodą mężatką, która siedząc naprzeciwko niej ośmieliła się założyć nogę na nogę tak wysoko, że można było ujrzeć kawałek białej pończoszki nad atłasowym pantofelkiem. Wszyscy wówczas wiedzieli, jak pani Andrzejowa powstała z fotela, drobnym kroczkiem przeszła cały salon i bez słowa zaciągnęła fałdy sukni owej damy na tę nieprzyzwoitą część jej ciała. Dama, spłoniona po białka, powstała i z chusteczką przy oczach wybiegła z salonu.
Oczywiście delikwentka nie mogła już pojawić się na balu "Pod Baranami"...
Teoretycznie na krakowskie balowe szczyty, do Potockich, ale także do Sanguszków, Badenich, Dzieduszyckich, księżnej Sułkowskiej, mieli wstęp ludzie o odpowiedniej pozycji społecznej. Był jednak wyjątek - danserzy. Arystokratyczne sfery Krakowa cierpiały na deficyt młodych mężczyzn; niektórzy twierdzili, iż na 20 panien przypadało dwóch kawalerów. Dlatego na salony zapraszano dwa rodzaje ludzi spoza środowiska: wybitnych znawców savoir vivre'u i równie wybitnych tancerzy. O tych drugich tak pisała Estreicherówna:

...mieli wspólne cechy: regularnie uczesane włosy, biały krawat, nieposzlakowanej bieli kołnierzyk i mankiety, lakierek mniejszy niż noga, twarz martwą i niemą. Taki młodzieniec nie potrzebował nic umieć prócz mazura, kadryla i polki. Na balu nic nie jadł i nie pił prócz orszady, by mu nie było ciężko tańczyć. Ale po kilku latach stawał się inwalidą balowym, zaczynał dawać rady nowicjuszom i tak przechodził do pierwszej kategorii.

Tak bywało w arystokratycznych salonach, ale przecież dziewiętnastowieczny Kraków bawił się nie tylko w nich. Pamiętnikarze wspominają liczne bale - w prywatnych domach, w wynajętych hotelowych salach, w resursie, w słynnej oberży Knotza, w której kiedyś koncertował List, ale z czasem podupadła. Bawili się na nich - i to znakomicie - Polacy i obcy, inteligencja, kupcy i rzemieślnicy. Czasami bawiono się też nie na balach, ale balowymi żartami. Pośmiewiskiem Krakowa stał się niejaki Brześciański, pseudoarystokrata, snob nad snoby, który o swojej żonie zawsze mówił "pani hrabina".
W karnawale 1852 roku w jednej z krakowskich oberż wywieszono ogłoszenie:

Bal wyprawiony będzie dziś o dziewiątej punktualnie pod szlachtuzem na Psiej Górce. Zaprasza się wszystkich, którzy mają nogi, bo bez nóg nie przyjmuje się. Nie wolno przychodzić w czamarach lub strojach narodowych, ale we frakach. Biletów można dostać u JWPana Hrabiego Aleksandra de Brześciańskiego de Górka Narodowa, który jest entreprenerem i gospodarzem balu. Szczodrobliwości nie kładzie się szranków.

Niewtajemniczonym należy się wyjaśnienie - Psia Górka to miejsce u zbiegu ulic Wielopole i Starowiślnej, na którym stoi dawny Pałac Prasy, niegdyś siedziba "Kurierka", czyli "Ilustrowanego Kuriera Codziennego", później "Dziennika Polskiego". Miejsce było szczególne, tutaj niegdyś znajdował się kalwiński cmentarz, a ponieważ kalwinistów zwano "psami", dziwna nazwa przetrwała do XIX stulecia.

Brześciański, który na własne oczy widział obwieszczenie, był zdruzgotany. "Fe, fe… mnie… ja, pan z panów, fe… mnie, magnata tak wyśmiewać!".

Z Brześciańskiego Kraków się wyśmiewał, do Józefa Dietla miał pretensje. Prezydent w 1868 roku wydał w ratuszu wielki bal, który z zachwytem wspominała Maria z Mohrów Kietlińska: tańczono do rana, arystokrację, szlachtę, miejskich dostojników, przemysłowców i kupców do poloneza poprowadził Dietl w parze z Adamową Potocką. Był zimny bufet, wyborne wina, ale zabrakło... kotletów, a tego Kraków nie mógł wybaczyć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski