Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Kasa”, „Gandhi” i inne asy

Jerzy Filipiuk
Sławomir Szmal występuje w reprezentacji od 1998 roku. Na co dzień jest zawodnikiem Vive Tauron Kielce
Sławomir Szmal występuje w reprezentacji od 1998 roku. Na co dzień jest zawodnikiem Vive Tauron Kielce fot. Anna Kaczmarz
Piłka ręczna. Hutnik słynął ze świetnych bramkarzy. Jednym z nich był Sławomir Szmal. Do klubu sprowadził go MAREK GONCIARCZYK.

- To największy pracuś, z którym współpracowałem. Wspaniały chłopak i człowiek. Genialny bramkarz. Ma refleks, potrafi bronić karne, świetnie kieruje grą obrońców - chwali Sławomira Szmala jego poprzednik w Hutniku Marek Gonciarczyk. I dodaje: - Ma charyzmę, mir, posłuch wśród kolegów.

To on w 1997 roku sprowadził Szmala do Hutnika z Gwardii Opole. - Byliśmy w Dzierżoniowie na obozie kadry juniorów z rocznika 1978. Ja byłem trenerem bramkarzy. Zapytałem Sławka, czy chce przejść do Hutnika. Odparł, że tak. Trochę trwało, zanim się zjawił w Krakowie. Ale przyjechał i został - wspomina Gonciarczyk.

Autor: Joanna Urbaniec

Szmal rozegrał w Hutniku wiele bardzo dobrych meczów. W 1999 roku on, Krzysztof Chrabota, Andrzej Kierczak i ich koledzy zapewnili sobie awans do ekstraklasy, ale szefowie klubu, nie mogąc znaleźć środków finansowych, wycofali ich z rozgrywek! Sekcja została rozwiązana. Zawodnicy wyjechali do innych klubów, zakończyli kariery. „Kasa”, który jeszcze za czasów gry w Hutniku zadebiutował w kadrze (w 1998 roku), trafił do Warszawianki.

Wzorem był Szymczak

Z reprezentacją Szmal zdobył wicemistrzostwo świata (2007) oraz brązowe medale MŚ (2009 i 2015), grał na igrzyskach olimpijskich (2008 - piąte miejsce), Mimo to Gonciarczyk za najlepszego bramkarza w historii naszego męskiego handballu uważa Andrzeja Szymczaka, który w kadrze występował w latach 1967-1984, sięgając po brązowe medale IO 1976 i MŚ 1982.

- Szymczak był i jest moim wzorem ze względu na swą markę, podejście do pracy. Miał wielką posturę (przy wzroście 193 cm ważył 96 kg - przyp.), długi zasięg rąk i tułów, krótkie nogi. Znakomicie bronił karne, świetnie przewidywał zagrania rywali - wylicza walory 67-letniego dziś Szymczaka. I dodaje: - Nie był tak medialny jak Szmal. Sławek pracuje jednak nad tym, by zostać pierwszym wśród polskich bramkarzy w historii.

Z obecnej generacji golkiperów Gonciarczyk wyróżnia Duńczyka Niklasa Landina i Francuza Thierry’go Omeyera.

- Jacobsen jest fenomenalny. To facet, który wraz z Mikkelem Hansenem, „trzyma” swą reprezentację, jest jej głównym motorem. Omeyer to bramkarz legenda, który ma jednak swe słabostki, na przykład za szybko składa ręce w dół i można go pokonać rzutami w górne rejony bramki - mówi Gonciarczyk, któremu podoba się także gra 21-letniego białoruskiego bramkarza Wiaczesława Soldatenki.

Najlepszy duet w Polsce

Gonciarczyk, wychwalając kilku asów między słupkami, zwraca uwagę, że nie ma bramkarzy znakomitych pod każdym względem: - Każdy ma jakieś wady. I są zawodnicy, którzy źle strzelają. Bramkarze nigdy nie byli tak doceniani jak gracze z pola. A przecież golkiper musi naprawiać błędy obrońców, a jego błędów już nikt nie naprawi.

On sam wiele razy musiał to czynić. Nie kryguje się - i słusznie - gdy twierdzi, że na przełomie lat 70. i 80. tworzył wraz z Markiem Ciałowiczem najlepszą polską parę bramkarzy.

- Miałem refleks, długi zasiąg rąk, broniłem karne i w sytuacjach sam na sam. Nie lubiłem tylko rzutów, po których piłka leciała tuż obok głowy - opowiada 70-krotny reprezentant Polski w latach 1981-1983, uczestnik MŚ grupy we Francji w 1981 roku (zagrał we wszystkich meczach oprócz finału, pomagając drużynie w awansie). Tego samego roku został najlepszym bramkarzem Pucharu Węgier w Debreczynie. Był na obozie kadry już w 1975 roku w Sopocie, trenował też na obozach przed kolejnymi igrzyskami, ale nie pojechał ani do Montrealu, ani do Moskwy. Ominęły go także MŚ w 1982 roku, gdzie Polska zdobyła brązowy medal. - Pojechał za mnie Andrzej Mientus (jego siostrzeńcem jest... Szmal - przyp.). On grał w wojskowym klubie - Śląsku Wrocław, ja w cywilnym - Hutniku. A był wtedy stan wojenny... - przypomina Gonciarczyk.

Ciałowicz był od niego niższy o ok. 20 cm. - Uzupełnialiśmy się pod każdym względem. Marek świetnie bronił rzuty z drugiej linii, potrafił też parować karne. Po zakończeniu kariery grał jako futsalowy bramkarz. Przez wiele lat był taksówkarzem - wspomina zmarłego w 2011 roku na raka kości kolegę, który występował w młodzieżowej reprezentacji Polski.

Kiedy Hutnik w 1979 roku przerwał siedmioletnią hegemonię Śląska, w jego bramce stali nie tylko Gonciarczyk i Ciałowicz, ale również Roman Przeniosło oraz Robert Wasilewski.

- Romek był szybki i genialny, jeśli chodzi o ustawianie się w bramce. Przyszedł od nas ze Śląska, gdzie szkolił go późniejszy trener reprezentacji Polski i Islandii Bogdan Kowalczyk - opowiada Gonciarczyk o koledze, który też zmarł na raka kości (w Niemczech w 2009 roku).

- Robert był masywnym zawodnikiem, który swym ciałem zastawiał bramkę. Miał ręce duże jak patelnie - charakteryzuje 62-krotnego reprezentanta Polski, który w Gwardii Opole trenował... Szmala.

Po kadencji tego kwartetu a przed erą Szmala w Hutniku, występowali dwaj inni świetni bramkarze - Jacek Kośmider i Rafał Bernacki. Trzech ostatnich łączy fakt, że wszyscy grali (Szmal nadal gra) w Iskrze (dziś Vive Tauron) Kielce. Co ciekawe, Szmal i Bernacki mieszkają dziś w tej samej wsi k. Kielc - Bilczy.

- Jacek był wysoki, zwrotny, miał refleks, kapitalnie podawał piłkę na kontry - tak Gonciarczyk opisuje wychowanka nowohuckiego klubu, który grał w reprezentacji, a po zakończeniu kariery był m.in. trenerem bramkarzy i kierownikiem drużyny BKS Bochnia.

- Rafał, którego ściągnąłem z Olimpii Jasło, też miał refleks, dobrze się ustawiał, przewidywał zamiary rywali - przypomina Gonciarczyk zalety bramkarza, który w kadrze w latach 1992-2005 rozegrał około 150 meczów (debiutował jako 20-latek), był trenerem golkiperów w BKS Bochnia, a dziś jest asystentem szkoleniowca reprezentacji juniorów.

Garbarnia zamiast Wisły

63-letni dziś Gonciarczyk przygodę ze sportem zaczął jako 10-latek od piłki... nożnej. Grał w nią do 16. roku życia. Bronił barw Grzegórzeckiego. I to nieźle, skoro po meczu z Wisłą (m.in. z braćmi Antonim i Henrykiem Szymanowskimi), w którym obronił, o ile dobrze pamięta, dwa karne, o przejście do klubu z Reymonta pytał go słynny łowca talentów Adam Grabka.

W Technikum Mechanicznym w Podgórzu technologii uczył go Zbigniew Gorączko, obecny prezes Małopolskiego Związku Piłki Ręcznej. Koledzy z klasy proponowali mu grę w piłkę ręczną, w którą się tylko bawił w SP przy ul. Grzegórzeckiej. Tak trafił do Garbarni, do czego zachęcił go trener Stanisław Szumera. Grał w lidze okręgowej. Po 3 latach, w 1972 roku, znalazł się w Hutniku.

- Na Parkowej na Koronie spotkaliśmy się z Dalinem, którego grającym trenerem był Władysław Piątkowski (późniejszy współtwórca największych sukcesów piłkarek ręcznych Gościbi Sułkowice - przyp.). Dziewięć razy strzelał mi karne i dziewięć razy je obroniłem. A na meczu byli przedstawiciele Hutnika - wspomina.

II-ligowca prowadził Adam Krempl. Ani jednak jemu, ani jego następcy Józefowi Wolakowi nie udało się wprowadzić drużyny do I ligi. Dokonał tego dopiero, za drugim podejściem, w 1977 roku, Boguchwał Fulara.

Pamiętne mecze

Alfred Kałuziński, Jan Gmyrek, Jerzy Garpiel, Zbigniew Gawlik, Jan Kozieł, Marek Wiłkowski, Mieczysław Migas, Zbigniew Tomaszewski, Marek Pawłowski i ich koledzy, w tym wspomniany kwartet bramkarzy, stworzyli niezapomniany team, który najpierw wywalczył wicemistrzostwo kraju i Puchar Polski (1978), a potem trzy tytuły mistrza kraju (1979-1981) i znów PP (1983). Zawodnicy świetnie się rozumieli na i poza boiskiem. Tworzyli rodzinną atmosferę, wiedzieli, jak się bawić oraz jak ciężko trenować.

Gonciarczyk w Hutniku początkowo był... czwartym bramkarzem (za tercetem: Krzysztof Szewczyk, Tadeusz Stypuła i Piotr Świątek). Nazywali go „Gandhi”. - Byłem tak wtedy chudy - mając 196 cm ważyłem 78 kg - że jeden z kolegów powiedział, iż gdy stoję bokiem, to nie rzucam cienia - śmieje się.

Fulara postawił na niego i się nie zawiódł. Gonciarczyk rozegrał wiele świetnych meczów.

- Gdy po raz pierwszy zdobyliśmy Puchar Polski, zostałem wybrany najlepszym bramkarzem turnieju w Krakowie. W meczu z Wisłą Płock pierwszą bramkę puściłem chyba dopiero w 15 minucie, i to z karnego. Podczas mistrzostw świata Austriacy po przerwie strzelili mi tylko trzy gole. W Kielcach obroniłem 9 karnych na 11 rzutów. Ale mecz życia rozegrałem w Poznaniu, gdzie obroniłem po cztery karne i dobitki - mówi.

Za swój najlepszy sezon uważa 1983/1984, gdy sięgnął po brąz. - W 36 meczach obroniłem wtedy 130 karnych - chwali się.

Po zakończeniu kariery przez wiele lat był nauczycielem wf w SP nr 91 na os. Handlowym. Był koordynatorem ds. młodzieżowych i trenerem chłopców z rocznika 1975 w Hutniku, asystentem Jana Gmyrka i Zbigniewa Podolskiego w Hutniku oraz Wojciecha Miodońskiego i Fulary w AZS Kraków, samodzielnym szkoleniowcem tego ostatniego klubu i wiceprezesem KOZPR. Dziś ma problemy z kręgosłupem. Jego mierzący 192 cm syn Filip grał w streetball, a teraz prowadzi firmę internetową. Jego bracia Andrzej i Zdzisław uprawiali koszykówkę. Tata Tadeusz był dyrektorem Społem przy ul. Grzegórzeckiej. Pracowali u niego słynni piłkarze Wisły Mieczysław Gracz i Józef Kohut, z którymi mama Gonciarczyka Irena chodziła do tej samej klasy w szkole przy ul. Żółkiewskiego. „Gandhi” był więc chyba od urodzenia skazany na sport.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski