Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofą grają niemal wszystkie partie, ale ze skutkiem mizernym

Włodzimierz Knap
fot. Andrzej Banaś
Rocznica smoleńska. Dr Marta Żerkowska-Balas z Katedry Socjologii Uniwersytetu SWPS o wpływie katastrofy na polską politykę.

- Czy katastrofa smoleńska ma nadal wpływ na politykę?

- Ma, choć on znacząco maleje, co dziwić nie powinno.

- Dlaczego?

- Ponieważ rzeczą normalną jest, że wraz z upływem czasu maleje ból z powodu śmierci, nawet gdy chodzi o najbliższych. Ludzie chcą pamiętać o śmierci bliskich czy znajomych, ale nie pragną jej rozpamiętywać.

- Mówię jednak o polityce.

- Ta zasada wpływa też na przenoszenie tragedii z 10 kwietnia 2010 r. na spory polityczne i nie zmieni tego fakt, że politycy różnych opcji zabiegali i zabiegać będą o wykorzystywanie jej dla własnych celów. Wpływ katastrofy smoleńskiej maleje i dlatego, że sporo argumentów i zwykłych chwytów z dziedziny marketingu politycznego zostało już wykorzystanych, a o nowe trudno, choćby przypominały wyciąganie królika z kapelusza. Proszę zwrócić uwagę, że tego rodzaju „dowody” od pewnego czasu są coraz rzadsze.

- Po raz pierwszy duży wpływ na politykę tragedia smoleńska mogła odegrać w wyborach prezydenckich w lecie 2010 r. Czy gdyby Jarosław Kaczyński i jego ekipa wykorzystały ją wówczas w celu wybrania obecnego prezesa PiS na głowę państwa, to ten manewr mógłby się powieść (Kaczyński w II turze zdobył 47 proc. głosów, Bronisław Komorowski - 53 proc.)?

- Trudno powiedzieć, czy taki zabieg zakończyłby się sukcesem Jarosława Kaczyńskiego. Przeprowadzone po wyborach prezydenckich badania pokazują, że sama katastrofa nie przechyliła szali zwycięstwa na jedną czy drugą stronę. Nie wiadomo, jak wpłynęłoby jej instrumentalne wykorzystanie. Warto pamiętać, że w czasie wyborów walka toczy się o pozyskanie wyborców niezdecydowanych, bowiem wiadomo, jak zagłosują twarde elektoraty. Istota rzeczy polega na tym, że elektorat niezdecydowany to co najmniej połowa wyborców. Oni albo nie są zainteresowani polityką czy szerzej - życiem publicznym, albo są nią zniesmaczeni do tego stopnia, że kontestują wszelkie wydarzenia polityczne, w tym udział w wyborach. Trudno zatem powiedzieć, jaki skutek miałoby wykorzystanie katastrofy smoleńskiej w lecie 2010 r. na decyzje wyborcze milionów osób niezdecydowanych.

- Czy od zakończenia wyborów prezydenckich w 2010 r. po wybory parlamentarne w 2015 r., zakończone wygraną PiS, to stronnictwo umiejętnie wykorzystywało katastrofę smoleńską dla cementowania swojego elektoratu?

- O ile wiem, nikt nie prowadził badań, które pokazałyby, czy sięganie po katastrofę smoleńską dało PiS-owi dodatkowych wyborców z grupy niezdecydowanych czy popierających inne formacje. Moim zdaniem ten przekaz skierowany był niemal wyłącznie do żelaznego elektoratu tej partii i na niego miał wpływ. Kluczową rolę w tym, że PiS zdobyło ponad 37 proc. głosów w wyborach do Sejmu w 2015 r. i sięgnęło po pełną władzę, odegrały czynniki ekonomiczne, m.in. program 500+, oraz rozczarowanie rządami PO-PSL, a nie sprawa katastrofy smoleńskiej.

- 500+ poprawiło sytuację sporej grupy wcześniej bardzo biednych rodzin, z których spora część głosowała na PiS. Czy one wraz z poprawą swojego losu podczas przyszłej kampanii mniej będą podatne na wykorzystywanie katastrofy smoleńskiej przez wszystkie opcje?

- Jeśli chodzi o program 500+, ludzie pomału traktują to świadczenie jako coś naturalnego, co im się należy. Oznacza to, że siła oddziaływania tego argumentu w przyszłej kampanii będzie znacznie mniejsza. Wiele wskazuje też na to, że spór wokół tragedii z 10 kwietnia 2010 r. jesienią 2019 r. będzie znikomy i taki też będzie jego wpływ na wynik wyborów. Tak jak wspominałam, walka będzie toczyła się o rząd dusz niegłosujących, a do nich przemówią argumenty polityczne i ekonomiczne.

- Pozostałe partie również wykorzystują katastrofę smoleńską dla własnych celów?

- Niektóre. Przyświeca im ten sam cel, tylko działają w odwrotnym kierunku niż PiS. Starają się zmobilizować własnych wyborców, instrumentalnie wykorzystując zarówno samą katastrofę, jak i przekaz kierowany przez PiS do jego elektoratu. Krótko mówiąc, to przykład gry politycznej, która tzw. zwykłych zjadaczy chleba - i nie tylko - może oburzać.

- Jaki efekt może przynieść partiom odwoływanie się do tragedii z 10 kwietnia 2010 r.?

- Myślę, że znacząco mniejszy niż chcieliby politycy. A z upływem czasu efekty takich działań systematycznie się kurczą.

- Katastrofa smoleńska miała i ma wpływ na społeczne podziały wśród Polaków?

- Jeżeli już, to w stopniu bardzo niewielkim. Ona wpisała się w istniejące już od kilku lat konflikty. Ostry i znaczący był spór, do którego doszło w czasie kampanii 2005 r. i po niej. Skrótowo mówiąc: mocno wtedy akcentowany podział na Polskę solidarną i liberalną. Istotą konfliktów, które odbijają się na życiu politycznym, ich rdzeniem, jest sytuacja materialna społeczeństwa. PiS udało się zmobilizować w stopniu większym niż innym partiom osoby, które czują się pokrzywdzone, niezaopiekowane w odpowiedni sposób przez państwo, a przy tym są podatne na argumenty oparto na martyrologii narodowej.

- Podobno wielu Polaków martyrologię ma we krwi.

- Wszelkie stereotypy są na bakier z rzeczywistością. Ale faktem jest, że tragedia smoleńska wzmocniła rodaków podatnych na przyjmowanie mitu Polski jako narodu cierpiącego, zdradzanego, umęczonego.

- Katastrofa smoleńska przez pierwsze dni po niej połączyła Polaków. Szybko jednak pojednanie skończyło się. Rola „dynamitu” przypadła pochówkowi na Wawelu prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

- Nie ulega wątpliwości, że pojednanie po 10 kwietnia 2010 r. nie mogło trwać długo. Ten lub inny czynnik zakończyłby czas zjednoczenia, bo przyczyny podziałów były głębokie i wielorakie. Polacy niejednokrotnie jednoczyli się w wyjątkowych okolicznościach, np. po śmierci Jana Pawła II, z czasem jednak wszystko wracało do normy.

- Nie brakuje socjologów, psychologów społecznych, którzy uważają, że Polacy są narodem raczej spokojnym, biernym, nielubiącym ostrych kłótni na forum publicznym.

- Myślę, że jako naród jesteśmy podzieleni także w tego rodzaju sprawach. Jedni lubią spokój, inni - przeciwnie. Badania opinii publicznej pokazują jednak od lat, że dwadzieścia kilka procent twardo opowiada się za jedną stroną barykady politycznej, mniej więcej taki sam odsetek jest równie mocno zaangażowany na rzecz drugiej strony. Wniosek z tego może być taki, że co drugi z nas tak naprawdę chce unikać sporów, swarów w życiu publicznym, w tym ze strony polityków.

- Takich osób nie interesuje sprawa tragedii smoleńskiej? Nie zajmuje ich np. to, czy była to katastrofa, czy zamach?

- To są dwa różne zagadnienia. Takie osoby zwykle niewiele obchodzą spory wokół tragedii z 10 kwietnia 2010 r., jak też niemal wszelkich innych konfliktów. Ale na kwestię, czy był to zamach, czy katastrofa, nierzadko mają pogląd. Jest on taki, jaki uważają za bardziej przekonujący.

- Miesięcznice smoleńskie w miarę upływu czasu będą coraz mniej przykuwać uwagę mediów?

- Media miesięcznicami interesowały się wtedy, gdy coś spektakularnego się na nich działo. Ktoś, a szczególnie Jarosław Kaczyński powiedział coś ostrego, kontrowersyjnego albo doszło do zakłócenia obchodów. Zainteresowanie rosło też w czasie kolejnych rocznic katastrofy smoleńskiej. Na nie przychodzili i przychodzić będą jednak ludzie, niezależnie od zainteresowania mediów. Podzieliłabym ich na trzy kategorie.

- Jakie?

- Do pierwszej zaliczam rodziny tych, którzy w katastrofie zginęli i osoby blisko z ofiarami związane. Wśród nich, jak wiadomo, są też politycy, na czele z prezesem PiS. Do drugiej - ludzi, którzy przychodzą upamiętnić katastrofę smoleńską i uczcić jej ofiary. Do trzeciej - osoby, które miesięcznice wykorzystują do celów politycznych. Może być tak, że ta sama osoba kieruje się dwoma albo nawet trzema wymienionymi powodami.

- Od paru miesięcy miesięcznice zakłócają Obywatele RP, organizacja, która twierdzi, że robi to z niezgody na łamanie przez PiS konstytucji i demokracji. Czy Obywatele RP dzięki takim akcjom mogą zastąpić KOD lub zaistnieć na scenie politycznej?

- Nie. Samo kontestowanie obchodów upamiętniających katastrofę smoleńską nie przyczyni się do zdobycia politycznego poparcia.

- Jak przebiegać mogą w 2020 r. obchody 10. rocznicy katastrofy?

-Najpewniej będziemy mieli typowo rocznicowe obchody, bez wpływu na politykę. Nie sądzę też, by twardzi zwolennicy teorii zamachu zmienili ten sposób myślenie. Przekonani o katastrofie również nie zmienią swojego zdania, choćby usłyszeli sto różnych teorii o zamachu.

WOKÓŁ SMOLEŃSKA

Dr Wacław Berczyński, szef podkomisji ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego, miał wczoraj poinformować o owocach ponadrocznych prac zespołu. Skończyło się na stwierdzeniu: „Spotkaliśmy się w ciągu tego roku z zarzutami, że nie pracujemy, że nie przekazaliśmy wyników, że kosztowaliśmy zbyt dużo. Właśnie w tym celu zapraszam wszystkich na pokazanie naszych wyników. Wykonaliśmy wiele prac, część jest zakończonych, część bardzo zaawansowanych”. I na tym skończył, zapraszając dziennikarzy na poniedziałek. (K.W.)

Na cmentarzu Rakowickim w Krakowie ekshumowano wczoraj szczątki gen. Włodzimierza Potasińskiego, kolejnej ofiary katastrofy smoleńskiej. (SUB)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski