Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kartoteka Pana Boga

Redakcja
W 1987 roku na Oddziale Intensywnej Terapii Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie umierał na zapalenie opon mózgowych kilkuletni Jeremiasz. Ojciec nie pozwolił przetoczyć chłopcu krwi.Gdyby urodził się przed wprowadzeniem zakazu przyjmowania krwi, mógłyby żyć nadal. Fot. Agnieszka Malik
W 1987 roku na Oddziale Intensywnej Terapii Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie umierał na zapalenie opon mózgowych kilkuletni Jeremiasz. Ojciec nie pozwolił przetoczyć chłopcu krwi.Gdyby urodził się przed wprowadzeniem zakazu przyjmowania krwi, mógłyby żyć nadal. Fot. Agnieszka Malik
Ciało spuszczono do grobu. Bez księdza. Ceremonia pogrzebowa przypominała festyn, na którym brakowało tylko baloników i fajerwerków. Setki młodych ludzi rytmicznie kołysało się nad grobem nieznanej im 88-letniej kobiety. Z politowaniem patrzyli na nieliczne płaczące osoby z kręgu rodziny.

W 1987 roku na Oddziale Intensywnej Terapii Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie umierał na zapalenie opon mózgowych kilkuletni Jeremiasz. Ojciec nie pozwolił przetoczyć chłopcu krwi.Gdyby urodził się przed wprowadzeniem zakazu przyjmowania krwi, mógłyby żyć nadal. Fot. Agnieszka Malik

Polskę oplata sieć 1812 zborów. Wciąż powstają nowe...

Po kilku minutach autokary zaparkowane przed cmentarzem na opolskiej Półwsi odjechały w nieznanych kierunkach. Przypadkowi żałobnicy nigdy już tu nie wrócili.
Po Mariannie Terlińskiej pozostało idealnie wysprzątane mieszkanie: puste półki, metalowe łóżko bez pościeli, maszyna Singer z karteczką "Dla wnuczki" i cztery porcelanowe kubki. Zwłoki wyprowadzono razem z dobytkiem, który został podzielony według biblijnych zasad. Prawdziwa rodzina dopiero na pogrzebie otrzymała pęk kluczy do opustoszałego mieszkania.
Dzień wcześniej do wnuczki Anny zadzwonił telefon. Męski głos informował, że babcia umarła i wszystko, co trzeba, jest już załatwione: trumna w odpowiednim kolorze i miejsce pochówku.
Dla braci i sióstr ze zboru Świadków Jehowy, którzy kilka razy w tygodniu spotykali się na strychu u Mateczki - jak ją nazywali - przestała istnieć w dniu zakopania ciała do ziemi, a jednak dowiedzieli się o postawionym przez rodzinę krzyżu z kamienia. Dzwonili z pretensjami, straszyli cytatami z Biblii. Terlińska dorastała w czasach mocno przedwojennych, gdy Świadkowie Jehowy nosili jeszcze w klapach znaczki przedstawiające krzyż i koronę. Właśnie to miało ich wyróżniać z tłumu niewiernych. Taki sam emblemat widniał na tytułowej stronie czasopisma "Strażnica", adresowanego do członków społeczności. "Cena okupu została złożona na krzyżu. Krzyż Chrystusowy jest środkową prawdą planu Bożego, z którego wszelka nadzieja dla ludzkości promieniuje" - nauczał szef towarzystwa Joseph Rutherford w 1929 r.
Promieniowała tylko do 1936 r., bo potem prezes zmienił zdanie i zastąpił krzyż palem. Zakazał przy okazji świętowania Wielkanocy, Bożego Narodzenia i demokratycznego zarządzania zborami. "Symbol krzyża wywodzi się ze starożytnych religii fałszywych. Pierwsi chrześcijanie nie używali krzyża ani go nie czcili" - poucza broszura z 1996 r.
Na grobie Mateczki stoi więc - zgodnie z obowiązującą dziś doktryną - element pogański. "Zdaniem wielu znanych powag naukowych wyobrażający albo fallusa (męski narząd rozrodczy), albo spółkowanie".
Bakcyl wiary
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu spotykali się potajemnie w lasach. W zimie gromadzili się w piwnicach, na strychach i w prywatnych mieszkaniach, dokładnie zaciągając zasłony w oknach. Niewtajemniczeni posądzali ich o uczestnictwo w tajemnych rytuałach, połączonych z orgiami seksualnymi. Snuli opowieści o rozrywanych kotach, których krew miała być spijana z ceremonialnych kielichów. Przez myśl im nie przeszło, że zgromadzeni modlą się za drzwiami, które dla nikogo nie były zamknięte, a ich misją jest zbawianie niewiernych.
Iwona uczyła się w liceum, gdy jej ojciec wstąpił do Świadków Jehowy. Po kilku miesiącach dała się wciągnąć matka i w lipcu 1980 r. przyjęła drugi chrzest, tym razem przez pełne zanurzenie w wodzie, jak nakazuje ceremoniał Świadków. Rodzice spędzali czas na zebraniach: w niedzielę szli na tzw. Studium Strażnicy, w czwartek - na Służbę Królestwa, a w piątek - na Studium Książki. Jej mąż, Grzegorz, długo nie mógł zrozumieć nagłej odmiany. W końcu i jego otoczono bezgraniczną przyjaźnią. Często zapraszano go z najbliższymi na obiady i kolacje. Jeden z wyznawców zaproponował mu nawet etat w swojej firmie.
Mężczyzna szybko znalazł się w machinie wzajemnej pomocy. Kilkuletni syn, Kubuś, zostawał u przyszywanej cioci, gdy Grzesiek i Iwona szli ze Słowem Bożym od drzwi do drzwi.
Skończył się problem z ciągle za małymi ubraniami. Teraz dostawali odzież po starszych pociechach członków wspólnoty. Sami też przekazywali zbędne im rzeczy. Odwiedzali leciwych Świadków, robili im zakupy, organizowali zabawy i weekendowe wyjazdy za miasto. W kilka miesięcy rodzina Grzegorza powiększyła się o prawie sto osób. Stracił za to rodziców, którzy o innym Bogu rozmawiać nie chcieli.
16-letni dziś Jakub przed każdym posiłkiem opuszcza na moment głowę w modlitwie. Tak wychowano go od urodzenia. Należy do grona 128 235 głosicieli w Polsce. Co miesiąc deklaruje 50 godzin służby polowej, czyli chodzenia od domu do domu. Prowadzi tygodniowo osiem studiów biblijnych dla kandydatów do grona Świadków. Dla Jehowy wyrzekł się swojej pasji - trenowania judo. Starszy zboru wytłumaczył mu, że takie ćwiczenia nie są zgodne z ich nauką. Wykluczenie grozi za uprawianie boksu zawodowego, granie w bingo czy udział w loterii. Na uregulowanie życia i zmianę postępowania grzeszący dostaje 90 dni.
Chłopiec marzy, żeby zostać jednym ze 150 pionierów specjalnych, którzy pełnią funkcję misjonarzy. Na głoszeniu Słowa spędzają ok. 140 godzin w miesiącu. Otrzymują za to od towarzystwa zasiłek pieniężny. Wielu z nich wysyłanych jest teraz na Wschód, choć Jakub wolałby Afrykę. Dawniej przeszkodę stanowiły wymagane szczepienia, które dla Świadków Jehowy zabronione były do 1952 r. Czasopismo z 1921 r. "przestrzegało.: "Szczepionki nigdy przed niczym nie ochroniły i nie ochronią, i jest to najbardziej barbarzyńska praktyka". Zakaz zniesiono, bo w wielu krajach uniemożliwiał on wjazd osobom głoszącym Słowo Boże. W dwutygodniku "Przebudźcie się!" z 2004 r. szczepienia nazywane są już największym sukcesem służby zdrowia w historii.
Milionowe zyski
Polskę oplata sieć 1812 zborów i ciągle powstają nowe. Na całym świecie zebrania mają podobny przebieg. Przypominają szkolenia, w trakcie których słuchacze przyswajają materiał metodą pytań i odpowiedzi. Sale Królestwa są niemal identyczne: równo ustawione rzędy krzeseł, mównica i ściany bez obrazów. Przy drzwiach wiszą dwie skarbonki: na potrzeby zboru i całego towarzystwa. Datki z tej drugiej trafiają do centrali w Nowym Jorku, gdzie rezyduje "Niewolnik wierny i roztropny", czyli Ciało Kierownicze.
W "Strażnicy" z 2004 r. zachęca się członków do wspierania ogólnoświatowej działalności poprzez przekazanie biżuterii, testamentów, ubezpieczeń, polis na życie, rachunków bankowych, akcji, obligacji i nieruchomości. Trzy lata wcześniej podano, że zyski organizacji wyniosły milion dolarów.
Nowe osoby zawsze witane są serdecznie przez starszego zboru, który zgodnie z instrukcją ma dopilnować, żeby porządkowi, a potem bracia i siostry, potraktowali gościa tak, jakby znali się od dawna. W części szkoleniowej wyznaczone wcześniej osoby prezentują scenki rodzajowe: jedna z nich jest Świadkiem Jehowy, druga odgrywa rolę właściciela posesji. Mają na to pięć minut, o przekroczeniu czasu oznajmia sygnał.
W miesięcznym podsumowaniu głosiciele wpisują do kartoteki terenu m.in. liczbę rozniesionych gazet i godzin poświęconych służbie. W raportach znajdą się nazwiska osób, które wpuściły ich do domów, tematy rozmów, daty kolejnych spotkań. Odnotują też adresy wyzywających ich od "sekciarzy".
Lincoln dla proroka
Zgodnie z obecną doktryną, kobiety mają opiekować się dziećmi i prowadzić dom, co znaczy, że żadna nie trafi do nieba. Zostało ono dla nich zamknięte na zawsze, tak samo jak dla pozostałych szeregowych członków organizacji. Należą bowiem do "drugich owiec", które będą zbawione do życia w nowym Królestwie Bożym, jakie powstanie na ziemi po Armagedonie, czyli wielkiej bitwie dobra ze złem. Zapanuje wtedy powszechna miłość, znikną na zawsze wojny i choroby, a dzikie zwierzęta razem z ludźmi będą żyć w wiecznym pokoju.
Do nieba zaś pójdą tylko mężczyźni zrodzeni z Ducha i razem z Jezusem mają panować nad ziemskimi owcami, piastując funkcje królów, sędziów lub kapłanów.
Nie zawsze tak było. Ciało Kierownicze wielokrotnie otrzymywało nowe światło również na temat podziału i liczebności trzody. W 1935 r. nauczano np., że zbawieni podzieleni będą na trzy grupy: pierwsza klasa niebiańska będzie liczyła 144 000 powołanych, druga - 411 840 000 osób, a do tej na Ziemi - zakwalifikują się ludzie innych wyznań, życzliwie usposobione do Świadków.
Ostatecznie uznano, że społeczność niebiańską będą tworzyć tylko członkowie Ciała Kierowniczego w sile 144 000 mężczyzn. Działacze musieli dotrzeć "na górę" w określonym czasie z powodu kurczącej się co roku liczby miejsc. Pierwszy prezes i założyciel towarzystwa Charles Taze Russell (rządził do 1916 r.) głosił, że kwalifikację do nieba zakończono w roku 1881. Jego następca Joseph Rutherford przesunął tę granicę do 1925 r., aby i jego współpracownicy mieli szansę zasiąść u boku Chrystusa. Kolejni szefowie zamykali nabór w roku 1931, potem w 1935 i 1975 r. "Strażnica" ze stycznia 2001 r. określa precyzyjnie nową liczbę wakatów w niebie na 8661.
Ciało Kierownicze uznało arbitralnie, że skoro Jan Chrzciciel, Hiob i święci ze Starego Testamentu umarli przed śmiercią Jezusa, to w niebie nie ma dla nich miej- sca. Jest za to na Ziemi, gdzie przejmą władzę jako książęta. W 1929 r. Świadkowie Jehowy kupili ziemię w Kensington Heights w Kalifornii za jedyne 10 dolarów. Na parceli powstał Dom Książąt (Bet-Sarim), w którym tymczasowo rezydował ówczesny prezes Rutherford, chorujący na płuca. W periodyku "Złoty Wiek" z 1931 r. wyjaśniono, że docelowo zamieszkają tu: były król izraelski Dawid, V sędzia Izraela Giedeon, przywódca wojskowy Samson, pogromca Ammonitów - Jefta, biblijny wielkorządca Egiptu Józef, prorok Samuel i inni.
Akt notarialny precyzował, że stowarzyszenie ma "zarządzać posiadłością do czasu, aż wspomniani mężowie staną się widzialnymi przedstawicielami Królestwa Bożego na ziemi". Aby luksusowo wyposażony Dom Książąt nie trafił w ręce uzurpatora, w dokumencie zastrzeżono, że delikwent "ma wpierw wylegitymować się przed urzędnikami Towarzystwa, że jest jedną z osób wymienionych w liście apostoła Pawła do Żydów".
Przed nieruchomością parkowały dwa luksusowe samochody: lincoln i ford, które miały być początkiem logistycznego zaplecza dla starożytnych mędrców.
Kolejny prezes towarzystwa sprzedał dom w 1948 r., wyjaśniając braciom, że jego utrzymanie jest dość kosztowne, a książęta powrócą na cały ziemski padół, nie tylko do Kalifornii.
Czekając na Armagedon
Karpacz rozkwita latem i zimą, gdy zjeżdżają tu tysiące turystów. Rówieśnicy Sebastiana Andryszczaka z podstawówki dzielili się na tych, którzy szusowali na nartach w miejscowym klubie lub służyli do mszy w kościele. On nie był nawet ministrantem. Gdy miał 14 lat, jeden z kolegów zaczął opowiadać o rychłym końcu świata. Wizja życia wiecznego na ziemi ciągnęła niczym magnes. Chciał należeć do grona wybrańców i poczuć po raz pierwszy swoją wyjątkowość.
Nową egzystencję zaczął od zniszczenia zdjęć urodzinowych i spalenia portretów świętych. Dowiedział się, że Świadkom nie wolno żyć w nieformalnych związkach, palić papierosów ani nadużywać alkoholu. Odradzana jest praca w krwiodawstwie i jednostkach wojskowych, nawet na etacie dozorcy. Jedna z sióstr musiała pożegnać się z ogólnopolskim tygodnikiem, gdzie była korektorką, ponieważ nieopatrznie poinformowała starszego zboru o niecenzuralnych słowach w tekstach. Nawet praca w kiosku z produktami tytoniowymi nie podoba się Jehowie i przełożonym. Zabronione jest korzystanie z usług wróżek, magów oraz czytanie horoskopów i przepowiedni.
Koniec świata zbliżał się z zawrotną prędkością. Znakami nadchodzącego końca miały być wielkie trzęsienia ziemi, wojny, plaga nowotworów, degradacja środowiska, głód i przestępczość. Sebastian osiem godzin dziennie głosił Słowo i wypatrywał Armagedonu. W 1995 r. nic szczególnego na świecie się jednak nie stało, a Ciało Kierownicze po raz kolejny wycofało się z wcześniejszej zapowiedzi. Kiedyś nieopatrznie wpisał do wyszukiwarki hasło "Świadkowie Jehowy" i wyświetliło się 238 000 adresów internetowych.
Ziarno wątpliwości zaczęło pęcznieć. Z aktywisty stał się szeregowym członkiem, który nagle odkrył, że jego współbraciom koniec świata obiecywano już w 1874 roku, w 1918, 1925, 1931, 1939 oraz w 1975. - Broszury, w których ogłaszano daty Armagedonów, są niedostępne dla członków towarzystwa. Najczęściej zostały zniszczone - wylicza.
W 1995 r. towarzystwo opuściło 52 690 członków, rok później było ich dwa razy więcej. W 1999 r. odeszło ok. 300 000 zawiedzionych brakiem końca świata. Traktowani są jak morowe powietrze. Nie można się do nich odezwać ani podać ręki. Grozi za to wykluczenie z grona Świadków.
Po wykluczeniu nowe życie Sebastian rozpoczął od słuchania audycji ojca Rydzyka. Kiedy przekroczył próg kościoła, poczuł się nieswojo. 15 lat prawd objawionych dało o sobie znać ze wzmożoną siłą. Na ścianach wisiały zakazane przez Świadków obrazy, a figury świętych kojarzyły mu się z bałwochwalstwem i potępieniem.
W maju 2004 r. Sebastian wziął udział w pielgrzymce młodych słuchaczy Radia Maryja. Odczytał na Jasnej Górze referat o nawróceniu się na katolicyzm. Na Wigilię Bożego Narodzenia ubrał choinkę i położył pod drzewkiem prezenty. Siadł na kanapie i czekał, jak Bóg zareaguje na jego postępek.
Kontrola w sypialni
Grzegorz też otarł się o wykluczenie. To Kuba znalazł w jego kieszeni paczkę papierosów, szukając kluczyków do auta. Ojciec został objęty nadzorem rodzinnym. Kontrola polegała głównie na obwąchiwaniu podejrzanego i przetrząsaniu mu ubrań. Gdy okazało się, że nadal po kryjomu pali, żona Iwona zawiadomiła wspólnotę. Ruszyła machina wymiaru sprawiedliwości.
Dwóch starszych wezwało Grzegorza na spotkanie z komitetem sądowniczym. Nie trzeba było przesłuchiwać regulaminowo dwóch świadków, ponieważ oskarżony przyznał się do winy. Okazał szczerą skruchę, warunkującą pozostanie w zborze. Wrócił do domu z napomnieniem i zakazem pełnienia funkcji sługi pomocniczego. Podczas zebrania sędziowie poinformowali wszystkich o grzechu Grzegorza. Setki oczu spojrzały na niego z wyrzutem.
Komitet sądowniczy zajmuje się też sprawcami wypadków samochodowych, bałwochwalcami posiadającymi w domu figury świętych oraz wyznawcami, którzy utrzymują kontakty z innowiercami. Małżonkowie muszą kontrolować swoje zachowania w sypialni, bo nie każda ich fantazja podoba się Ciału Kierowniczemu. Jedynym powodem uzyskania legalnego rozwodu wśród Świadków Jehowy jest cudzołóstwo. Wszystko inne można załatwić skruchą.
Anioł śmierci
W 1987 roku na Oddziale Intensywnej Terapii Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie umierał na zapalenie opon mózgowych kilkuletni Jeremiasz. Ojciec nie pozwolił przetoczyć chłopcu krwi.
Gdyby urodził się przed wprowadzeniem zakazu przyjmowania krwi, mógłyby żyć nadal. "Nowy Dzień" z 1936 r. informował bowiem triumfalnie: "Krew jednego zmarłego może ratować życie kilkunastu umierającym. Ten jedynie wzgląd powinien już przekonać wszystkich do tego rodzaju operacji, która w istocie swojej nie ma nic zdrożnego".
Dziewięć lat później Ciało Kierownicze doznało olśnienia, zakazując transfuzji. "Strażnica" z 1961 r. rozpoczęła erę wyrzucania za to ze zborów. Sześć lat później "Strażnica" uznała, że jest to uczynek tak samo bezecny jak ludożerstwo: "Wyobraź sobie, że miałbyś jeść ciało innego człowieka! A czy picie krwi ludzkiej jest mniej okropne? Czy coś w tym zmienia fakt, że nie przyjmuje się jej przez usta, lecz wprowadza do ciała bezpośrednio przez żyły? W żadnym wypadku!".
W latach 1967-80 kanibalizmem nazywano też przeszczepy narządów, czego dziś nie ma już na liście przewinień braci i sióstr. W 1979 r. nastąpiło ocieplenie: pozwolono chorym na hemofilię przyjmować zastrzyki z frakcji krwi, przełykać krew wypływającą ze zranionych dziąseł. Równocześnie ogłoszono spis wędlin i kiełbas, zakazanych dla wyznawców z powodu śladowej zawartości hemoglobiny.
Prawdziwą cezurą stał się dzień 15 czerwca 2004 r. Ciało Kierownicze otrzymało wówczas jeszcze jaśniejsze światło niż dotąd. Można uzupełniać ubytek hemoglobiny, przez której niedobór umierało wcześniej wielu braci i sióstr.
Marek Boczkowski w wieku 21 lat został Świadkiem Jehowy. Został członkiem Komitetu Łączności ze Szpitalami w zborze Nowa Dęba. Wyglądał niczym Anioł śmierci - odziany w czarny garnitur, w dłoniach dzierżył Biblię - gdy podejmował rozmowy z personelem medycznym w trosce o to, by nie podano krwi umierającemu Świadkowi. Przez jego ręce przechodziły tajne materiały towarzystwa. Jeden z nich zawierał wytyczne zalecające usunięcie literatury zboru wydanej przed 1960 r.
W starych broszurach wynajdywał zalecenia, aby nie używać aluminiowych naczyń kuchennych, bo wywołują szaleństwo i wściekliznę. Albo ostrzeżenia, że aspiryna powoduje choroby serca, a "pozwolenie na wycięcie migdałków jest gorsze niż popełnienie samobójstwa nożem".
- W dopuszczeniu do użycia szczepionek z surowicy doliczyłem się siedmiu zmian. Tyle razy Ciało Kierownicze otrzymywało z nieba nowe światło. Nikt jednak nie podawał, ilu ludzi musiało umrzeć z powodu czyjegoś widzimisię - mówi wykluczony dziś Marek.
AGNIESZKA MALIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski