Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol Basz. Podpatrywał Kubicę i gokartem zajechał dalej od niego

Tomasz Bochenek
Karol Basz ma w kolekcji wiele pucharów. Ten jest jednak najcenniejszy
Karol Basz ma w kolekcji wiele pucharów. Ten jest jednak najcenniejszy Alexandros Vernardis/The Racebox
Marzenia krakowskiego kierowcy o Formule 1 pozostały niespełnione, ale w sporcie uprawianym od dziecka osiągnął perfekcję. Jest pierwszym polskim mistrzem świata w kartingu. I za każdym razem podkreśla - to nie ma nic wspólnego z jazdą na parkingu obok hipermarketu

Kiedy miał osiem lat, zapisałam go na __taekwondo, dziecku trzeba zorganizować jakiś sport - opowiada Lucyna Basz. - Chodziliśmy na zajęcia trzy razy w tygodniu, ale Karol często stał z boku, nie za bardzo wiedział, o co w tym biciu chodzi.

- Podstawowe szkolenie dokończył - włącza się mąż, Rafał. Pamięta dokładnie dzień, kiedy syn sam dla siebie znalazł pasję. - Jechaliśmy od teściowej, akurat drogą, przy której był tor kartingowy. Karol poprosił: „zobaczmy, tato”. Wjechałem.

Mama: - I tak się zaczęło. Początkowo bardzo przeżywał te swoje jazdy. W nocy się zrywał, z emocji nie mógł spać.

- Warunki panowały spartańskie. Nie było małych gokartów dla dzieci. Żeby takie szkraby jak Karol mogły jeździć, przykręcano drewniane klocki do pedałów - gazu i hamulca - wspomina Rafał Basz, krakowski przedsiębiorca z branży metalowej.

Szybko zainwestował w syna. - Zawoziłem coś do Francji znajomemu, który ma tam halę kartingową. Namówił mnie, żebym w powrotną drogę wziął gokarta, a sprawę traktował profesjonalnie. No i Karol tak zaczął zasuwać, że pobił rekord toru, należący do Roberta Kubicy.

Zanim do tego doszło, na torze przy ul. św. Wawrzyńca - dziś już nieistniejącym, w dawnej zajezdni tramwajowej - Karol i starszy o siedem lat Robert wspólnie spędzili sporo czasu.

- On trenował, ja też. Podpatrywałem jego tor jazdy, momenty hamowania, trochę rad mi udzielił - opowiada Basz. - Później, gdy trafił do Formuły 1, kontakt osłabł. Kiedy jednak w 2009 roku Robert założył własny kartingowy zespół, zadzwonił do mojego taty, zaproponował mi starty. I przez rok jeździłem w barwach RK Kart.

Basz miał wtedy 17 lat i był już w swojej dziedzinie kierowcą światowej czołówki. W Polsce nie miał konkurencji, ścieżki rozwoju także. Sportowo związał się z Włochami. W kartingu to kraj numer 1 - tam odbywa się wiele prestiżowych zawodów, tam produkowany jest najlepszy sprzęt, a o dostęp do niego najłatwiej, gdy występuje się w przyfabrycznym zespole.

- Jakie były koszty udziału w zawodach? 10-12 tysięcy euro za weekend startowy. Do tego hotele, przeloty, przejazdy _- _mówi Karol. - Nie chcę nawet myśleć, ile rodzice wydali...

Mimo to, marzenia krakowianina o tym, by pójść śladem Kubicy, w stronę Formuły 1, zweryfikowały właśnie pieniądze. Drogę do niej - poprzez jazdę coraz szybszymi bolidami - Basz łatwo nakreśla: - Dwa lata w Formule 2.0 Renault to pół miliona euro, potem sezon w europejskiej Formule 3 - jakieś 500-600 tysięcy. Następnie rok w serii GP2 lub GP3 - przeszło milion. Powiedzmy, że po tym wszystkim jesteś gotowy na Formułę 1. Żeby do niej wejść, musisz wnieść opłatę - trzy-cztery miliony euro.

Ze swoje kartingowe starty Karol od kilku lat nie płaci. To przywilej liderów. Basz jest twarzą zespołu Kosmic, mającego siedzibę niedaleko Brescii. Miesiąc temu na torze La Conca, na obcasie włoskiego buta, odniósł największy sukces w życiu.

- Tuż przed dekoracją uświadomiono mi, że jestem pierwszym mistrzem świata z Polski - mówi. - Szkoda tylko, że w Polsce niewielu ludzi ma pojęcie, czym tak naprawdę jest karting. Bo u nas kojarzy się to z rekreacyjną jazdą pod hipermarketem - dodaje z nutką goryczy.

Fabryka, którą reprezentuje Polak, na zawody wysyła cztery załadowane ciężarówki. W jednej są wyłącznie części zamienne do gokartów, w innej rozkładany namiot, który po przyjeździe na miejsce staje się stołówką dla około 60 członków ekipy (kucharze też w niej są). - Do mnie przypisany jest na stałe jeden z mechaników, Francuz__- wyjaśnia krakowianin.

Różnic między zabawą w karting a kartingiem profesjonalnym jest oczywiście masa. Tory w halach, w których możemy pojeździć wszyscy, mają ok. 300-400 metrów długości, a moc kartów dla amatorów to 6-9 koni mechanicznych. My ścigamy się zwykle z czasem, ze stoperem. Basz kręci się po ponadkilometrowych pętlach (w finale mistrzostw świata przejechał 30 km), ma z reguły około trzydziestu wojowniczo nastawionych rywali, a gokarta 45-konnego. - Prędkości? Tam, gdzie odbywały się mistrzostwa świata, na prostej osiągałem 135 km/h. W zakrętach odczuwa się straszne przeciążenia. Ale mnie jazda nie męczy.

Nic nie dzieje się bez przyczyny, Karol dba o formę. Od ponad dwóch lat trenuje pod okiem Marka Olszewskiego, specjalisty od przygotowania psychomotorycznego kierowców wyczynowych, który zajmuje się też m.in. rajdowym mistrzem Europy Kajetanem Kajetanowiczem.

- Każdy z kierowców sportowych ma w sobie bardzo duże pokłady chęci rywalizacji. Ja wykonuję trening razem z nimi, traktują mnie jak sparingpartnera. W każdym z ćwiczeń chcą mnie pokonać, i Karol nie jest wyjątkiem - przyznaje Olszewski.

- Najkrócej mówiąc, wysiłek fizyczny łączy się z ćwiczeniami na koncentrację, myślenie - opowiada Basz. - Na przykład podczas bardzo szybkiego biegu na bieżni stacjonarnej, przy dużym zmęczeniu, Marek zadaje mi, żebym powiedział od tyłu swoje imię i nazwisko albo odliczał od 450, też od tyłu, co trzy.

Także podczas treningu gokartem w hali kierowca może dostawać zadania od trenera. Olszewski daje przykład: - Najpierw Karol ma przejechać jak najszybciej okrążenie. Następnie ja układam w różnych miejscach toru fiszki z angielskimi słówkami. Karol wraca na tor, przez, powiedzmy, 10 minut jeździ po nim, mając uzyskiwać na każdym okrążeniu czasy niewiele gorsze od rekordu, a jednocześnie zapamiętując wszystkie słówka i miejsca, w których znajdowały się fiszki. Następnie sprawdzamy, czy zapamiętał słowa i ich umiejscowienie na torze.

Basz (zna angielski i włoski) też już wskoczył w rolę trenera. Swoją wiedzę przekazuje młodszym kierowcom. W tym miesiącu towarzyszył Szymonowi Szyszce, gdy gdynianin wygrywał prestiżowe zawody we Włoszech.

- Ja, odkąd zacząłem jeździć na torach otwartych, nie miałem osoby, która byłaby mi w stanie pomóc, np. w obraniu taktyki na wyścig. I kogoś takiego mi brakowało, do wszystkiego musiałem dochodzić sam - mówi Karol. - Mam nadzieję, że dzięki mojej pracy z chłopakami karting w Polsce się podniesie, że będziemy gonić Włochów czy Anglików.

Sam nie porzucił planu o ściganiu się samochodami. Już nie bolidami, a autami z dachem. Pytanie - dlaczego, skoro w kartingu jest gwiazdą?

- Może i tak, ale świat się na nim nie kończy - przyznaje. - Już po zdobyciu mistrzostwa świata przejeździłem dzień na torze we Włoszech 620-konnym lamborghini huracanem. To całkiem inna bajka, supersprawa.

Choć zdobywanie budżetu na realizację marzeń do tej pory kończyło się niepowodzeniem, Basz nie zraził się do motorsportu. Pewnie i dlatego, że jak na 15 lat ścigania lista jego kontuzji nie robi wrażenia. Raz w kraksie na torze złamał rękę, raz przejechał cały wyścig z żebrem pękniętym podczas treningu. - Zażyłem ketonal, ale i tak wyłem z bólu - wspomina.

Lucynie Basz trudno przejść do porządku dziennego nad takimi sytuacjami. Nie ukrywa, że wciąż obawia się o syna.

- Widziałam, jak na torze w Koszalinie wyleciał w powietrze, wyglądało to dramatycznie - wspomina mama 23-letniego kierowcy. - Dawniej czasami nie wytrzymywałam napięcia. Kiedy startował, zdarzało mi się uciekać do lasu. Albo wsiadałam do auta i puszczałam muzykę na pełny regulator, żeby nic nie słyszeć. Były momenty, kiedy mówiłam, żeby z tym skończyć.

A dziś, gdy Karol jest jednym z najbardziej doświadczonych kartingowców na świecie?

- Tak, ale dla mnie zawsze będzie dzieckiem. W czasie wyścigów nie martwię się o to, czy będzie pierwszy czy piąty, tylko żeby dojechał szczęśliwie.

***

- Kiedy minąłem metę, powiedziałem sobie - wreszcie... - przyznaje Basz. - Pamiętam, jak dwa lata wcześniej na tym samym torze prowadziłem na ostatnim okrążeniu i zatarł mi się silnik. Takich niefortunnych sytuacji było więcej, dlatego mistrzostwo świata na pewno jest dla mnie dużym zastrzykiem motywacji.

158 kg - to minimalna waga łączna gokarta i kierowcy. - Żeby wypełnić limit, mam na siedzeniu dziewięć kilo ołowiu. O tyle mogę więc przytyć - uśmiecha się krakowianin. Gokarty, którymi jeździ, nie mają

skrzyni biegów. Start wyścigów jest lotny.

Robert Kubica w kartingu rywalizował m.in. z Lewisem Hamiltonem i Nico Rosbergiem. Dziś obaj są kierowcami najlepszego zespołu Formuły 1 - Mercedesa, Hamilton właśnie po raz trzeci został mistrzem świata. Basz ścigał się m.in. z Maxem Verstappenem. Holender wszedł do F1 jako 17-latek, najmłodszy kierowca w historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski