– Powiedziałaś, że powstawanie Twojego najnowszego albumu zaczęło się od „mocnego kopa w twarz”. Co to było?
– Bardzo dużo rzeczy. To nie była jedna sytuacja. Bo najczęściej jest tak, że jak coś się w życiu wali, to z każdej strony. I tak było też w moim przypadku. Jedyne, co mogłam zrobić, to zatrzymać się, przyjrzeć tej sytuacji – i się z nią zaprzyjaźnić. A potem iść dalej.
– Dlaczego zdecydowałaś się na stworzenie szerokiego projektu multimedialnego, a nie na wydanie zwykłej płyty?
– Bo nie kręciło mnie już nagranie kolejnej, zwykłej płyty. Chciałam zrobić coś nie po bożemu. Mam bowiem w sobie taką przekorną chęć chodzenia pod prąd, bo jak to kiedyś pięknie powiedział Herbert,
„z prądem płyną śmieci”.
– Punktem wyjścia były jednak piosenki?
– Tak. Kiedy zaczęłam je tworzyć, nie spodziewałam się, że przerodzi się to w multidyscyplinarny projekt. Zaczęło się od idei opowieści o dojrzewaniu, przebudzeniu, stopniowym odnajdywaniu własnych wartości, ale z dobrym zakończeniem.
Kiedy stworzyłam główną bohaterkę – Lucy – stwierdziłam, że chcę ją pokazać w sposób niestereotypowy. Zaczęły mi wtedy chodzić po głowie różne pomysły, jak zainfekować swoją emocją innych twórców.
– I udało się?
– Kiedy piosenek posłuchał mój ukochany malarz, Alfons Siewiecki, zaproponował, że stworzy dziesięć obrazów do poszczególnych utworów. Teraz w Londynie powstaje książka, w której znajdą się nowele zainspirowane nagraniami.
Na Islandii, gdzie nagrywałam materiał, zrobiliśmy z kolei dziesięć zdjęć. Powstaną też etiudy filmowe zrealizowane przez polskich reżyserów, których filmy są dla mnie ważne. Wszystko to zostanie zamknięte wspólną wystawą – „Lucy And The Loop”.
– Jesteś w stanie sfinansować to wszystko z własnej kieszeni?
– Nie ma innej możliwości. Żeby zrobić coś autorskiego, trzeba to wyprodukować samodzielnie. Żadnej wytwórni fonograficznej nie byłoby stać na taki projekt. A ja nie chcę zamykać w szufladzie swoich pomysłów. To szalenie trudne wyzwanie – ale przy ogromnym zaangażowaniu ludzi, którzy podobnie jak ja mają potężną wiarę w sukces tego przedsięwzięcia, wszystko jest możliwe.
– Twoja opowieść o Lucy odpowiada Twoim przeżyciom z ostatnich lat?
– Jest tam trochę opowieści o mnie, aczkolwiek nie jest to do końca autobiograficzne. Wejście w samotność jest dobrym momentem do poznania siebie. Przeżyłam to – i takie doświadczenie jest mi teraz bardzo bliskie.
Dzięki temu nauczyłam się, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu, jest wynikiem naszych mniej lub bardziej świadomych decyzji. Dlatego to my sami układamy sobie swój nasz własny los.
– Powiedziałaś kiedyś, że fascynuje Cię przekraczanie granic. Jakie granice przekroczyłaś, pracując przy nowej płycie?
– To są dwie granice: wejście w ciemność i wyjście z ciemności. Dzięki przejściu przez nie dowiedziałam się, że jestem silną osobą. Że jestem niezłomna. Że przypominam ogon jaszczurki, który mimo że się dziabnie i utnie, to on i tak odrośnie.
– Taka świadomość daje Ci moc?
– Tak. Kiedyś jej nie miałam, bo trudno ją mieć, mając osiemnaście lat. Dopiero wszystkie późniejsze wydarzenia pokazały mi, że mam w sobie ogromną siłę. Dlatego jestem dzisiaj mocno podbudowana.
– Odcinasz się od swej przeszłości z Varius Manx?
– Nie. Odcinanie się od przeszłości, to odcinanie się od samej siebie. A to przecież niemożliwe. Nie da się amputować części siebie. Jestem dumna i cieszę się ze wszystkiego, co miało miejsce w moim muzycznym życiu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?