Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa. Państwo nie zdało egzaminu. Do dziś

Agaton Koziński
Ostatnie sekundy Tu-154M. Obok prezentujemy grafikę pokazującą, jak wyglądał ostatni fragment lotu prezydenckiego tupolewa. Samolot się rozbił, bowiem pilot nie tylko zniżał się w dół po niewłaściwym kursie, ale także nie utrzymał się w osi pasa startowego. Pilotów mógł zmylić jar znajdujący się tuż przed progiem pasa - takie zakłócenie wysokości sprawiło, że nie wiedzieli, że znajdują się tak nisko, jak się znajdowali

Ostatnie pięć lat to mozolna praca przy rekonstrukcji tego, co się wydarzyło w ciągu 74 minut lotu z Warszawy do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. Jak to trudne, najlepiej widać po działaniach prokuratury, która pod koniec marca 11. raz wydłużyła czas trwania swojego śledztwa w tej sprawie. Niezależnie od niej dochodzenie prowadzi zespół parlamentarny pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Jak do tej pory prace zakończyła tylko komisja Jerzego Millera, która badała przyczyny tej katastrofy.

Prokuratura ma zadanie trudniejsze, gdyż musi zebrać dowody, zdolne później obronić się w sądzie - jeśli sprawa do niego kiedyś trafi, gdyż ostatnio prokuratura przekazała, że będzie wnioskować o umorzenie ze względu na śmierć sprawców.

Sytuację komplikuje fakt, że jednocześnie ze śledztwem w sprawie przyczyn katastrofy, trwa sprawdzanie, czy to śledztwo jest prowadzone właściwie. I ta druga kwestia dziś wzbudza najwięcej emocji. Przykładem jest sytuacja z tego tygodnia, gdy radio RMF ujawniło nowe wersje stenogramów nagrań z czarnych skrzynek Tu-154M.

Dziś nikt nie ma przekonania co do tego, że o katastrofie smoleńskiej wiemy wszystko. I to powszechne poczucie jest największym zarzutem wobec państwowych instytucji. Nie dość, że nie umiały odpowiednio przygotować lotu prezydenta, to jeszcze nie radzą sobie z doprowadzeniem śledztwa do końca.

Przypomnijmy. Prace nad wyjaśnieniem przyczyn katastrofy prowadziły dwie komisje: rosyjska i polska. Pierwsi wyniki przedstawili Rosjanie, kompletnie zaskakując tym polskie władzy. Wnioski zaprezentowane 12 stycznia 2011 r. przez rosyjski
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) brzmiały jak wielki akt oskarżenia wobec polskich organizatorów lotu oraz pilotów.

Komisja uznała, że przyczyną tragedii były m.in. brak decyzji o odejściu na lotnisko zapasowe mimo informacji o złej pogodzie w Smoleńsku, schodzenie w dół mimo ostrzeżeń, brak reakcji na sygnały o niebezpieczeństwie systemu TAWS, podejście do lądowania, mimo że nie było na to zgody wieży, presja wywarta na pilotów, by za wszelką cenę wylądowali.

"Mimochodem" wspomniano też, że gen. Andrzej Błasik (dowódca Sił Powietrznych) znajdował się pod wpływem alkoholu.
Na polską reakcję musieliśmy poczekać do 29 lipca 2011 roku, kiedy prace ukończyła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, zwana "Millera".

Komisja inaczej niż MAK wyjaśniła przyczyny tragedii. Nie twierdziła, że piloci tupolewa chcieli za wszelką cenę lądować, tylko napisała, że samolot rozbił się w trakcie manewru, który miał pomóc pilotom ocenić, czy lądowanie jest w ogóle możliwe. Nie wspominała o tym, czy Błasik pił alkohol, a także podkreśliła, że nie naciskał na pilotów. Jednak raport komisji o przyczynach katastrofy był właściwie aktem oskarżenia wobec państwa. W dokumencie podkreślono błędy w pilotażu załogi (zeszli zbyt nisko, lecieli zbyt szybko, źle korzystali z urządzeń pokładowych), ale także bardzo mocno skrytykowano system organizacji tego typu lotów.

Wydawało się, że raport Millera uspokoi, oczyści atmosferę wokół katastrofy smoleńskiej. Nic bardziej mylnego - przede wszystkim za sprawą pracy zespołu Macierewicza, którego ustalenia brzmiały poważnie (ze względu na dorobek naukowy osób, które się pod nimi podpisywały, a także ze względu na metodologię przyjętą w czasie prac). Największa w tym zasługa prof. Wiesława Biniendy, pracownika naukowego amerykańskich uczelni.

Przeprowadził on komputerową symulację lotu tupolewa i na tej podstawie dowodził, że przyczyny katastrofy były inne niż ustalenia komisji Millera. Twierdził, że jest niemożliwe, by brzoza o grubości 30-40 cm urwała fragment skrzydła samolotu. To otworzyło przestrzeń dla innych naukowców z zespołu Macierewicza, którzy zaczęli dowodzić, że prezydencki samolot padł ofiarą zamachu.

Tych ustaleń nikt nie kontrował. Jednocześnie na jaw zaczęły wychodzić kolejne niedociągnięcia polskich władz. Chaos informacyjny zasiał ziarno niepewności. Skoro władze wyjaśniające przyczyny katastrofy myliły się w sprawach stosunkowo drobnych , to jaka jest pewność, że przeprowadzone przez nią śledztwo zostało przeprowadzone prawidłowo? To z tego powodu sondaże pokazują, że ponad 30 proc. Polaków jest przekonanych, że Lech Kaczyński zginął w wyniku zamachu. Dowodów na to nie ma. Ale dowodów na błędy państwa w tej sprawie jest aż nadto.

***
W raporcie Millera podkreślono, że lot zaczął się z półgodzinnym opóźnieniem, ale też wypunktowano całą serię zaniedbań (m.in. brak zabezpieczenia zapasowych lotnisk czy brak wcześniejszego rekonesansu ze strony BOR) oraz niewłaściwe przygotowanie pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który zajmował się przewożeniem najważniejszych osób w państwie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski