Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kąsanie Kościoła

Redakcja
Zgodnie z przewidywaniami rozpętała się kolejna medialno-polityczna batalia. Znowu o krzyż. Tym razem ten zawieszony w Sejmie. Od tego posunięcia Ruch Palikota rozpoczyna reformowanie państwa polskiego.

Dariusz Piórkowski SJ

W gruncie rzeczy Januszowi Palikotowi chodzi o to, aby sprowokować ludzi Kościoła do skrajnych reakcji na podobieństwo tego, co działo się w 2010 roku przed Pałacem Prezydenckim. Podgrzewając emocje, poseł liczy na przekonanie do swoich poglądów kolejnych niezadowolonych i sfrustrowanych.

Wbrew pozorom wniosek o zdjęcie krzyża nie jest występowaniem przeciwko religii jako takiej, ale to próba osłabienia rzekomego dyktatu Kościoła katolickiego, rozumianego wyłącznie jako jedna ze znaczących sfer wpływów w kraju. Zresztą, kiedy czyta się program wyborczy Ruchu Palikota, to mowa jest tam wyłącznie o Kościele, a nie o religii. To znamienna różnica. Kościół jawi mu się (podobnie jak SLD i sporej części środowiska "Gazety Wyborczej") jako wielki hamulcowy reform, których wprowadzenie uszczęśliwiłoby uciskane i znękane polskie społeczeństwo.

Rozśmiesza mnie pomysł, że zdjęcie krzyża miałoby skierować Polskę na nowe tory nowoczesności. Rozumiem, że w zamyśle jego zwolenników taki akt w miejscu publicznym oznaczałby swoistą "detronizację" Kościoła jako głównego reprezentanta religii w tym kraju. Ale jeśli to ma być kluczowa reforma polepszająca warunki życia ludzi w Polsce, to trzeba być ślepym, aby nie widzieć w tym wyłącznie populistycznej manipulacji.

Terminy-wytrychy

Słuchając bądź czytając wypowiedzi polityków na ten temat, którzy od pewnego czasu w mediach stają się specjalistami od niemalże wszystkich dziedzin, ogarnia mnie zdziwienie. Szermują hasłami "neutralności światopoglądowej" i "rozdziału państwa od Kościoła", a przy tym pojęć tych nie wyjaśniają, bo pewnie sami nie wiedzą, o co w nich chodzi. Ale takie slogany dobrze nadają się na terminy-wytrychy. Coś w końcu trzeba powiedzieć przed kamerami. Kreując się na ekspertów, powołują się na przykłady z innych krajów: Francji, Wielkiej Brytanii czy USA, kompletnie pomijając fakt, że tamte modele relacji państwo-religia powstały w innych uwarunkowaniach kulturowych i historycznych, i nie będą działały u nas na podobnej zasadzie. Co więcej, niektóre wcale nie opierają się na całkowitym rozdziale państwa od Kościoła. Przecież w Anglii królowa do dzisiaj jest głową Kościoła i jakoś Brytyjczycy nie burzą się przeciwko temu. A nawet są z tego dumni. Kiedy Barack Obama inaugurował swoją prezydenturę, wszystko zaczęło się od modlitwy pastora, zakończonej "Ojcze nasz", chociaż było tam mnóstwo ludzi innych religii i niewierzących.

Kościół a państwo

Problem w tym, że u nas nie mamy jeszcze wypracowanego modelu relacji państwo-religia. Wszystko jest w fazie tarć i kształtowania. Ale nie można przy tym przekreślać całej historii tej relacji w kraju nad Wisłą, jakby nie miała ona żadnego znaczenia i była tylko niedoskonałym etapem w rozwoju Polski, z którego teraz musimy się otrzepać jak z kurzu na starym futrze. To najgorsze z możliwych rozwiązań. Czy katolicyzm w jakimś dłuższym okresie dziejów Polski był dla niej zagrożeniem i obciążeniem? Czy jej zaszkodził? W obecnych przepychankach najbardziej razi to ahistoryczne spojrzenie, które zupełnie pomija przeszłość i wycinkowo postrzega rolę chrześcijaństwa w Polsce.

Bzdurne i oparte na uprzedzeniu jest również założenie, że religia jako taka jest wrogiem nowoczesności. Nawet Tomasz Hobbes - klasyk nowożytnego liberalizmu, uważał, że religia (w tym także Kościół) mimo wszystko pełnią pożyteczną rolę w społeczeństwie, choć, jego zdaniem, to, co religijne powinno podlegać kontroli absolutnego monarchy. Lęk i posłuszeństwo Bogu wpływa "kojąco" na negatywne zapędy natury ludzkiej..

Sfera prywatności

We wczorajszym (17.10.2011) programie "Rozmowy Rymanowskiego", poseł Ryszard Kalisz postulował, że neutralność światopoglądowa oznacza albo zawieszenie wszystkich symboli wszystkich religii w Sejmie (aby nikt nie poczuł się urażony) albo ich całkowitą nieobecność.

Jakimś kompletnym nieporozumieniem jest domaganie się, aby ze sfery publicznej zniknęły jakiekolwiek odniesienia i symbole religijne. Bo stoi za tym przekonanie, że religia nic nie wnosi do życia społecznego, to tylko domena prywatności, co jest wierutnym przekłamaniem.
Poza tym, jeśli w Polsce większość nie ma nic przeciwko wieszaniu krzyża na ścianach instytucji państwowych i publicznych (co potwierdzają różne sondaże), a państwo jest wyrazicielem woli obywateli, to jak można żądać czegoś przeciwnego. Demokracja ma to do siebie, że mniejszość musi w pewnym sensie pozostać poszkodowana, przynajmniej w niektórych dziedzinach. Owszem, powinniśmy szukać dróg porozumienia z obywatelami, którzy nie podzielają wiary chrześcijańskiej i mają prawo domagać się, aby państwo nie utożsamiało się wyłącznie z jedną religią. Ale nie ma innej drogi niż wypracowywanie kompromisów. Nie mamy też póki co lepszego ustroju. I nie wyobrażam sobie, aby wszystkich można było zadowolić.

Antykościelna gorączka w Polsce narasta. Nie łudźmy się, że uda ją się szybko zbić chłodnymi kompresami i połowicznymi środkami. Gry polityczne partii Palikota w Sejmie stale będą przyciągać uwagę mediów, bo to smaczne kąski. A antyklerykalne reakcje rodzą się również na gruncie krążących w przestrzeni publicznej półprawd i spłaszczonym wizerunku Kościoła. Powiela się ciągle różne stereotypy, rzuca banały, które nie mają głębszego znaczenia, byle tylko rozbudzić negatywne emocje.

Jak skutecznie i rozsądnie uzasadniać i walczyć o swoje racje

Dla ludzi wierzących w Polsce, którym zależy na chrześcijaństwie, nadszedł czas, aby poważnie zastanowić się, jak skutecznie i rozsądnie uzasadniać i walczyć o swoje racje. Nie wystarczą do tego połajanki, gromy z ambon, oburzanie się czy ataki słowne.Trzeba przedstawiać rzeczowe argumenty, ukazując także pozytywną rolę Kościoła w społeczeństwie. Myślę, że roztropność nakazuje, aby wobec obecnych prowokacji z wielkim wyczuciem i stonowaniem bronić niewątpliwego prawa większości chociażby do obecności krzyża czy innych symboli w miejscach publicznych. Trzeba odwoływać się raczej do argumentów prawnych, kulturowych i historycznych niż wdawać się w emocjonalne walki i pyskówki. Bo inaczej będziemy tylko dolewać oliwy do ognia.

Mam jednak wrażenie, że w tej dziedzinie już borykamy się z poważnym brakiem, a będzie się on jeszcze pogłębiał, jeśli nic nie zrobimy. Na palcach jednej ręki można policzyć publicystów katolickich, którzy mogą i chcą powiedzieć coś sensownego o Kościele, bez zacietrzewienia i fanatyzmu.

Powodem tego jest również to, iż za mało osób świeckich czuje się częścią Kościoła i dlatego niechętnie włączają się w rzeczową debatę. Po części należy ten stan przypisać redukcji słowa "Kościół" do duchowieństwa lub po prostu instytucji, co jest nagminne w dyskursie publicznym. I to niewątpliwie także za sprawą oficjalnych listów i oświadczeń episkopatu, gdzie słowo "Kościół" występuje niemal wyłącznie w znaczeniu hierarchii. Najwyższy czas, by wyraźniej i częściej ukazywać opinii publicznej oraz wiernym w świątyniach i na katechezach w szkole różne znaczenia tego, co nazywamy Kościołem. W każdym razie, niewykluczone, że Opatrzność dopuszcza działania Janusza Palikota i jemu podobnych, by dać nam kuksańca i wezwać do bardziej wytężonej aktywności w przestrzeni publicznej, a nie tylko w obrębie murów kościoła.

Dariusz Piórkowski SJ

Źródło: Kąsanie Kościoła

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski