Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Groniec: Jak nie popłaczę sobie choć raz w tygodniu, to jestem chora

Paweł Gzyl
Katarzyna Groniec zaśpiewa 6 listopada w krakowskim klubie Studio
Katarzyna Groniec zaśpiewa 6 listopada w krakowskim klubie Studio Fot. Alex Lua
Rozmowa. Katarzyna Groniec o płycie „Zoo z piosenkami Agnieszki Osieckiej”.

- Na okładce płyty napisała Pani, że choć wykonywała wcześniej utwory Osieckiej, to jednak nigdy za nimi nie przepadała. Z czego wynikała ta niechęć?
- Wszystkie piosenki, które znałam, są o nieszczęśliwej miłości, do tego napisane językiem, którego nie czułam. Przez wiele lat nie rozumiałam tych tekstów. Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z nimi, pracowałam w teatrze i reżyser mówił: „Masz i śpiewaj. Dostaniesz światło w oczy, to jakoś pójdzie”. Oczywiście starałam się robić to jak najlepiej i jeśli nie zrozumieć, to chociaż poczuć, o co chodzi w tych tekstach. Byłam jednak na nie za „zielona”. Żeby je w pełni odkryć, musiałam coś przeżyć.

- Co zatem bliskiego odnalazła Pani w tych piosenkach?
- Swoją złość, pyskatość i brak pokory. Te teksty są głównie liryczne. Weźmy choćby „Nie zabijaj mnie powoli”. Pierwsze wykonanie tej piosenki to smutna ballada, w której rosyjska pieśniarka, pierwsza wykonawczyni utworu, prosi o szybkie, mniej bolesne rozstanie z miłością. Ja też nie chcę być zabijana, wolę umrzeć szybko, a nie powoli, ale o to nie chcę prosić, mnie to złości, dlatego w tej piosence nie proszę, tylko żądam.

- Feministki chyba nie lubią piosenek Osieckiej, bo w nich kobieta właściwie nie może istnieć bez mężczyzny. Czy to nie jest anachroniczna postawa w dzisiejszych czasach?
- Pewnie dlatego, będąc młodą piosenkarką, nie lubiłam tych tekstów. Kobieta w roli ofiary - mnie granie takich postaci wypadało nadzwyczaj dobrze. Teraz starałam się zaśpiewać te piosenki, niczego w nich nie zmieniając, ale dodając im buntu, będącego w kontrze do tego, co nam się narzuca, słuchając Osieckiej. Wprowadzając do tych piosenek trochę buty, chciałam sprawić, żeby ich bohaterka stała się już inną kobietą. To była tylko kwestia znalezienia odpowiedniego środka wyrazu dla tych emocji.

- W życiu też Pani częściej wybiera złość niż płacz?
- Ja uwielbiam płakać. Jak nie popłaczę sobie choć raz w tygodniu, to jestem chora. Przy radosnych i przy smutnych okazjach, z bezsilności i z wściekłości, w kinie i przed telewizorem. Jak pan sobie życzy, mogę się rozpłakać nawet podczas reklamy papieru toaletowego, pod warunkiem że będzie tam, najlepiej bezdomne, zwierzątko. Płacz jest dla mnie po prostu najlepszym ujściem dla emocji. Lepiej tak, niż dusić je w sobie.

- Miała Pani w życiu taki moment, że rozstanie z mężczyzną rodziło przerażające pytanie: Jak ja sobie bez niego poradzę? - Raczej nie ma ludzi, którzy by nie doświadczyli takich przykrych i załamujących momentów w życiu. Tłumaczę sobie jednak, że to się musi zdarzać. Bo to są „ćwiczenia” przed najważniejszą odsłoną miłości i dzieją się po to, żebyśmy umieli w końcu zadbać o ten najważniejszy związek. Gdybyśmy nie ćwiczyli, to skąd mielibyśmy umieć?

- Jaka jest cena, którą dzisiaj kobieta płaci za to, że nie musi się już tak kurczowo trzymać ramienia mężczyzny, tak jak to było za młodych czasów Osieckiej? - Biologia jest nieubłagana. To kobieta nosi dziecko pod sercem, rodzi, karmi i w większości przypadków to ona scala dom. Pogodzenie tego z robieniem kariery i realizowaniem siebie jest trudne. Opinia, że kobiety świetnie dają sobie radę z pracą zawodową, robieniem kariery i wychowaniem dzieci, w mojej ocenie jest mitem. Mnie się to nie udało, zawsze coś cierpiało. Albo kulały sprawy domowe, albo zawodowe. Nie umiałam się tak rozdwoić totalnie i w stu procentach wszystko ogarnąć. Zawsze coś się wymykało.

- Na płycie jest kilka piosenek mówiących niemal wprost o śmierci. To też już temat Pani bliski?
- Bliski. I to niemal od urodzenia. Pięknie napisał Jeremi Przybora w „Piotrusiu Panu”, że śmierć będzie największą przygodą naszego życia, bo nareszcie zostanie przed nami odkryta największa jego tajemnica. Już jako dziecko miałam refleksyjną naturę i lubiłam dużo czytać, a oba te czynniki sprzyjają rozmyślaniom o sprawach ostatecznych.

- Osiecka pisze: „Życie jest takie, a nie inne”. To znaczy, że mamy je zaakceptować takim, jakie jest. Z wszystkimi radościami i trudami. Potrafi Pani tak?
- Coraz lepiej mi to idzie. Z wiekiem wszystkie skrajne uczucia, które mną szarpały, wyraźnie się spłaszczają i wyciszają. I bardzo mi z tym dobrze.

- Piosenka „Króliczek” wskazuje, że najlepiej żyje się, kiedy człowiek potrafi cieszyć się chwilą.
- (śmiech) Chyba nikt tak nie potrafi. To tekst, który mógłby się znaleźć w podręczniku typu: „Jak żyć i być szczęśliwym”. To jednak jest dla mnie filozofia dla ubogich: „Żyj, jakby jutra nie było”. To kompletna abstrakcja.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski